Przejdź do głównej zawartości

Nie ciesz się dziadku z cudzego upadku, czyli marszałek Polak ma problem

Dziwne to wszystko. Jeszcze miesiąc temu marszałkowskie służby uderzały w największe dzwony, epatując gorzowian sytuacją pensjonariuszy zielonogórskiego DPS-u. Ta groteskowa szarża był nieuczciwa, ale podobno wszystko wraca. Media wzięły ostry kurs na sytuację w szpitalach podległych Urzędowi Marszałkowskiemu.

Fot. gorzowianin.com

        Nie ciesz się dziadku z cudzego upadku - to powiedzenie jest wciąż aktualne. Domy pomocy społecznej w całej Polsce były przygotowane na koronawirusową rzeczywistość tak, jakby na Spilbergen wybrać się w sandałkach. Wszyscy o tym wiedzieli; po zielonogórskiej placówce, było już tylko gorzej w całym kraju. 

          Ci którzy ochoczo wtórowali krytyce prezydenta Zielonej Góry, teraz muszą połknąć żabę. Portal gorzowianin.com obnażył prawdziwą sytuację pacjentów gorzowskiego szpitala. „Tutaj jest brak jakiejkolwiek opieki. Brakuje wody i środków czystości” – zaalarmowali rozmówcy portalu. Tym razem marszałkowscy urzędnicy nie organizują już specjalnych zbiórek. Może dlatego, że zarząd szpitala nie rozliczył się jeszcze z tych, które były organizowane wiosną.

          W leciwej już komedii „Miś”, która obnażała absurdy PRL-u, jest scena w której reżyser filmów propagandowych, stwierdza: jest prawda czasu i prawda ekranu. Wszystko po to, by uzasadniać mało wyszukaną ściemę w realizowanych przez siebie filmach. W buty filmowego reżysera weszły w październiku służby marszałek Elżbiety Polak; urzędnicy wykorzystali dramat pensjonariuszy zielonogórskiego DPS-u, aby dołożyć politycznemu przeciwnikowi w osobie prezydena Janusza Kubickiego

          Tak było kilka tygodni temu. A jak jest teraz? Zza kulis wyziera dramat tych wszystkich, którym przyszło skonfrontować prawdę o marszałkowskich szpitalach, z codzienną rzeczywistością. „Jedna z kobiet krzyczała pół nocy, że nie piła wody przez trzy dni” – opowiada pacjent gorzowskiego szpitala.

        Nie lubię mądrzyć się w sprawach ludzkich tragedii, ale gołym okiem widać, że przysłowiowa karma powróciła. Sytuacja jest tożsama z tą, która miała miejsce w przypadku pensjonariuszy zielonogórskiego DPS-u. Różnica jest taka, że ten ostatni nie dostawał milionów z budżetu państwa. Mimo tego, jego mieszkańców wzięto jako zakładników do politycznej wojenki. 

          Przeholowali dosłownie wszyscy, ubierając się w szaty sprawiedliwych, a odsądzając od czci wi wiary bogu ducha winnego prezydenta miasta. Relacja gorzowianin.com pokazuje, że ta postawa jest skórką od banana, na której stronnicy i urzędnicy marszałek, właśnie się poślizgneli. Naginali rzeczywistość, by tworzyć fałszywą narrację, a teraz muszą się zmierzyć z narracją w której koronnym dowodem jest lustro.

       Pokusa krytyki totalnej wydaje się oczywista, ale publicystyczna uczciwość, nakazuje umiar. Bardzo prosto jest efektownie pisać o czymś, co jest białe lub czarne. Problem zaczyna się, gdy coś ma wiele odciecni. Tak jest właśnie z walką z koronawirusem w Lubuskiem.

          Stawką w tej grze jest życie wielu ludzi, a nominalnie za to odpowiedzialny jest wojewoda. Tylko ktoś nierozsądny i złośliwy mógłby nie dostrzec oczywistych faktów: kiedy marszałek Polak pracuje, wojewoda Dajczak głównie pozoruje. Polak od początku podejmowała kontrowersyjne decyzje, które z czasem okazały się racjonalne i potrzebne. Dajczak nie podejmował ich wcale, albo kunktatorsko przyklejał się do nie swoich sukcesów. Jego zaangażowanie jest ogromne, ale trzyma je w tajemnicy.

       Wniosek jest taki, że choć nastroje są bojowe, warto trzymać nerwy w ryzach. Pogoń za publicznymi „jobami” jest ogromna, ale wszyscy stąpamy po cienkim lodzie. Sytuacje z DPS-em i gorzowskim szpitalem, pokazują jak w pigułce, że nawet w polityce nie warto cieszyć się z koronawirusowej porażki konkurenta. Jutro to samo może sie wydarzyć gdzie indziej.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...