Przejdź do głównej zawartości

Młotkami można wbijać gwoździe, ale nie da się przeprowadzać politycznych operacji...

Jak to w życiu, nie wszyscy rycerze „dobrej zmiany” są źli i do niczego, po prostu ci mniej rozgarnięci są głośniejsi. To jak z opakowaniem towaru – im większe i bardziej puste, tym donośniejsze wydaje dźwięki. Trzeba braku ostrości widzenia, by nie dostrzec, że drugoplanowi przedstawiciele gorzowskiich struktur Prawa i Sprawiedliwości, w konfrontacji z tymi z Winnego Grodu, są lichej jakości. Chcieliby brać udział w zmienianiu Polski tutaj nad Wartą i Odrą, ale „młotkami” można co najwyżej wbijać gwoździe – do poważnych operacji, także politycznych, potrzebne są profesjonalne narzędzia.

I chociaż gorzowskie „żołnierzyki” robią co w ich mocy, głównie chlapiąc jęzorem w byłych publicznych rozgłośniach i partyjnej Telewizji Gorzów, nie sposób uznać ich za wartość dodaną „dobrej zmiany” w Lubuskiem. Ślizgając się po wylewanej przed Elżbietą Rafalską wazelinie, głoszą „hardkorowe” absurdy.

Demokracja w Gorzowie ma się dobrze. To były dobrze zorganizowane protesty. Mieliśmy do czynienia z takimi już za granicą. Widać, że są one kierowane przez NGOs-y, które się na tym dobrze znają i mają mało wspólnego ze spontanicznością. To nie były spontaniczne protesty, ale zorganizowane przedsięwzięcia” – powiedział w Radiu Zachód bliski współpracownik minister Rafalskiej i młody szef miejskiego klubu radnych PiS Paweł Ludniewski, w rzeczywistości bezmyślnie powtarzając partyjny „komunikat dnia”.

Na tytm jednak nie koniec, bo radny Ludniewski, a więc nikt – lub idąc tokiem myślenia ministra Zbigniewa Ziobro: prawie „zero” – nie tylko pogroził wiceprezydentowi Radosławowi Sujakowi, skrytykował gorzowskich sędziów, a na koniec z lekceważniem odniósł się do polityków opozycji, ale przede wszystkim, udowodnił, że nie tylko nigdy w życiu nigdzie poza polityką nie pracował, ale też się na niej nie zna.

„W Gorzowie protestowali również sędziowie, To jest niewłaściwe, bo stali się w ten sposób jedną ze stron(...). Obecność  na proteście wiceprezydenta Sujaka, to zachowanie niewłaściwe i wymaga krytyki, bo urzędnicy państwowi tak wysokiego szczebla samorządowego, takich poglądów nie powinni wyrażać” – wypalił, zapominając jednak, że administracja samorządowa i państwowa, to dwie bardzo różne rzeczy, ale najwidocznej, tego nikt temu młodemu człowiekowi nie napisał.

Kilka razy powtarzając w rozmowie z red. Marcinem Sasinem, zbitkę: „totalna opozycja”, nie zorientował się, że w ten sposób –jako urzędnik państwowy - potwierdza, iż sam jest „totalnym gamoniem”. Odnosząc się do protestów pod biurem swojej szefowej, udowodnił, że jego poziom poczucia humoru, rozjeżdża się z poczuciem smaku. „Gdybyśmy porozmawiali z osobami protestującymi, to w wielu kwestiach, nawet nie wiedzą w jakiej sprawie protestują” – skonstatował Ludniewski, ironicznie sugerując, że białe kwiaty protestujących, symbolizowały wdzięczność dla Rafalskiej. Nie przyszło mu do głowy, że kolor biały, mógł się kojarzyć z praniem przez PiS brudnych pięniędzy ze SKOK-ów.

Zabrzmiałby bardziej surowo, gdyby użył słów z PiS-owskiego pacierza: „Mordy i Kanalie”, choć i to wątpliwe, bo ów sakramentalna formuła ma wartość w ustach osoby o formacie politycznym, ale nie kabaretowym.

Nie wziął się znikąd. Najpierw zaczesywał grzywę poseł Rafalskiej, a później jął robić za przyzwoitkę przy Sebastianie Pieńkowskim, by w końcu – przejmując od niego wszystkie złe cechy i żadnej z nielicznych pozytywnych – rozpocząć granie na siebie. Zewsząd płynęły dziesiątki teorii, przypuszczeń i hipotez, ale jedno jest pewne: nie są parą. To dobrzy, uczciwi i hereroseksualni mężczyźni, którym władza uderzyła do głowy bardziej, niż pół litra wódki. Dokładnie jak w powiedzeniu, że w czasie wichury, śmieci unoszą się bardzo szybko, ale opadają powoli.

Rzekł niegdyś pewien polski dyplomata o carskim ambasadorze w Polsce: „Wyniesienie tego człowieka do godności politycznych, świadczy o tym, że czasem fortuna kpi sobie z rozsądku. Jego nicość była tuszowana przez szczęśliwe przypadki. Trudno mieć mniej taletnów, mniej rozumu i polotu”. Te słowa jak ulał pasują do tych gorzowskich figur „dobrej zmiany” nad Wartą, a do jednej szczególnie.

Obaj, na pierwszy rzut oka wydają się podobni. Po włożeniu garniturów, przypominają domokrążców, sprzedających, garnki, pościel i nożyczki. Ci ostatni, są zmorą lubuskich wsi i miasteczek, Pieńkowski i Ludniewski – głównie ludzi ceniących sobie takt, umiar i inteligencję. Opisywać ich można tylko oksymoronami i antylogią, bo konstatacja: „doświadczony Ludniewski”, brzmi jak „ciemna jasność”, a „umiarkowany Pieńkowski”, jak „głęboka płytkość”.

Jest pocieszenie – nie wszyscy ludzie „dobrej zmiany” w Lubuskiem, reprezentują ten sam poziom. Jest dużo lepiej, niż można wyczytać w blogu nad Wartą.


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...