Partie i potencjalni kandydaci, już zaczynają prężyć muskuły, ale
wrażenie, że prezydenci Gorzowa i Zielonej Góry mają z kim przegrać, na dzisiaj
jest mylne. Kontrkandydaci obecnych włodarzy, to raczej pretendenci na
przyszłych posłów i senatorów. Obaj mają potężnych przeciwników, którzy kandydować
nie będą, ale sypią piach w szprychy: Kubicki w osobie marszałek województwa, a
Wójcicki przy Jagiellończyka w Gorzowie...
...bo zdobycie
przez Prawo i Sprawiedliwość prezydenckiego fotela nad Wartą, a przez Platformę
Obywatelską w Zielonej Górze, to dla tych partii plan minimum. Władza w
największych miastach Lubuskiego, to dla jednych stacja pt. „przetrwanie”, a dla drugich: „ciąg dalszy zawłaszczania”. Żaby jednak zrzucić
z piedestału prezydentów Jacka
Wójcickiego i Janusza Kubickiego,
trzeba ów piedestał umiejętnie spod nóg wyciągnąć.
Z NAMI,
ALBO PRZECIWKO NAM
Obie partie,
kopią więc pod nimi dołki, nie zważając na interes społeczny, bo nie mając
argumentów, na rok przed wyborami, wystarczy argument siły. W przypadku
prezydenta Zielonej Góry, było to odrzucenie przez marszałek Elżbietę Polak jego rewitalizacyjnych
projektów – nie wyłączając z tego popieranej przez radnych PO budowy wieży
widokowej na Wzgórzach Piastowskich – a w przypadku pezydenta Gorzowa, ciąg
niekorzystnych i ewidentnie politycznych decyzji wojewody Władysława Dajczaka: od ulicy Mysliborskiej zaczynając, a na
45-minutowych biletach kończąc.
„Odnoszę dziwne wrażenie, że wszystko się
dzieje tak, jakby nic nie miało być skończone lub rozpoczęte przed
przyszłorocznymi wyborami” – mówi bardzo ważny urzędnik gorzowskiego
Ratusza, i wymienia cały ciąg problemów: Kostrzyńska, Mysliborska, Chrobrego,
bilety, dotacje na remonty budynków dla instytucji kultury, i wiele innych. „Racja, że mamy w urzędzie małe moce
przerobowe, ale tu dzieją się cuda” – dodaje.
Nie inaczej było w Zielonej Górze, gdzie
negatywna opinia o miejskim projekcie w zakresie rewitalizacji, przez marszałek
Polak i komisarza PO Waldemara
Sługockiego, była publicznie komunikowana, na długo przed formalnymi
decyzjami. Naiwni mogą uważać, że to przypadki, a znawcy tematu wiedzą, że to
zwykła polityka, gdzie miejsca na myślenie o rozwoju tego, czy tamtego miasta,
nie ma zbyt wiele.
Przekonał się
o tym, onegdaj, popularny i skuteczny burmistrz Gubina Bartłomiej Bartczak. Gdy zlikwidowano mu w mieście szpital, w
proteście zrezygnował z członkostwa w Paltformie Obywatelskiej. Efekt ? Przez
lata nie otrzymywał z Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego ani grosza,
rozwijając miasto głównie środkami z programów transgranicznych, w czym jest w
Polsce, absolutnym mistrzem.
W PLATFORMIE TARCIA
Jeśli nie
wydarzy się nic niedajacego się przewidzieć, dotychczasowi włodarze dwóch
stolic Lubuskiego, uzyskają reelekcję. Warto jednak wiedzieć, z kim przyjdzie
im się potykać. Dotychczas posiadali manierę stawania pośrodku, niezależnie od
tego, co działo się na lewym i prawym skrzydle. Ale to się już kończy. Nie mogą
już grać pokornego cielęcia, które ssa dwie matki, bo wnet staną się ofiarą
jednej lub dwóch z nich.
Zielonogórska
Platforma, niemal na pewno postawi na architekta Marcina Pabierowskiego. To dwa – jeśli nie więcej - „levele” wyżej, niż Mariusz Marchewka czy Robert
Sapa. Jest postacią znaną i rozpoznawalną, zaprzeczeniem rzeszy
plastikowych, i pozbawionych poglądów platformersów. Trudno będzie mu coś
zarzucić, ale z łatwością znajdzie się przykłady postaw, gdy zachował się
przyzwoicie oraz konstruktywnie. „Niby
jest pewny, ale decyzje zapadną za wiele tygodni. Nie wiem, czy po akcji z
wieżą na Wzgórzach Piastowskich, Sługocki i Polak postawią właśnie na niego”
– mówi NW działacz. Według rozmówcy, 21 października w Łodzi odbędzie się
Konwencja Krajowa PO, a po niej w poszczególnych kołach i regionach, odbywać
się będą wybory władz. „Na wiosnę jego
akcje mogą być bardzo wysoko, ale pod warunkiem, że na znaczeniu stracą te
Waldka” – dodaje.
W Gorzowie
sytuacja jest jeszcze bardziej pogmatwana. Na dzisiaj, to Radosław Sujak jest najpoważniejszym z typów poseł Krystyny Sibińskiej. Nie musi już szukać w innych miastach regionu, jak to czyniła w przypadku kandydatury na wiceprezydenta.
Wiecznie
uśmiechnięty, kocha blichtr zwracania się do niego „per prezydencie”, szarmancki i do bólu miły, ale merytorycznie nie
ma pojęcia o tym, czym się zajmuje jako wiceprezydent. Nadrabia pewnością
siebie i luzem. „Już dużo lepszy byłby
Sobolewski, choć dobrze wiadomo, że Jurek nie posiada formatu prezydenckiego”
– mówi dorosły dzałacz platformerskiej młodzieżówki. Kandydatem Platformy
Obywatelskiej na prezydenta Gorzowa, nigdy nie zostanie osoba z charakterem i
charyzmą, która mogłaby zagrozić poseł Sibińskiej, w dotrwaniu na Wiejskiej do
emerytury. Jeśli na kogoś padnie, to będzie to ktoś „kandydatopodobny”: trochę znany, wygadany w mediach i łatwy do
zneutralizowania, gdyby zamarzyło mu się kandydować za dwa lata do Sejmu.
Z tych samych
powodów, kandydatem nie zostanie wiceprezes gorzowskiego szpitala oraz
doświadczony samorządowiec Robert
Surowiec. „Kampania prezydencka to
najlepszy sposób na wypromowanie swojej osoby. Krysia wie, że mógłby w trakcie
kampanii za bardzo urosnąć, a nawet pokazać polityczne pazurki” – mówi
rozmówca NW, wskazując ewentualny kompromis na który szefowa gorzowskiej PO
mogłaby pójść: ekskurator oświaty Radosław
Wróblewski lub prezes szpitala Jerzy Ostrouch. „Bardzo doświadczeni, mądrzy i z nazwiskami, ale mało przebojowi. Idealni,
żeby nie wygrali, i żeby łatwo było ich ponownie wstawić do drugiego szeregu”
– dodaje.
Tak
więc zostaje wiceprezydent Sujak, choć czas nie jest dobry. Za chwilę
„Andrzejki”, później „Sylwester” oraz karnawałowe zabawy, chwilę później
imprezy z okazki mundialu w Rosji, co dla doświadczonego rapera i wodzireja,
nie jest czasem odpowiednim, by debatować o sprawach miasta, którego nie zna.
BARTCZAK
Z BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM, CO Z MARCINKIEWICZEM?
Cięzko będzie
w Gorzowie wbić się pomiędzy dwie dominujące narracje, o ostatnich trzech
latach prezydentury Wójcickiego – tę o wielkim froncie robót, które przemienią
miasto, a także o inwestycyjnym bałaganie i serii opóźnień. Ciężko, bo mało tu
miejsca na fakty, które zostały wyparte przez polityczne emocje.
To mogłoby się
zmienić, gdyby - co mało prawdopodobne – doszło do porozumienia Nowoczesnej i
Platfromy, w kwestii eksprezydenta i sekretarza Łukasza Marcinkiewicza. Jest też opcja, że w wyniku zakulisowych
zabiegów Władysława Komarnickiego, Mirosława Marcinkiewicza, czy Anny Synowiec, taka decyzja na władzach
gorzowskiej PO, zapewne w zamian za jakieś kadrowe „koncesje”, zostanie wymuszona. „Cała
trojka cieszy się zaufaniem i wpływami we władzach regionalnych, czego nie
można powiedzieć o Krysi czy Robercie Surowcu” – mówi jeden z rozmówców,
podkreślając znaczenie także innych osób, bliskich Grzegorzowi Schetynie, a
nieprzychylnych gorzowskiej S-3: wiceprezydenta Warszawy Witolda Pahla i ekswiceministra Marcina Jabłońskiego. Kluczowe jest tu wsparcie Jerzego Synowca, który oficjalnie
zadeklarował gotowość uczestnictwa w kampanii Marcinkiewicza „na sto procent”.
Wiele wskazuje
na to, że łatwiej o zgodę w kwestii kontrkandydata dla J. Kubickiego będzie w
zielonogórskim PiS-ie. Mocny dotychczas w politycznych rankingach Jacek Budziński, znany i aktywny radny,
cieszący się popularnością pedagog, jest już właściwie poza boiskiem. Sam chyba
nie bardzo w nominację wierzył, widząc jaką estymą i wsparciem środowisk
kościelnych, cieszy się kolega z rajcowskich ław Piotr Bartczak.
„Pokazem jego pozycji była sytuacja z
odwołaniem z funkcji szefa OHP Krzysztofa Galerczyka. Surmacz mało nie stracił
posady, a Piotrek o przyjęcie posady komendanta wojewódzkiego, był niemal
błagany” – opowiada jeden z PiS-owskich wiarusów, podkreślając, że nie bez
znaczenia jest wsparcie jakiego udziela mu dwóch biskupów seniorów, a także Bożena Ronowicz i Marek Ast.
PIEŃKOWSKI
SIĘ PUSZY, ALE JEST KANDYDATEM „NA NIBY”
Wójcicki jest
w pułapce, znacznie większej niż ta Kubickiego z PO. „Sprzedał duszę” PiS-owi, by mieć święty spokój i polityczną asekurację
dla starań o środki centralne. Problem w tym, że święty spokój może się szybko
zmienić w polityczne piekło, a asekuracja w śmiertelny chwyt. Nie wiadomo, kto
go zada.
Najgłośniej mówi
się o Sebastianie Pieńkowskim w roli
PiS-owskiego kontrkandydata Wójcickiego. Podobnie było na rok przed poprzednimi
wyborami. „Bedę namawiał poseł Rafalską
do tego, żebym to ja był kandydatem, a nie pan Surmacz” – mówił 19 grudnia
2013 roku na antenie Radia Zachód. Epilog jest dzisiaj znany – przepadł, mimo
pozytywnych uchwał. Dzisiaj również stroszy pióra. „Władze gorzowskich struktur jednogłośnie mnie poparły” – ogłosił kilka
dni temu na antenie tej samej rozgłośni, co cztery lata temu, dając do
zrozumienia, że w przyszłorocznych wyborach będzie kandydatem tej partii na
prezydenta Gorzowa.
„Pogubiłem się z jego kandydaturą. PiS chyba
go oficjalnie nie wskazał, ale w mieście się o tym mówi, i wspomina o tym sam”
– skomentował sytuację w rozmowie z Karoliną
Machnicką z mPolska24 prezydent J.
Wójcicki. Jest w tym sporo racji, bo jego kandydatura może zostać zablokowana
już na poziomie Zarządu Okręgowego, a jest duże prawdopodobieństwo, że koledzy
odroczą tą decyzję, przenosząc ciężar odpowiedzialności za nią, na Komitet
Polityczny. „Jest pewien problem natury
obyczajowej, którym nie chcemy się zbytnio zajmować w regionie, ale też nie
chcemy brać za to odpowiedzialności politycznej” – mówi anonimowo NW, ważny
polityk zielonogórskiego PiS-u.
Inaczej
mówiąc, nikt nie kwestionuje, że Pieńkowski mógłby być dobrym kandydatem, ale
nie jest na tyle dobrym, by niektórzy spośród jego kolegów, chcieli przymknąć
na pewne sprawy oczy. „To się może zdarzyć
każdemu, przytrafiło się synowi Rafalskiej, ale prezydent miasta, to już nie
radny” – mówi rozmówca.
Kto jeśli nie
Pieńkowski ? Typy są dwa i jeden lepszy od drugiego: dyrektor generalny LUW Roman Sondej oraz prezes K-SSSE Krzysztof Kielec. Entuzjazm budzi
przede wszystkim ta pierwsza kandydatura, bo nie dość, że ze sporymi szansami,
to ciesząca się sporą sympatią w środowiskach kościelnych.
Pewne jest to,
że napięcie pomiędzy prezydentem i przewodniczącym Rady Miasta, dwoma
konkurentami, miastu dobrze się nie przysłuży.
LEWEGO
WYBORCZEGO NIE BĘDZIE
Wszystko wskazuje na to, że
wybory samorządowe dla lewicy w Gorzowie, jeśli nie posłucha doświadczonego Jana Koniarka – by założyć komitet pod
nazwą Lewica Gorzowska, zanim zrobi to Partia RAZEM – będą momentem, gdy wybije
sobie zęby. Dziś jeden Michał Szmytkowski z RAZEM, jest aktywniejszy, niż działacze
lewicy przez kilka ostatnich lat.
Były
prezydent, a dzisiaj wicemarszałek Tadeusz
Jędrzejczak, już dawno pożegnał się z myślą o powrocie na „stare śmieci”. Jego jedynym celem w
kolejnej perspektywie politycznej, jest zdobycie mandatu radnego wojewódzkiego,
i choć jest to plan niezbyt ambitny, to z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej,
może to być coś w rodzaju „Mission
Impossible”.
Swoją
rolę, bardziej w kategoriach eventu, niż politycznego projektu, sonduje były
przewodniczący Rady Miasta Jan
Kaczanowski. Wydzwania po szefach miejskich instytucji, podpytuje,
prowokuje i sonduje, w stylu: co o tym myślisz ? Samego siebie przeszedł w
Radiu Gorzów, gdy niepytany o to, skonstatował: „Oświadczam, że nie będę kandydował na prezydenta Gorzowa”. Piszący
te słowa oświadcza to samo, a na wszelki wypadek, przepytał też kilkadziesiąt
innych osób, i one – pytane – odpowiedziały: absolutnie nie.
Sam Kaczanowski,
to postać pozytywna i ciekawa, taki gość z twórczości Jaroslava Haska, czyli kolega Szwejka.
Da się go lubić, gdyby był kardynałem, to by się jeszcze na konklawe załapał,
ale jeśli wystartuje, to wstydu lewica nie doświadczy, lecz będzie tak samo,
jak z jego rajcowaniem: co z tego ? Już lepszy byłby jego syn, kompetentny i
doświadczony, no i z fajnym nazwiskiem – prawie jak Krzysztof Kochanowski. Chociaż ten ostatni, jest już w Nowoczesnej.
Spokojnie może
spać Tomasz Nesterowicz, oficjalnie
już namaszczony na kandydata przez Włodzimierza
Czarzastego, a nawet lidera w regionie Bogusława
Wontora. Kluczowe są jednak pieniądze, a kilka dni temu Państwowa Komisja
Wyborcza odrzuciła złożone przez SLD sprawozdanie finansowe za rok 2016, co
może spowodować odebranie tej partii 6 milionów dotacji.
KUKIZOWY ŻART Z
MARKIEWICZEM Z SLD
W kategoriach żartu należy
odebrać fakt, że budujący w regionie struktury KUKIZ’15 Tomasz Możejko, zaproponował kandydowanie na urząd prezydenta
Zielonej Góry, byłemu radnemu SLD Edwardowi
Markiewiczowi.
Kilkanaście dni wcześnie, ten ostatni postulował otrzymanie
pierwszego miejsca na liście SLD do Rady Miasta, ale B. Wontor zarezerwował to
miejsce dla Cezarego Wysockiego.
Wszystko jest więc jasne – trzeba się odegrać. Inna sprawa, im Możejko aktywniejszy, tym KUKIZ'15 słabsze. Warto postawić dolary przeciw orzechom, że w wyborach wystartuje z innego stronnictwa, i nie bedzie to ugrupowanie antysystemowe.
OWIECZEK JUŻ NIE BĘDZIE
Pewną
niespodzianką, mogą być komitety niepartyjne. W Gorzowie, pewny jest start Marty Bejnar-Bejnarowicz, która do
kampanii wniesie wiele werbalnej świeżości, a także aspektów merytorycznych,
ale nic poza tym. Jej organizacja nazywa się Ludzie dla Miasta, lecz
najprawdopodobniej, mało jest w mieście ludzi, którzy widzieliby jej
przedstawicieli w lokalnym samorządzie, a tym bardziej w prezydenckim gabinecie.
Oni zużyli już nad Wartą wszystkie nośne słowa, i nie ma już takich, które
miałyby moc tak silną, by ludzie uwierzyli, że wraz z ruchami miejskimi, idzie nowe.
Do końca będą kojarzeni z konsultacjami, które stały się miejską zmorą i
przedmiotem kpin.
Po całkiem
innej trajektorii, podróżują ruchomiejscy działacze w Zielonej Górze, a głównym
czynnikiem, który odróżnia ich od tych z Gorzowa, jest nie wykluczanie nikogo.
Dlatego
właśnie, nazwiska Barbary Marcinów, Olimpii Tomczyk –Iwko, Aleksandry Mrozek, Sebastiana Cieleckiego, Anny
Kraśko, Pawła Zalewskie, Adama Fularza, a nawet eksradnego Radosława Brodzika, wciąż są
niezapisaną tablicą, ze sporymi perspektywami i potencjałem. Nie wiadomo, na
kogo postawią ruchy miejskie w Winnym Grodzie, ale pewne są dwie rzeczy: mają z
kogo wybierać, i raczej będzie to typ wilka – a właściwie „wilczycy” - niż pokornej owieczki. W przysłowiowym „obiegu”, są trzy kandydatury. Pierwsza z
nich, to znana i raczej powszechnie lubiana Aleksandra Mrozek, która mogłaby liczyć także na wsparcie
Nowoczesnej. Druga z ewentualnie branych pod uwagę, to charyzmatyczna Joanna
Liddane, ale to co jedni postrzegają jako atut, cięty język, inni jako wadę,
która dyskwalifikuje ją w roli kandydatki na prezydenta Zielonej Góry. „Miasto się wstydzi za swojego prezydenta
(...) Po latach urzędowania jest oderwany od rzeczywistości” – to tylko
próbka jej możliwości.
I wreszcie trzecia kandydatka, choć
najbardziej znana, to jednak budząca skrajne emocje: szefowa Stowarzyszenia
„BABA” dr Anita Kucharska-Dziedzic.
„Byłaby bardzo dobra, ale jest zbyt
lewicowa, a kandydat ruchów miejskich musi łączyć to co po lewej, i po prawej.
Ona pasuje do RAZEM” – mówi jeden z ruchomiejskich działaczy. „Czy doktor Kucharska-Dziedzic będzie waszą
kandydatką ?” – to pytanie, jakie NW zadał jednemu z działaczy Partii RAZEM. „Wszystko jest możliwe. Dzisiaj nie wiemy
nawet, czy ona ma ochotę kandydować. Gdyby się zgodziła, to jest kandydatką
idealną” – odpowiedział działacz zielonogórskich struktur tej partii,
zastrzegając anonimowość.
ANSZLUS. TO
WSZYSTKO TO WRÓŻENIE Z FUSÓW...
...bo nikt nie wie, jak będzie
wyglądała ordynacja wyborcza, choć wszyscy wiedzą, że ma zapewnić PiS-owi
zwycięstwo. Chęć dokonania przez tą partię „anszlusu”
samorządności, na użytek jednej ideologii, jest oczywista i bezdyskusyjna.
Kalkulacja jest zorientowana na to, by przejąć
władzę w sejmikach wojewódzkich, średnich miastach, a także tam, gdzie
dotychczas dominowali działacze PSL. Raczej pewne jest to, że we wszystkich
gminach obowiązywać będzie ordynacja proporcjonalna, a nie większościowa –
dotychczas tylko w miastach na prawach powiatu. Taka zmiana spowoduje, że jeśli
na radnych kandydować będą osoby mniej znane, ale z bardzo znanego komitetu
partyjnego, to mają większe szanse na mandat, niż wówczas, gdyby wybory
odbywały się według ordynacji większościowej.
Jeśli chodzi o sejmiki wojewódzkie, to
istotną zmianą może być zwiększenie liczby okręgów, a także ograniczenie opcji
kandydowania – tylko do jednego gremium. Pierwsza zmiana spowoduje, że gdyby
Lubuskie podzielić, nie na pięć – jak jest obecnie – lecz dziesięć okręgów
wyborczych, to w każdym z nich większość mandatów brałaby partia z największym
poparciem, obecnie PiS. Swoją rolę może odegrać także ograniczenie możliwości
kandydowania, tylko do jednego gremium: kandydujący na wójta, burmistrza lub
prezydenta, nie mógłby kandydować na radnego wojewódzkiego.
To spora zmiana, bo cieszący się
popularnością włodarze miast i gmin, kandydowali dotychczas, tylko po to, by po
wyborze na urząd, zrezygnować – mandat przejmował następny z najwięszką ilością
głosów.
Jeśli chodzi o prezydentów miast, to
zabójcza dla Kubickiego i Wójcickiego, mogłaby być zmiana wprowadzająca tylko
jedą turę wyborów. W połączeniu z ograniczeniem opcji kandydowania do innych
samorządów, byłby to koniec samorządności. Ustawodawcy powinni się jednak
zastanowić, a szczególnie przestudiować trzecie prawo Newtona: gdzie jest
akcja, tam też jest proporcjonalna reakcja. Jesli więc PiS zechce dokonać
zamachu na samorząd, nie pozostanie nic innego – to będzie obywatelski
obowiązek – jak pozbawić ich władzy siłą protestu. To nic strasznego, historia
widziała gorsze rzeczy, a tu wystarczy „odspawać” ich od stanowisk, i znaleźć
dla liderów „dobrej zmiany” jakieś fajne miejsce.