Przejdź do głównej zawartości

Dwóch Jurków na zakręcie.


Przyjaciółmi są od blisko czterdziestu lat. Byli ze sobą zawsze, a szczególnie wtedy, gdy jeden lub drugi potrzebował wsparcia. Szkopuł w tym, że jeden nigdy nie płynął z prądem, bo bardziej niż politykiem, był filantropem oraz społecznikiem. Drugi zaś, nie potrafi pływać pod prąd, przyjmując za swoją filozofię, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a w polityce przyjaźń można zastąpić pragmatyzmem.

FOT.Gorzow24.pl

Granicę jako pierwszy przekroczył Jerzy Wierchowicz, przyjmując pozę mędrca, kogoś w rodzaju Pytii z Wyroczni Delfickiej, czy też pępka świata, którego słowa po „kanonizowaniu” na radnego wojewódzkiego, są ostateczne i nie podlegają dyskusji. „Nowoczesna popełniła kardynalny błąd decydując się na koalicję z najsłabszym <Kocham Gorzów>. Ta decyzja wyrządziła szkodę aż trzem podmiotom politycznym. Sam byłem zwolennikiem startu razem z PO w ramach Koalicji Obywatelskiej. Nie przekonałem swoich członków, przekonał kto inny” – wypalił w felietonie, sugerując, jakoby jakiś błąd popełnił Jerzy Synowiec.

Po czym na klepisko wypuścił swojego leciwego bulteriera od cygar. „Mamy w Gorzowie przykład, jak wyborcy potraktowali tych, którzy wymyślili sobie jakiś <Kocham Gorzów>, a jak potraktowali ludzi, którzy poszli w całości” – skonstatował dzisiaj w Radiu Zachód były I sekretarz komunistycznej PZPR Władysław Komarnicki z PO.

Całe te grilowanie zasłużonego dla miasta społecznika, który w przeciwieństwie do Wierchowicza i Komarnickiego, nie postrzega polityki jako formy leczenia kompleksów lub zaspokajania potrzeby uznania, jest dziwne.

Był czas, że Jerzego Wierchowicza i Jerzego Synowca postrzegano jako nierozerwalny duet polityczny. Wszystko dlatego, że ten pierwszy wyciągnął do niego rękę, gdy ten błąkał się po politycznym marginesie, szukając dla siebie miejsca po śmierci Unii Wolności, porażce projektu Partii Demokratycznej i przegranej w wyborach do Senatu z ramienia komitetu Lewica i Demokraci. Był też w prezydenckim klubie Tadeusza Jędrzejczaka z którego uciekł, licząc iż los wrzuci go na falę, która zaniesie go na Wiejską.

Tak więc, kiedy Platforma Obywatelska nie chciała przyjąć Wierchowicza w swoje szeregi, Jerzy Synowiec w duchu solidarności z nim z partii wystąpił. „Odchodzę, bo odłożono na święte nigdy przyjęcie do partii Jerzego Wierchowicza, a według mnie, to postać bardzo cenna” – mówił 26 maja 2015 roku Synowiec, przedkładając przyjaźń, ponad osobistą pozycję.

Wierchowicz po październikowych wyborach, w których uzyskał średni wynik w stosunku do pozycji na liście, wszystko postawił na jedną kartę: po mnie choćby spalona ziemia.

Wszystko wskazuje na to, że zakiwał się na śmierć, a występując przeciw działaczom Nowoczesnej, głównie z powodów czysto koniunkturalnych, połamie sobie polityczne zęby. Zanim koalicyjne rozmowy na poziomie regionu wejdą w fazę decydującą, on już uzyskał wotum nieufności gorzowskich struktur, a za chwilę może stracić także członkostwo w partii. To prawdziwy prezent dla Pawła Pudłowskiego, któremu ewentualna posada szefa sejmiku dla Wierchowicza nie jest na rękę, a wzmacnianie nadambitnego adwokata z Gorzowa na rok przed wyborami parlamentarnymi, byłoby zwykłą głupotą, czego Pudłowskiemu zarzucić nie można.

Adwokackie gabinety Wierchowicza i Synowca dzielą metry, ale polityka i ambicje eksposła spowodowały, że jest pomiędzy nimi Rów Mariański i temperatura bliska tej na biegunie północnym. Co ważne, Synowiec zachowuje się z klasą, a jemu koledze klasy zabrakło. „Są takie sytuacje, gdy znajomość może trwać kilkadziesiąt lat, przekracza punkt krytyczny i koniec. Przestał czytać rzeczywistość i nic więcej na ten temat nie powiem” – podsumował J. Synowiec w audycji Romana Błaszczaka „Fabryczna 19”.

Ich polityczne drogi się rozchodzą. Wierchowicz chce dopłynąć do Sejmu na czymkolwiek: na drzwiach, na krze, na trupach lub płynąć z prądem jak ryby i śmieci, a Synowiec pozostaje sobą i pływa dla Gorzowa. „Mam tą komfortową sytuację, że ja od nikogo niczego nie chcę” – skonstatował w audycji „Fabryczna 19”. I to zdanie wyraża wszystko, określa intencje i motywacje.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...