Przejdź do głównej zawartości

Kto odbierze im władze ? Może nikt...

Partie i potencjalni kandydaci, już zaczynają prężyć muskuły, ale wrażenie, że prezydenci Gorzowa i Zielonej Góry mają z kim przegrać, na dzisiaj jest mylne. Kontrkandydaci obecnych włodarzy, to raczej pretendenci na przyszłych posłów i senatorów. Obaj mają potężnych przeciwników, którzy kandydować nie będą, ale sypią piach w szprychy: Kubicki w osobie marszałek województwa, a Wójcicki przy Jagiellończyka w Gorzowie...


...bo zdobycie przez Prawo i Sprawiedliwość prezydenckiego fotela nad Wartą, a przez Platformę Obywatelską w Zielonej Górze, to dla tych partii plan minimum. Władza w największych miastach Lubuskiego, to dla jednych stacja pt. „przetrwanie”, a dla drugich: „ciąg dalszy zawłaszczania”. Żaby jednak zrzucić z piedestału prezydentów Jacka Wójcickiego i Janusza Kubickiego, trzeba ów piedestał umiejętnie spod nóg wyciągnąć.

Z NAMI, ALBO PRZECIWKO NAM

Obie partie, kopią więc pod nimi dołki, nie zważając na interes społeczny, bo nie mając argumentów, na rok przed wyborami, wystarczy argument siły. W przypadku prezydenta Zielonej Góry, było to odrzucenie przez marszałek Elżbietę Polak jego rewitalizacyjnych projektów – nie wyłączając z tego popieranej przez radnych PO budowy wieży widokowej na Wzgórzach Piastowskich – a w przypadku pezydenta Gorzowa, ciąg niekorzystnych i ewidentnie politycznych decyzji wojewody Władysława Dajczaka: od ulicy Mysliborskiej zaczynając, a na 45-minutowych biletach kończąc.

Odnoszę dziwne wrażenie, że wszystko się dzieje tak, jakby nic nie miało być skończone lub rozpoczęte przed przyszłorocznymi wyborami” – mówi bardzo ważny urzędnik gorzowskiego Ratusza, i wymienia cały ciąg problemów: Kostrzyńska, Mysliborska, Chrobrego, bilety, dotacje na remonty budynków dla instytucji kultury, i wiele innych. „Racja, że mamy w urzędzie małe moce przerobowe, ale tu dzieją się cuda” – dodaje.

 Nie inaczej było w Zielonej Górze, gdzie negatywna opinia o miejskim projekcie w zakresie rewitalizacji, przez marszałek Polak i komisarza PO Waldemara Sługockiego, była publicznie komunikowana, na długo przed formalnymi decyzjami. Naiwni mogą uważać, że to przypadki, a znawcy tematu wiedzą, że to zwykła polityka, gdzie miejsca na myślenie o rozwoju tego, czy tamtego miasta, nie ma zbyt wiele.

Przekonał się o tym, onegdaj, popularny i skuteczny burmistrz Gubina Bartłomiej Bartczak. Gdy zlikwidowano mu w mieście szpital, w proteście zrezygnował z członkostwa w Paltformie Obywatelskiej. Efekt ? Przez lata nie otrzymywał z Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego ani grosza, rozwijając miasto głównie środkami z programów transgranicznych, w czym jest w Polsce, absolutnym mistrzem.

W PLATFORMIE TARCIA

Jeśli nie wydarzy się nic niedajacego się przewidzieć, dotychczasowi włodarze dwóch stolic Lubuskiego, uzyskają reelekcję. Warto jednak wiedzieć, z kim przyjdzie im się potykać. Dotychczas posiadali manierę stawania pośrodku, niezależnie od tego, co działo się na lewym i prawym skrzydle. Ale to się już kończy. Nie mogą już grać pokornego cielęcia, które ssa dwie matki, bo wnet staną się ofiarą jednej lub dwóch z nich.

Zielonogórska Platforma, niemal na pewno postawi na architekta Marcina Pabierowskiego. To dwa – jeśli nie więcej - „levele” wyżej, niż Mariusz Marchewka czy Robert Sapa. Jest postacią znaną i rozpoznawalną, zaprzeczeniem rzeszy plastikowych, i pozbawionych poglądów platformersów. Trudno będzie mu coś zarzucić, ale z łatwością znajdzie się przykłady postaw, gdy zachował się przyzwoicie oraz konstruktywnie. „Niby jest pewny, ale decyzje zapadną za wiele tygodni. Nie wiem, czy po akcji z wieżą na Wzgórzach Piastowskich, Sługocki i Polak postawią właśnie na niego” – mówi NW działacz. Według rozmówcy, 21 października w Łodzi odbędzie się Konwencja Krajowa PO, a po niej w poszczególnych kołach i regionach, odbywać się będą wybory władz. „Na wiosnę jego akcje mogą być bardzo wysoko, ale pod warunkiem, że na znaczeniu stracą te Waldka” – dodaje.

W Gorzowie sytuacja jest jeszcze bardziej pogmatwana. Na dzisiaj, to Radosław Sujak jest najpoważniejszym z typów poseł Krystyny Sibińskiej. Nie musi już szukać w innych miastach regionu, jak to czyniła w przypadku kandydatury na wiceprezydenta.

Wiecznie uśmiechnięty, kocha blichtr zwracania się do niego „per prezydencie”, szarmancki i do bólu miły, ale merytorycznie nie ma pojęcia o tym, czym się zajmuje jako wiceprezydent. Nadrabia pewnością siebie i luzem. „Już dużo lepszy byłby Sobolewski, choć dobrze wiadomo, że Jurek nie posiada formatu prezydenckiego” – mówi dorosły dzałacz platformerskiej młodzieżówki. Kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta Gorzowa, nigdy nie zostanie osoba z charakterem i charyzmą, która mogłaby zagrozić poseł Sibińskiej, w dotrwaniu na Wiejskiej do emerytury. Jeśli na kogoś padnie, to będzie to ktoś „kandydatopodobny”: trochę znany, wygadany w mediach i łatwy do zneutralizowania, gdyby zamarzyło mu się kandydować za dwa lata do Sejmu.

Z tych samych powodów, kandydatem nie zostanie wiceprezes gorzowskiego szpitala oraz doświadczony samorządowiec Robert Surowiec. „Kampania prezydencka to najlepszy sposób na wypromowanie swojej osoby. Krysia wie, że mógłby w trakcie kampanii za bardzo urosnąć, a nawet pokazać polityczne pazurki” – mówi rozmówca NW, wskazując ewentualny kompromis na który szefowa gorzowskiej PO mogłaby pójść: ekskurator oświaty Radosław Wróblewski lub prezes szpitala Jerzy Ostrouch. „Bardzo doświadczeni, mądrzy i z nazwiskami, ale mało przebojowi. Idealni, żeby nie wygrali, i żeby łatwo było ich ponownie wstawić do drugiego szeregu” – dodaje.
        
     Tak więc zostaje wiceprezydent Sujak, choć czas nie jest dobry. Za chwilę „Andrzejki”, później „Sylwester” oraz karnawałowe zabawy, chwilę później imprezy z okazki mundialu w Rosji, co dla doświadczonego rapera i wodzireja, nie jest czasem odpowiednim, by debatować o sprawach miasta, którego nie zna.

BARTCZAK Z BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM, CO Z MARCINKIEWICZEM?

Cięzko będzie w Gorzowie wbić się pomiędzy dwie dominujące narracje, o ostatnich trzech latach prezydentury Wójcickiego – tę o wielkim froncie robót, które przemienią miasto, a także o inwestycyjnym bałaganie i serii opóźnień. Ciężko, bo mało tu miejsca na fakty, które zostały wyparte przez polityczne emocje.

To mogłoby się zmienić, gdyby - co mało prawdopodobne – doszło do porozumienia Nowoczesnej i Platfromy, w kwestii eksprezydenta i sekretarza Łukasza Marcinkiewicza. Jest też opcja, że w wyniku zakulisowych zabiegów Władysława Komarnickiego, Mirosława Marcinkiewicza, czy Anny Synowiec, taka decyzja na władzach gorzowskiej PO, zapewne w zamian za jakieś kadrowe „koncesje”, zostanie wymuszona. „Cała trojka cieszy się zaufaniem i wpływami we władzach regionalnych, czego nie można powiedzieć o Krysi czy Robercie Surowcu” – mówi jeden z rozmówców, podkreślając znaczenie także innych osób, bliskich Grzegorzowi Schetynie, a nieprzychylnych gorzowskiej S-3: wiceprezydenta Warszawy Witolda Pahla i ekswiceministra Marcina Jabłońskiego. Kluczowe jest tu wsparcie Jerzego Synowca, który oficjalnie zadeklarował gotowość uczestnictwa w kampanii Marcinkiewicza „na sto procent”.

Wiele wskazuje na to, że łatwiej o zgodę w kwestii kontrkandydata dla J. Kubickiego będzie w zielonogórskim PiS-ie. Mocny dotychczas w politycznych rankingach Jacek Budziński, znany i aktywny radny, cieszący się popularnością pedagog, jest już właściwie poza boiskiem. Sam chyba nie bardzo w nominację wierzył, widząc jaką estymą i wsparciem środowisk kościelnych, cieszy się kolega z rajcowskich ław Piotr Bartczak.

Pokazem jego pozycji była sytuacja z odwołaniem z funkcji szefa OHP Krzysztofa Galerczyka. Surmacz mało nie stracił posady, a Piotrek o przyjęcie posady komendanta wojewódzkiego, był niemal błagany” – opowiada jeden z PiS-owskich wiarusów, podkreślając, że nie bez znaczenia jest wsparcie jakiego udziela mu dwóch biskupów seniorów, a także Bożena Ronowicz i Marek Ast.

PIEŃKOWSKI SIĘ PUSZY, ALE JEST KANDYDATEM „NA NIBY”

Wójcicki jest w pułapce, znacznie większej niż ta Kubickiego z PO. „Sprzedał duszę” PiS-owi, by mieć święty spokój i polityczną asekurację dla starań o środki centralne. Problem w tym, że święty spokój może się szybko zmienić w polityczne piekło, a asekuracja w śmiertelny chwyt. Nie wiadomo, kto go zada.

Najgłośniej mówi się o Sebastianie Pieńkowskim w roli PiS-owskiego kontrkandydata Wójcickiego. Podobnie było na rok przed poprzednimi wyborami. „Bedę namawiał poseł Rafalską do tego, żebym to ja był kandydatem, a nie pan Surmacz” – mówił 19 grudnia 2013 roku na antenie Radia Zachód. Epilog jest dzisiaj znany – przepadł, mimo pozytywnych uchwał. Dzisiaj również stroszy pióra. „Władze gorzowskich struktur jednogłośnie mnie poparły” – ogłosił kilka dni temu na antenie tej samej rozgłośni, co cztery lata temu, dając do zrozumienia, że w przyszłorocznych wyborach będzie kandydatem tej partii na prezydenta Gorzowa.

Pogubiłem się z jego kandydaturą. PiS chyba go oficjalnie nie wskazał, ale w mieście się o tym mówi, i wspomina o tym sam” – skomentował sytuację w rozmowie z Karoliną Machnicką z mPolska24 prezydent  J. Wójcicki. Jest w tym sporo racji, bo jego kandydatura może zostać zablokowana już na poziomie Zarządu Okręgowego, a jest duże prawdopodobieństwo, że koledzy odroczą tą decyzję, przenosząc ciężar odpowiedzialności za nią, na Komitet Polityczny. „Jest pewien problem natury obyczajowej, którym nie chcemy się zbytnio zajmować w regionie, ale też nie chcemy brać za to odpowiedzialności politycznej” – mówi anonimowo NW, ważny polityk zielonogórskiego PiS-u.

       Inaczej mówiąc, nikt nie kwestionuje, że Pieńkowski mógłby być dobrym kandydatem, ale nie jest na tyle dobrym, by niektórzy spośród jego kolegów, chcieli przymknąć na pewne sprawy oczy. „To się może zdarzyć każdemu, przytrafiło się synowi Rafalskiej, ale prezydent miasta, to już nie radny” – mówi rozmówca.

Kto jeśli nie Pieńkowski ? Typy są dwa i jeden lepszy od drugiego: dyrektor generalny LUW Roman Sondej oraz prezes K-SSSE Krzysztof Kielec. Entuzjazm budzi przede wszystkim ta pierwsza kandydatura, bo nie dość, że ze sporymi szansami, to ciesząca się sporą sympatią w środowiskach kościelnych.

Pewne jest to, że napięcie pomiędzy prezydentem i przewodniczącym Rady Miasta, dwoma konkurentami, miastu dobrze się nie przysłuży.

LEWEGO WYBORCZEGO NIE BĘDZIE

          Wszystko wskazuje na to, że wybory samorządowe dla lewicy w Gorzowie, jeśli nie posłucha doświadczonego Jana Koniarka – by założyć komitet pod nazwą Lewica Gorzowska, zanim zrobi to Partia RAZEM – będą momentem, gdy wybije sobie zęby. Dziś jeden Michał Szmytkowski z RAZEM, jest aktywniejszy, niż działacze lewicy przez kilka ostatnich lat.

          Były prezydent, a dzisiaj wicemarszałek Tadeusz Jędrzejczak, już dawno pożegnał się z myślą o powrocie na „stare śmieci”. Jego jedynym celem w kolejnej perspektywie politycznej, jest zdobycie mandatu radnego wojewódzkiego, i choć jest to plan niezbyt ambitny, to z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej, może to być coś w rodzaju „Mission Impossible”.

          Swoją rolę, bardziej w kategoriach eventu, niż politycznego projektu, sonduje były przewodniczący Rady Miasta Jan Kaczanowski. Wydzwania po szefach miejskich instytucji, podpytuje, prowokuje i sonduje, w stylu: co o tym myślisz ? Samego siebie przeszedł w Radiu Gorzów, gdy niepytany o to, skonstatował: „Oświadczam, że nie będę kandydował na prezydenta Gorzowa”. Piszący te słowa oświadcza to samo, a na wszelki wypadek, przepytał też kilkadziesiąt innych osób, i one – pytane – odpowiedziały: absolutnie nie.

Sam Kaczanowski, to postać pozytywna i ciekawa, taki gość z twórczości Jaroslava Haska, czyli kolega Szwejka. Da się go lubić, gdyby był kardynałem, to by się jeszcze na konklawe załapał, ale jeśli wystartuje, to wstydu lewica nie doświadczy, lecz będzie tak samo, jak z jego rajcowaniem: co z tego ? Już lepszy byłby jego syn, kompetentny i doświadczony, no i z fajnym nazwiskiem – prawie jak Krzysztof Kochanowski. Chociaż ten ostatni, jest już w Nowoczesnej.

Spokojnie może spać Tomasz Nesterowicz, oficjalnie już namaszczony na kandydata przez Włodzimierza Czarzastego, a nawet lidera w regionie Bogusława Wontora. Kluczowe są jednak pieniądze, a kilka dni temu Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła złożone przez SLD sprawozdanie finansowe za rok 2016, co może spowodować odebranie tej partii 6 milionów dotacji.

KUKIZOWY ŻART Z MARKIEWICZEM Z SLD

        W kategoriach żartu należy odebrać fakt, że budujący w regionie struktury KUKIZ’15 Tomasz Możejko, zaproponował kandydowanie na urząd prezydenta Zielonej Góry, byłemu radnemu SLD Edwardowi Markiewiczowi

      Kilkanaście dni wcześnie, ten ostatni postulował otrzymanie pierwszego miejsca na liście SLD do Rady Miasta, ale B. Wontor zarezerwował to miejsce dla Cezarego Wysockiego. Wszystko jest więc jasne – trzeba się odegrać. Inna sprawa, im Możejko aktywniejszy, tym KUKIZ'15 słabsze. Warto postawić dolary przeciw orzechom, że w wyborach wystartuje z innego stronnictwa, i nie bedzie to ugrupowanie antysystemowe.

OWIECZEK JUŻ NIE BĘDZIE

Pewną niespodzianką, mogą być komitety niepartyjne. W Gorzowie, pewny jest start Marty Bejnar-Bejnarowicz, która do kampanii wniesie wiele werbalnej świeżości, a także aspektów merytorycznych, ale nic poza tym. Jej organizacja nazywa się Ludzie dla Miasta, lecz najprawdopodobniej, mało jest w mieście ludzi, którzy widzieliby jej przedstawicieli w lokalnym samorządzie, a tym bardziej w prezydenckim gabinecie. Oni zużyli już nad Wartą wszystkie nośne słowa, i nie ma już takich, które miałyby moc tak silną, by ludzie uwierzyli, że wraz z ruchami miejskimi, idzie nowe. Do końca będą kojarzeni z konsultacjami, które stały się miejską zmorą i przedmiotem kpin.

Po całkiem innej trajektorii, podróżują ruchomiejscy działacze w Zielonej Górze, a głównym czynnikiem, który odróżnia ich od tych z Gorzowa, jest nie wykluczanie nikogo.

Dlatego właśnie, nazwiska Barbary Marcinów, Olimpii Tomczyk –Iwko, Aleksandry Mrozek, Sebastiana Cieleckiego, Anny Kraśko, Pawła Zalewskie, Adama Fularza, a nawet eksradnego Radosława Brodzika, wciąż są niezapisaną tablicą, ze sporymi perspektywami i potencjałem. Nie wiadomo, na kogo postawią ruchy miejskie w Winnym Grodzie, ale pewne są dwie rzeczy: mają z kogo wybierać, i raczej będzie to typ wilka – a właściwie „wilczycy” - niż pokornej owieczki. W przysłowiowym „obiegu”, są trzy kandydatury. Pierwsza z nich, to znana i raczej powszechnie lubiana Aleksandra Mrozek, która mogłaby liczyć także na wsparcie Nowoczesnej. Druga z ewentualnie branych pod uwagę, to charyzmatyczna Joanna Liddane, ale to co jedni postrzegają jako atut, cięty język, inni jako wadę, która dyskwalifikuje ją w roli kandydatki na prezydenta Zielonej Góry. „Miasto się wstydzi za swojego prezydenta (...) Po latach urzędowania jest oderwany od rzeczywistości” – to tylko próbka jej możliwości.

 I wreszcie trzecia kandydatka, choć najbardziej znana, to jednak budząca skrajne emocje: szefowa Stowarzyszenia „BABA” dr Anita Kucharska-Dziedzic. „Byłaby bardzo dobra, ale jest zbyt lewicowa, a kandydat ruchów miejskich musi łączyć to co po lewej, i po prawej. Ona pasuje do RAZEM” – mówi jeden z ruchomiejskich działaczy. „Czy doktor Kucharska-Dziedzic będzie waszą kandydatką ?” – to pytanie, jakie NW zadał jednemu z działaczy Partii RAZEM. „Wszystko jest możliwe. Dzisiaj nie wiemy nawet, czy ona ma ochotę kandydować. Gdyby się zgodziła, to jest kandydatką idealną” – odpowiedział działacz zielonogórskich struktur tej partii, zastrzegając anonimowość.

ANSZLUS. TO WSZYSTKO TO WRÓŻENIE Z FUSÓW...

...bo nikt nie wie, jak będzie wyglądała ordynacja wyborcza, choć wszyscy wiedzą, że ma zapewnić PiS-owi zwycięstwo. Chęć dokonania przez tą partię „anszlusu” samorządności, na użytek jednej ideologii, jest oczywista i bezdyskusyjna.

 Kalkulacja jest zorientowana na to, by przejąć władzę w sejmikach wojewódzkich, średnich miastach, a także tam, gdzie dotychczas dominowali działacze PSL. Raczej pewne jest to, że we wszystkich gminach obowiązywać będzie ordynacja proporcjonalna, a nie większościowa – dotychczas tylko w miastach na prawach powiatu. Taka zmiana spowoduje, że jeśli na radnych kandydować będą osoby mniej znane, ale z bardzo znanego komitetu partyjnego, to mają większe szanse na mandat, niż wówczas, gdyby wybory odbywały się według ordynacji większościowej.

Jeśli chodzi o sejmiki wojewódzkie, to istotną zmianą może być zwiększenie liczby okręgów, a także ograniczenie opcji kandydowania – tylko do jednego gremium. Pierwsza zmiana spowoduje, że gdyby Lubuskie podzielić, nie na pięć – jak jest obecnie – lecz dziesięć okręgów wyborczych, to w każdym z nich większość mandatów brałaby partia z największym poparciem, obecnie PiS. Swoją rolę może odegrać także ograniczenie możliwości kandydowania, tylko do jednego gremium: kandydujący na wójta, burmistrza lub prezydenta, nie mógłby kandydować na radnego wojewódzkiego.

To spora zmiana, bo cieszący się popularnością włodarze miast i gmin, kandydowali dotychczas, tylko po to, by po wyborze na urząd, zrezygnować – mandat przejmował następny z najwięszką ilością głosów.

Jeśli chodzi o prezydentów miast, to zabójcza dla Kubickiego i Wójcickiego, mogłaby być zmiana wprowadzająca tylko jedą turę wyborów. W połączeniu z ograniczeniem opcji kandydowania do innych samorządów, byłby to koniec samorządności. Ustawodawcy powinni się jednak zastanowić, a szczególnie przestudiować trzecie prawo Newtona: gdzie jest akcja, tam też jest proporcjonalna reakcja. Jesli więc PiS zechce dokonać zamachu na samorząd, nie pozostanie nic innego – to będzie obywatelski obowiązek – jak pozbawić ich władzy siłą protestu. To nic strasznego, historia widziała gorsze rzeczy, a tu wystarczy „odspawać” ich od stanowisk, i znaleźć dla liderów „dobrej zmiany” jakieś fajne miejsce.


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...