Czy kobiety są solidarne w swoich działaniach ? W czasach, gdy ludzie „dobrej zmiany”, widzący je przede
wszystkim w kuchni i na porodówkach, przebrali się w biało-czerwone majtki, a
do swoich niecnych działań zaprzęgli facetów w sukienkach, chcąc im narzucić
swój własny model życia – najlepiej konserwatywny – jest to konieczne. Z epoki
całowania kobiet w rączki, PiS-owska władza przechodzi właśnie do epoki rączek „wyginania”. Po cichu, bez fajerwerków i
niezauważalnie...
![]() |
FOT.: Krzysztof Kubasiewicz |
...by nie
powtórzył się „Czarny Protest”, który
raz już powstrzymał radykalne zapędy, na ograniczenie praw kobiet. Od tego
czasu „Prezes Państwa” ma dwa koty: tego na Żoliborzu – którego kocha, a także „kota na punkcie kobiet” – których aspiracjami
gardzi.
Tym bardziej,
takie przedsięwzięcia jak zorganizowany przez marszałek Elżbietę Polak, są konieczne. Dlaczego ? Ponieważ, są udanym
połączeniem kulturalnego show, eksperckich debat, społecznego przekazu,
przekaźnikiem pozytywnej energii oraz imprezy integracyjnej, dla setek zaangażowanych
kobiet z regionu. W połączeniu z kongresami we Wschowie i Gorzowie, to
absolutnie unikalna jakość na lubuskim rynku inicjatyw obywatelskich.
„Musimy iść po władzę: do samorządu, do Sejmu
i Senatu, bo nie wszystko działa jak powinno(...). Rozdawanie pieniędzy, choćby
je zrzucali z samolotów, nie zastąpi rozsądnej i mądrej polityki społecznej”
– mówiła marszałek Polak, dopingując zebranych do aktywności: „Musimy przejść na stronę jescze większej aktywności
w życiu publicznym”.
Nie ulega
wątpliwości, że w Lubuskiem nie jest tak źle. Rola kobiet była, i jest, tutaj
bardzo istotna. Dość przypomnieć, że pochodzi stąd minister Elżbieta Rafalska, a sama E. Polak jest
jedynym polskim „marszałkiem w spódnicy”. Więcej, dziewięć na trzydziestu, a
więc trzydzieści procent, radnych wojewódzkich, to kobiety. Wśród dziewięciu
ostatnich wojewodów, były dwie kobiety: Helena
Hatka i Katarzyna Osos. Niby
sporo, ale w obliczu abdykacji mężczyzn, kobiety stać na więcej.
„Pokazałyśmy na <Czarnym Proteście> i w
obronie sądów, że jesteśmy solidarne, ale czy potrafimy być solidarne względem
siebie, wspierając się wzajemnie, by być jeszcze bardziej skutecznymi?” –
pytała retorycznie Polak, a odpowiedzi na te pytania próbowały udzielić:
aktorka i prezes Fundacji „Opiekun Serca” Joanna
Brodzik, wybitna projektantka i założycielka organizacji „Dom życia” Ewa Minge, redaktor naczelna „Wysokich
Obcasów” Ewa Wieczorek, a także
mecenas i radna wojewódzka Anna Synowiec.
Taki kwartet
panelistek w jednym miejscu, i podczas jednego wydarzenia, zdarza się
nieczęsto. Był intelektualną ucztą, lekcją kultury dyskusji, a także ważnym
przekazem. „Kiedy w zyciu stawiamy na
kobietę, to można na nią liczyć, bo tak jesteśmy skonstruowane
genetycznie(...). Z drugiej strony, to my rodzimy i wychowujemy mężczyzn, a
więc od na zależy jacy ci mężczyźni będą” – mówiła E. Minge. I trudno się z
nią nie zgodzić. Smutnym paradoksem jest to, że teraz, gdy trzeba postawić
odpór pełzającej po cichu, niczym złodziej, dyktaturze, mężczyźni pochowali się
w „mysich dziurach”. Na pierwszym planie są kobiety, a mężczyźni liczą, że one
zrobią za nią „czarną robotę”.
„Przyszły dla nas trudne czasy, ale
<Czarny Protest> pokazał, że potrafimy być razem, i nie pozwolimy, by
ktokolwiek poprzez nakaz, mówił nam co mamy robić i jak żyć” – to już
opinia radnej Synowiec. „Przyjdzie taki
czas, że moim ulubionym politykiem będzie Jarosław Kaczyński, bo on doprowadził
do naszej solidarności, co pokazały protesty kobiet, w obronie naszych praw”
– powiedziała niemal „w punkt” redaktor Wieczorek.
Sporo w tym
racji. Niektórzy publicyści zauważyli, że Jarosław
Kaczyński kreuje się na proroka romatycznego mesjanizmu, którego literacką
ikoną jest Adam Mickiewicz, ze swoją
narracją o Polakach, którzy potrafią się mocno pokłócić, ale koniec końców
pogodzić i dobrze bawić. Liderowi PiS bliżej do Juliusza Słowackiego, chcącego
wszystkich potomków „czerepu rubasznego”, przekształcić z prostaków na
aniołów. Ograniczając dostęp do in vitro, antykoncepcji i tabletki „EllaOne”,
czy próbując zaostrzyć ustawę antyaborcyjną, udało się im niestety kobiety
oswoić, uśpić ich czujność.
Lubuski
Kongres Kobiet pokazał, że nie wszystkie i nie wszędzie. Żeby tylko, prawo do
silniejszego głosu kobiet, nie zastąpiło prawdziwej rozmowy pomiędzy nimi, w
stylu: ty już powiedziałaś, to teraz moja kolej.
Dyskusji o
miejscu kobiet w życiu publicznym nie da się sprowadzić do prostej formuły w
rodzaju „trzydzieści procent miejsc na
listach”. Wszystko dlatego, że tylko w Lubuskiem, gołym okiem widać, że
mamy do czynienia z kobietami coraz bardziej dojrzałymi politycznie, bardziej
kompetentnymi i doświadczonymi pozapolitycznie, a po drugiej stronie – z nudnymi
radnymi, posłami i działaczami partii. Nie ma powodów, by na listach do
sejmiku, czy rad miast w Gorzowie i zielonej Górze, ci ostatni, mieli aż 70
procent. „Zauważyłam, ze podczas
publicznych spotkań najczęściej głos zabierają mężczyźni. Kobiety niemal
milczą. Dlaczego ? Bo odzywają się tylko wówczas, gdy mają do powiedzenia coś
nowego i mądrego” - - mówiła podczas kongresu, redaktor „Wysokich Obcasów”.
Świat staje
się więc coraz bardziej kobiecy, a zatem lepszy. Jak zauważył niedawno Wojciech
Kruszyński, psycholog i autor wielu ksiażek, zewnętrzną oznaką abdykacji
mężczyzn jest m.in. modowy trend „na Wikinga” lub „na drwala”, gdzie męskość
staje się jedynie makijażem. Z jednej strony, mamy więc chamów z różańcami na
szyi, jak uznawany za autorytet mediów narodowych Roman Sklepowicz z tekstem: „Kto
by chciał je bzykać?”, a z drugiej „twardzieli
w rurkach” i pudrem na nosie.
Lubuskie
kobiety uczą się i rozwijają. Czy uda im się dać odpór buradztwu PiS-owskich
autorytetów, takich jak pan sklepowicz ? Wiele zależy od wzajemnej solidarności
i żaru przekonania, że są siłą, ale tylko razem. Coraz więcej osób ma po
dziurki w nosie męskich kłótni w politycznej piaskownicy. Kobiety mogą być taką „wunderwaffe”, ale muszą
być razem, nawet jeśli delikatnie się różnią.
„Ja nie jestem feministką. Uważam, że
mężczyźni są do życia potrzebni” – mówiła projektantka Minge. Wtórowała jej
redaktor Wieczorek: „Ja jestem
feministką, i też uważam, że mężczyżni są nam do życia potrzebni”. Czyli
nie ma „Rowu Mariańskiego” pomiędzy paniami i panami, także w polityce, są
tylko ciasne umysły tych, którzy nie rozumieją, że nadchodzi czas kobiet. Być
może najlepszy czas dla Polski, o ile zaufają sobie samym, a później zaufają im
wyborcy.
Oby faceci znów tego nie spieprzyli, o czym w osobnym występie, mówiła
prezes Fundacji „Czysta Woda” Grażyna
Wojciechowska: „Próbowano nas
skłócić. Mnie z marszałek, Gorzów z Zieloną Górą, ale my byłyśmy, jesteśmy i
będziemy razem”.
Faceci już
abdykowali, czują się królami, ale jak u Christiana
Andersena, nie wiedzą, że są nadzy: nie czytają, nie piszą, nie rozwijają
się, nie inicjują. Przynajmniej w Lubuskiem, choć to teza mocno uogólniona, bo na sali pojawił się m.in.: megaaktywny, zaangażowany na wielu płaszczyznach i kreatywny Edward Fedko.