Przejdź do głównej zawartości

Anacki, lepszy od Janusza Korwin-Mikke ? Jaja...

Słusznie zauważył satyryk, że jak pieje kurczak, to nie oznacza, że jest kogutem. Były wiceprezes Partii Wolność zrobił newsa ze swojej rezygnacji, ale słowem nie wspomniał, że najpierw był wniosek prezesa Janusza Korwin-Mikke o jego odwołanie. Więcej, Anacki od miesięcy uznawany był w stronnictwie za kogoś, kto – subtelnie rzecz ujmując – intelektualnie nie pasuje do reszty. Prowincjonalnych dziennikarzy takie rzeczy nie interesują.


Sytuacja z rezygnacją Roberta Anackiego z funkcji w zarządzie Partii Wolność, ilustruje to, co jest główną wadą gorzowskich mediów publicznych: lenistwo oraz intelektualną średniodystansowość, czego efektem jest fundowanie mieszkańcom informacyjnej szmiry.

Do rozpuku śmieszy sytuacja, gdy samozwańczy lider niemal z wioski, swoją porażkę, próbuje sprzedać, jako sukces, pławiąc się przy tym światłem odbitym od figury znanej, podziwianej i utalentowanej, którą Janusz Korwin-Mikke, bez wątpienia, jest. „Budowanie partii o zabarwieniu konserwatywno-liberalnym z prezesem Januszem Korwin-Mikke jest niemożliwe, i daltego podjąłem decyzję o rezygnacji z prezesury i członkostwa” – oświadczył, najpierw na portalu społecznościowym, a później w Radiu Gorzów, ekswiceprezes lubuskich wolnościowców. Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodziło o sprzedanie własnej, a więc nie do końca prawdziwej, narracji.

Wszystko byłoby znakomite, gdyby nie jeden szczególik: to nie Robert Anacki złożył najpierw swoją rezygnację, ale jako pierwszy, wniosek o wykluczenie go z prezydium partii zainicjował J. Korwin-Mikke. Potwierdza to rzeczniczka partii Zuzanna Krajewska. „Pan Anacki swoje rezygnacje zgłaszał od dawna, ale było to mało poważne. W ubiegły weekend prezes Janusz Korwin-Mikke złożył wniosek o wykluczenie go z prezydium i pozbawienie funkcji, ale nie uzyskał on wymaganej większości. W efekcie, i zapewne mając świadomość swojej mało komfortowej sytuacji,  pan Anacki sam złożył rezygnację, która oczywiście została przyjęta” – powiedziała w rozmowie z Nad Wartą, po wcześniejszej konsultacji z prezesem, rzeczniczka Z. Krajewska.
         
       Nijak się to ma do mrzonek małomiasteczkowego działacza, bez doświadczenia w samorządzie, pracy w jakimkolwiek organie administracji, czy zarządzania zespołami ludzkimi. „To była moja roczna ocena działalności partii” – powiedział w Radiu Gorzów, po czym wypalił zdanie, które było hipokryzją, a więc hołdem złożonym cnocie przez występek: „Przemysław Wipler potrafił jeszcze niektóre rzeczy układać. Po jego odejściu, nie mogłem samodzielnie się przebić”.

         Ciekawe, a z pewnością fałszywe, jeśli pod uwagę weźmie się wypowiedź prezesa J. Korwin-Mikke podczas Targów Książki Prawicowej z 12 kwietnia br., który powiedział wprost: „Mamy w rozwoju pewien zastój, bo dwóch członków zarządu się pokłóciło. Ich dyskusje, zajmowały nam trzy czwarte prezydium(...). Pan Anacki i Wipler się pokłócili, przy czym kolega Wipler, to człowiek dużych zdolności, naprawdę dużych zdolności”. Potem było już tylko o aferze finansowej z Przemysławem Wiplerem w roli głównej, choć mało kto wierzy, że cokolwiek było na rzeczy.

Więcej światła, rzuciła 24.04.2017 „Rzeczpospolita”: „Gwoździem do trumny politycznej kariery Wiplera, ma być efektem konfliktu. W tym przypadku z Robertem Anackim, jeszcze niedawno przyjacielem Wiplera".

Anacki nie jest ideowcem, lecz populistą. Nie szuka partii, lecz wehikułu, który zaspokoi jedną z jego ptrzeb, które określił Abraham Masłow. „Jeślii chce się być na aucie politycznym, to tak można funkcjonować, ja chciałbym uprawiać poważną politykę” –skonstatował, a reszta jest już jasna. Obrósł w piórka, choć do dziś publicznie nie odpowiedział, czy europejska „Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet”, to dokument, który odpowiedzialnie i świadomie – gdyby został parlamentarzystą – uzyskałby jego aprobatę. Zapewne tak, ale oficjalne oświadczenie nadal jest przez wielu oczekiwane.

„We wtorek lub środę wydamy w sprawie Anackiego oficjalne oświdczenie” - powiedziała NW Zuzanna Krajewska. Działacze Partii Wolność, ludzie wysokich lotów i nieprzeciętnej inteligencji, mówią wprost: odleciał !


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...