Miał nie tylko piękny
życiorys, ale przede wszystkim piękną duszę. Takich ludzi już nie ma; są tylko
w opowieściach o tych, którzy odeszli. Zenon Michałowski do nich dołączył, ale
pozostawia po sobie ogromną pustkę, której ogrom dostrzeżemy dopiero teraz, gdy
już go nie ma.
![]() |
Fot. Gorzow24.pl |
Jest w mieście wielu, którzy mają jego wady, ale ze świeczką szukać tych, którzy
mają jego zalety. W biznesie wszyscy starają się golić innych do zera, on
postępował inaczej – dzielił się bez reszty z innymi. Z grubsza wiadomo, gdzie
i kogo wspierał publicznie, ale prawdziwa lista osób którym pomagał przez lata,
owiana jest tajemnicą. Nie obnosił się z majątkiem, ale również nie chwalił
setkami osób i instytucji, które przez trzy dekady wolnej Polski finansowo
wspierał. Kogokolwiek z jego znajomych zapytać, każdy zna jakąś osobę, której Michałowski
w życiu pomógł.
Swoim życiem znokautował tezę, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Nie grał na faul, nawet jeżeli zdarzało się to tym, którzy koniunkturalnie ogłaszali się jego przyjaciółmi.
Poglądy miał wyraziste, co mocno go odróżniało od wszystkich tych, którzy
dla kariery lub osobistych korzyści, potrafią pisać oraz opowiadać tylko to, co
miłe dla ucha oraz da się „zalajkować”.
Zanim zaraził się koronawirusem, uwielbiał dyskutować na facebooku. Język miał
ostry jak brzytwa, ale z tej aktywności pochodzą tylko dobre wspomnienia. Był
solistą, który w sprawach fundamentalnych, takich jak wiara w Boga, szacunek do
słabszych oraz miłość do Polski, nie był skłonny do kompromisów. Szanował wszystkich. Nigdy nie potępiał
człowieka; jeśli krytykował – to jedynie poglądy, a nie ich autorów. Miał do
tego „papiery” i prawo, ponieważ przeżył, widział oraz doświadczył bardzo wiele.
Wszyscy znają go jako spełnionego biznesmena, działacza sportowego i
filantropa, ale życie go nie oszczędzało. Jako członek władz podziemnej „Solidarności”
był często zatrzymywany przez Służbę Bezpieczeństwa. Nie raz i nie dwa, wiązało
się to z utratą pracy oraz środków do życia. Mimo zasług z tamtego okresu, w
wolnej Polsce do polityki nie poszedł; ta jednak od zawsze mu towarzyszyła,
ponieważ Michałowskiemu nigdy i nic nie było obojętne. Zakładał w Gorzowie ROAD,
a następnie Unię Demokratyczną. Wspierał kampanię Lecha Wałęsy w 1995 roku, a
następnie współtworzył Akcję Wyborczą Solidarność, której był
wiceprzewodniczącym. Zaangażował się w pierwszą kampanię wyborczą prezydenta
Jacka Wójcickiego, ale poprzednika nie krytykował. „Prezydent Jędrzejczak dużo zrobił dla Gorzowa” – mówił w
wywiadzie dla Nad Wartą.
Nigdy nie potępiał człowieka; jeśli krytykował – to jedynie poglądy, a nie ich autorów.
Można się zastanawiać, jakim cudem skromny „budowlaniec” stał się wziętym biznesmenem, którego sukcesy są niezaprzeczalne. Jego zawodowa historia to gotowy podręcznik dla tych, którzy chcą być i mieć, a jednocześnie nie chcą iść po trupach do celu. Swoim życiem znokautował tezę, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Nie grał na faul, nawet jeżeli zdarzało się to tym, którzy koniunkturalnie ogłaszali się jego przyjaciółmi. Lista takich figur też jest długa, ale to oni mają się czego wstydzić, nigdy Michałowski.
Nie dbał o PR, nie epatował statusem społecznym oraz wpływami u ważnych
polityków. Propozycji miał wiele, ale z powodów moralnych nigdy z nich nie
skorzystał. Nie cenił obecnej „Solidarności”. „Wielu ideowców już dawno z <Solidarności> odeszło, część została,
a jeszcze inni dorobili sobie ideologię, aby wykorzystać związek do zaistnienia
w polityce. Najlepszym przykładem w Gorzowie jest załatwianie sobie tych
wszystkich odznaczeń” – mówił w Nad Wartą. Sam nigdy i żadnego odznaczenia
za swoją działalność nie otrzymał. Nigdy też o to nie zabiegał, choć powodów do
tego, aby otrzymał, było bez liku.
„Mieliśmy razem fajną historię” – napisał mi w wiadomości SMS, gdy przebywał
jeszcze w szpitalu w Żaganiu, skąd przez synów został przewieziony do Gorzowa.
Moja historia nie jest tak piękna jak Zenka, ale wiem jedno, że mogła się
potoczyć bardzo niedobrze, gdyby on się w niej nie pojawił. Jestem jednym spośród
setek, jeśli nie tysięcy, którzy spotkali na swojej drodze człowieka
wielkiego...