Przejdź do głównej zawartości

Dzieje upadku "Solidarności". To zdjęcie mówi wszystko...

Ten związek już dawno nie działa w interesie ludzi, a jedynie w interesie interesów – małych, własnych, prywatnych i politycznych. Obchody urodzin „Solidarności”, która walczyła o wolności wszelakie, są faktycznie manifestacją ludzi propagujących brak solidarności, którym wolność i swoboda wypowiedzi, zaczyna przeszkadzać. Ludzie mający pełne usta frazesów o wspólnocie, sprawiedliwości oraz solidarności, nijak się mają do tego, co reprezentowali sobą bohaterowie tamtych dni.

FOT.: TELETOP/ Zdjęcie mówi wszystko...

Tylko chamstwem można wytłumaczyć postawę „sołtysa ze Strzelcec Krajeńskich”, chwilowo pełniącego obowiązki wojewody lubuskiego Władysława Dajczaka, który podczas konferencji w Archiwum Państwowym, pozwolił sobie na przytyki pod adresem Komitetu Obrony Demokracji w obecności m.in. Grażyny Pytlak, Mirosławy Kędziory czy Elżbiety Łukszo. W treść nie warto się zagłębiać, bo autor beznadziejny, a jego leśne wynurzenia jeszcze mniej interesujące.

Gorzowscy bohaterowie tamtych dni z rzadka stoją przy PiS-ie, a tym bardziej przy KUKIZ-ie, częściej bywają na spotkaniach Komitetu Obrony Demokracji, działają w Platformie Obywatelskiej lub Nowoczesnej. W kombatanctwo, „bawią się” byli młodzieżowcy z Ruchu Młodzieży Niezależnej, którzy od kilku lat zakłamują historię, ale służą temu również przeróżne konferencje państwowych instytucji.

Na kilka dni przed świętem „Solidarności”, jej „cudowne dzieckoJarosław Porwich, publicznie postulował, aby posłowie opozycji byli zamykani w więzieniach i pozbawiani praw publicznych za krytykę rządu. Wcześniej, konstatacją: „Też tak można”, zagrzewał do walki gorzowskich narodowców, którzy w antymigracyjnym proteście pod Katedrą krzyczeli: „Zabić ich!”. Dzisiaj chciałby zabić prawdę o bohaterach „Solidarności”, obwieszając siebie odznaczeniami za nic, a zapominając o ich zasługach – za kilka lat stojąc zapewne po stosowne zapomogi, gdyż kwalifikacje nie pozwolą mu na zdobycie pracy.

W szeregach Komitetu Obrony demokracji jest bardzo wielu współpracowników służb bezpieczeństwa, PZPR-owców, lewicowców i wszystkich tych, którzy deptali ideały demokracji oraz ideały <Solidarności>” – mówił kilka dni temu w Radiu Zachód, zapominając, że jeszcze niedawno gustował w znacznie gorszym towarzystwie i wcale mu ono nie przeszkadzało.

Solidarność nie może świętować z tymi, którzy jako pierwszą inicjatywę ustawodawczą składają postulat, by zlikwidować związki zawodowe” – to już wypowiedź szefa gorzowskiej „Solidarności” Waldemara Rusakiewicza, który może się delikatnie zdziwić, gdy wspólne listy będzie tworzył KUKIZ’15, a więc Porwich jako jego „Gepetto”, z Partią Wolność, której jednym z haseł jest: „Związki na Powązki”. Rusakiewicz miał dobry dzień i wyjątkowo sprawne połączenia synapsowe, bo udało mu się w Radiu Zachód poprawnie sformułować po polsku jeszcze jedno zdanie: „Oby pod Katedrą zwolenników pułkownika Mazguły było jak najmniej” – gdukał w rozmowie z Andrzejem Pierzchałą, który PiS-owi w tyłek już nie wchodzi, ale tam jest, zadomowił się i pływa w wazelinie - czy „gów...e” -jak kto chce. Wiadomo, że wystaje tylko biednie dogolona broda.

Rusakiewiczowi zabrakło klasy, bo przecież nie trzeba być inteligentnym – po co ma się samobiczować -  aby obrażając działaczy KOD-u, że skupiają SB-eków, wiedzieć  iż szeregi gorzowskiej „Solidarności” skupiały lub skupiają znacznie większe szumowiny.

Przewodniczący Rusakiewicz i poseł Porwich bardzo lubią mówić o prawach pracowniczych i ludzkiej krzywdzie, ale sami sobie nigdy nie krzwdowali. Pieniądze z Fundacji dla Solidarności rozpłynęły się i dziwnym trafem, znalazły się w pewnym momencie w komercyjnej „agencji rozwoju”, która zakupiła za nie nieruchomości. Te same nieruchomości później odkupiła, od tej samej agencji. Kilka tygodni temu, ta sama agencja w siedzibie "S", oglosiła oficjalnie samolikwidację.

W myśleniu pseudoliderów współczesnej „Solidarności” nad Wartą, zdaje się dominować przekonanie, że kto nie z nimi, ten jest wrogiem i należy umieszczać go po stronie SB-ecji. Modna jest więc w ustach Porwicha i Rusakiewicza, a nawet wspierającego ich eksmilicjanta Marka Surmacza nagonka na działaczy KOD-u, i nie przeszkadza im w tym to, że w manifestacjach udział biorą ludzie o wiele bardziej zasłużeni w walce z komunizmem, niż szczuny z tamtych lat.

Ten związek już dawno nie działa w interesie ludzi, a jedynie w interesie interesów – małych, prywatnych i politycznych. Była to organizacja wielka i ważna, z takimi bohaterami jak Edward Borowski, Bronisław Żurawiecki, Stanisław Żytkowski, Stefania Hejmanowska, Zenon Michałowski, Wiesław Suchogorski, Kazimierz Modzelan, Grażyna Pytlak i dziesiątki innych.

       Flirt dawnej „Solidarności” z PiS-em i KUKIZ’15, skończył się ciążą, z której narodziła się brzydka hybryda. Jedna z silniejszych w Polsce struktur tej organizacji w okresie komunizmu, dzisiaj jest nie tylko karykaturą tamtego związku, ale wręcz jego zaprzeczeniem.

Polityczne przewidywania związane z Rusakiewiczem i Porwichem, są tak mroczne, że teoretycznie, przekształcenie się „Solidarności” w „bojówki rządu”, wydaje się być jak najbardziej realne. Można podejrzewać, że obaj są mentalnymi zakładnikami podległych PiS-owskiemu rządowi służb, i nie tylko oni wiedzą dlaczego, a płynąca z ich ust narracja - w której nie ma miejsca dla opozycji – to zasłona dymna dla własnego koniunkturalizmu.

Gorzowska „Solidarność” pod wodzą Porwicha, a teraz nieudolnie kierowana przez jego rachitycznego „klona”, jest narodowo-katolicka w treści i niemal faszystowska w formie. Można o niej powiedzieć wiele, ale nie to, że w czymkolwiek przypomina tamtą z sierpniowego protestu w centrum Gorzowa. Wręcz przeciwnie. Budynek przy Borowskiego nie emanuje już tęsknotą za wolnością i niezależnością, ze świeczką szukać tam ludzi podobnych do Elżbiety Łukszo, ale bez problemu można spotkać różnej maści: „wazeliniarzy”, „przekręciarzy” i „pieczeniarzy”, którzy swoje przedkładają nad nasze. Był czas, że piszący te słowa bał się tam zachodzić w godzinach popołudniowych po pracy, a było to również udziałem gorzowskich polityków, by nie ujrzeć na stole...szkła i ciała, wodza i „wody brzmiącej”. Dzisiaj część imprez przeniosła się na Walczaka, a remonty dróg tylko służą. Inaczej mówiąc: udało im się stworzyć nowy wizerunek związkowca, jako osoby o rysie dresiarskim, ale nic więcej.

Śmierdzi im Unia Europejska, a posłów Platformy Obywatelskiej „trzeba zamykać w więzieniach”, ale nie śmierdziała i nie przeszkadzali politycy z PO, gdy gorzowska „Solidarność” zabiegała o unijne środki na wątpliwe szkolenia, na których spaśli się - w roli wykładowców – „przyjaciele króliczka”. Zdaje się, że sprzęt komputerowy z tych projektów, służy związkowi do dzisiaj. Są jak terroryści, którzy uczyli się jak startować samolotem, ale nie były im potrzebne lekcje lądowania. Oni również potrafią obsługiwać polityczny gaz, ale obce są im hamulce.

Wojna z „kłamstwem gorzowskim” nie będzie trudna, choć profesor Dariusz Rymar zdaje się nie rozumieć swojej roli jako „narzędzia”, bo obrońcom prawdy wystarczą fakty, gdyż wszyscy wiedzą co w 1982 roku robił Porwich, a co Michałowski i Pytlak, gdzie był Rusakiewicz, a gdzie Hejmanowska i Żytkowski.

Bohaterowie sierpnia 1980 roku musieli ustapić miejsca statystom i młodzieżowym przebierańcom, którzy na swoim krótkim epizodzie walki z komunizmem, próbują zbijać fortuny. Zapewne im się uda, bo historyczna prawda zaprzęgnięta do polityki przez opłacanych urzędników państwowych, nie często odnosi zwycięstwo.

Gdyby dziś „Solidarność” zniknęła, nikt by nie zauważył jej nieobecności. Nie bardzo bowiem wiadomo, co oprócz bycia "magazynem części zamiennych" dla PiS-u, wnosi do polityki.


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...