Przejdź do głównej zawartości

Propaganda działa. Kto liderem obecności w lubuskich mediach publicznych ?

Informacja, że lubuskie redakcje mediów publicznych promują głównie polityków Prawa i Sprawiedliwości, raczej nie zaskakuje. Jednak u wielu z nich powinna się zapalić czerwona lampka, bo „królem” czterech publicznych redakcji nie jest żaden z rycerzy „dobrej zmiany”, lecz polityk KUKIZ’15. Teoretycznie, media tradycyjne, szczególnie te przaśne z gorzowskiej Warszawskiej i Kombatantów, a także z zielonogórskiej Kukułczej, tracą na znaczeniu, ale upłynie sporo wody w Warcie i Odrze, zanim wyprze je Internet.

       Tak czy siak, cel jest jeden – to partia ma być zadowolona z programów, a nie mieszkańcy województwa lubuskiego.

Analizie zostały poddane programy Radia Zachód, Radia Gorzów i Radia Zielona Góra, a także Telewizji Gorzów, w okresie od 15 maja do 23 sierpnia br. Wyniki raczej nie szokują, ale nazywanie dziennikarzy tych redakcji mianem przedstawicieli mediów publicznych, należy odbierać jak policzek wymierzony przyzwoitości.

Okazało się, że podejrzenia o skrajny przechył tych redakcji na stronę PiS, to nie domysły, ale twarde fakty. Działania dziennikarzy tych mediów potwierdzają, że są one udanym połączeniem buraczanej propagandy z partyjnym przekazem. To nowa jakość na lubuskim rynku.  Inna sprawa, że te redakcje, właśnie poprzez rozjechanie się popytu na wiarygodność z podażą propagandy, której ikonami są m.in.: Janusz Życzkowski, Robert Jałowy, Piotr Bednarek, Andrzej Pierzchała, a ostatnio także Bogdan Sadowski, stały się ekspozyturami PiS-u na odcinku medialnym.

         Efekty są widoczne gołym okiem, bo aż 50 procent wszystkich zaproszeń do audycji lubuskich mediów w badanym okresie (15.05-23.08.17) zostało skierowanych do polityków Prawa i Sprawiedliwości. 19 procent Platformy Obywatelskiej, faktycznie zarządzającej regionem w samorządzie wojewódzkim, to tylko trochę więcej przy 12 procentach KUKIZ’15, a więc ugrupowania, które faktycznie nie istnieje, a jego liderem jest trzeźwiejący półinteligent.



Nie dziwi więc, że w lubuskich mediach publicznych informacje przeobraziły się w propagandowe agitki, a do programów zapraszani są goście, którzych rzadko dobiera się według kryterium bycia merytorycznym lub posiadania realnego wpływu na życie mieszkańców Lubuskiego, lecz ich przydatności politycznej. Tak zwani pożyteczni idioci z KUKIZ’15, ale także – nie brani pod uwagę w badaniu, choć często występujący działacze Polski Razem Jarosława Gowina i Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka  - mają tworzyć wrażenie pluralizmu i otwartości na wszystkie środowiska.

Absolutnym zaskoczeniem jest zestawienie ilości zaproszeń do lubuskich mediów publicznych dla posła Jarosława Porwicha, któremu pozazdrościć może i powinno, wielu ważnych polityków PiS-u. W opisywanym okresie we wszystkich trzech rozgłośniach i Telewizji Gorzów, był on gościem najczęstszym, plasując się na pozycji lidera i zajmując swoją osobą aż 12 procent wszystkich audycji przy 8 procentach Elżbiety Rafalskiej i Sebastiana Pieńkowskiego, a także 7 proc. Marka Surmacza, Pawła Ludniewskiego czy wicewojewody Roberta Palucha. Zaledwie 3 procent i trzy zaproszenia w tak długim czasie dla marszałek Elżbiety Polak, faktycznie zarządzającej najważniejszymi sprawami w regionie, to kpina i prymitywna manipulacja.

Tak duża obecność Porwicha w mediach publicznych może być efektem jednej z trzech przyczyn. Po pierwsze – fraternizacji z gorzowskimi dziennikarzami Radia Gorzów i Radia Zachód. Po drugie – w przeciwieństwie do innych liderów, nie często przekazuje zaproszenia dla innych działaczy KUKIZ’15. I wreszcie po trzecie – zawsze wiadomo co powie i nie jest w związku z tym trudnym rozmówcą, a szczególnie wtedy, gdy przed mikrofon trafi wprost po uciechach poprzedzającej rozmowę nocy. 


Strategia widoczna aż nadto w mediach ogólnopolskich: dla słabych i takich, których łatwo można zneutralizować, miejsce na antenie jest zawsze. Może dlatego nie ma go zbyt wiele dla Wadima Tyszkiewicza i  Janusza Kubickiego, a jeszcze mniej dla Jerzego Synowca, o którym gorzowski PiS wie, że gdyby tylko zechciał wystartować w wyborach na prezydenta Gorzowa, to bije wszystkich na głowę.
               
          Upolitycznienie lubuskich mediów publicznych, to nie tylko nadreprezentacja tych z PiS-u oraz KUKIZ’15 oraz partii bez struktur: Polski RAZEM i Prawicy Rzeczpospolitej. Istotny jest również sposób przedstawiania tematów, partyjna selekcja faktów, dobieranie do nich kontekstu i „ustawianie kąta”, pod jakim będzie pokazywany problem lub osoba.

 Ważne jest także marginalizowanie ludzi ważnych i lewarowanie słabeuszy. W radiu Zachód i Telewizji Gorzów, permanentnie robi się „z igły widły”, tak by brutalnie waliły w oczy, a „słonia się chowa”, by nie rzucał się w oczy. Milczeniem traktuje się porażki i nieudacznictwo wojewody Władysława Dajczaka w zwalczaniu ptasiej grypy, a problem próbuje się tworzyć z sukcesu marszałek Polak, jakim jest podniesienie zielonogórskiego szpitala na wyższy poziom referencyjny.

  Telewizja Gorzów widzi tych dwóch polityków inaczej: figurant wojewoda Dajczak w „Informacjach Lubuskich” pojawił się przy różnych okazjach 26 razy, a marszałek Polak zaledwie 5. Mistrzostwem świata jest „gumkowanie” z wiadomości prezydenta Zielonej Góry J. Kubickiego, którego dziennikarze tej stacji potrafią wyeliminować nawet z wydarzeń w których jest gospodarzem i osobą w centrum uwagi. Prezydent Gorzowa Jacek wójcicki nie ma lepiej, choć na brak zaproszeń do Radia Gorzów narzekać nie może, ale w informacjach pojawia się tylko pod warunkiem, że pełni rolę „akolity” dla E. Rafalskiej lub Sebastiana Pieńkowskiego.


Same „Informacje Lubuskie” to już inna sprawa. Wiadomo, że R. Jałowy przestał być już „jałowy”, a dziennikarze zaczęli coraz bardziej odczuwać jego wpływ na swoją pracę. Nie inaczej w Radiu Zachód z Piotrem Bednarkiem. Rzecz nie w tym, że obaj życie, pracę i możliwość spożywania codziennie ciepłych posiłków, zawdzięczają PiS-owi, ale jak to się przekłada na media, którymi kierują i podległych dziennikarzy. Twarde liczby z badanego okresu, także i tutaj nie pozostawiają wątpliwości, że dziennikarze czytają w myślach Jałowego. Pokazuje to liczba zaproszeń do programu „Karty na stół”, gdzie politycy PiS dominują nieproporcjonalnie do swoich wpływów w regionie.


Były niemiecki weteran zanotował we wspomnieniach z I wojny światowej: „Już w 1915 roku nieprzyjaciel zaczął uprawiać propagandę wśród naszych żołnierzy. Dzisiaj wiemy, czym skończyło się to mącenie w głowach. Żołnierze zaczęłi myśleć tak, jak chciał tego przeciwnik”. W tym kontekście nie dziwią dane dotyczące udziału polityków w audycjach poszczególnych redakcji. Największy przechył widać w Radiu Zielona Góra, ale i „oficer prasowy” jest tu wyjątkowy. Redaktor Janusz Życzkowski w uprawianiu propagandy jest nie tylko wybitny, ale nawet cwany. Jest też potwierdzeniem opinii satyryka, że nie ma nic gorszego, niż człowiek wykształcony ponad swoją inteligencję. Dane wiele o tym mówią, a treść audycji, jeszcze więcej.


W Radiu Zachód jest niby lepiej, ale proporcje wciąż specyficzne.


Niektórzy drwią, że Radio Gorzów, to biuro parlamentarne PiS-u, ale jest tam kilka przyzwoitych osób. Pomysły na uprawianie propagandy fruwają tam jak jaskółki, choć lawina bajeru zalewająca rozmowy z politykami jest większa, niż ilość ciężarówek z ptasimi gównami, które wojewoda Dajczak wywoził na działkę Kurii Diecezjalnej. Na antenie musi być PiS-owsko, ale na korytarzach i w toalecie, wszyscy pamiętają Bednarka, który zohydził wszystkim tą partię dostatecznie, by jej nie kochać.


Miarą jakości „dobrej zmiany” nie jest to, że Pieńkowski nie chodzi już w garniturach z „Tesco”, Ludniewski nie ma młodzieńczego trądziku, a Rafalską stać wreszcie na lepsze buty. Wskaźnikiem rządów bez kłamstwa jest niezależność mediów, a także ich wolność od nacisków. Tego w lubuskich mediach, utrzymywanych z pieniędzy podatników, niestety nie ma...




Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...