Przejdź do głównej zawartości

Coście uczynili gorzowskiej Katedrze?

Gorzowska Katedra przetrwała dwie wojny i bardzo niebezpieczny pożar. Jej wnętrza zeszpecił dopiero proboszcz do spółki z konserwatorami zabytków. Przetrwała Armię Radziecką, ale nikt jej nie obronił przed tymi, którzy deklarowali dobrą wolę.


          Nie jest dobrze, gdy trzeba cytować samego siebie, ale to zrobię. „Gdy Matka Kościołów choruje, gorzowianie razem” – pisałem dzień po pożarze najważniejszej gorzowskiej świątyni. Nie sądziłem, że ratując matce życie, można ją oszpecić w taki sposób, by nie przypominała tej sprzed pożaru. Wrażenie piękna z zewnątrz wciąż zachwyca, ale nowe wnętrza tylko smucą. 

     Nie mam tu żadnych badań mądrych historyków, ale zdaję się na swoje dziesiatki tysięcy kilometrów, które przelatałem od Azji, przez Afrykę i Amerykę, a na naszej cudownej Europie kończąc, by poczuć historię w jej materialnej emanacji, a nie substytuty – niemal jak z IKEA i czego tam jeszcze. Takie bez zapachu, historii, korników w drewnie oraz świadectwa dawnych pokoleń.

      Czasy mamy takie, że mało kto będzie chodził do Katedry z powodów religijnych, ale dla wszystkich jest to budynek ważny. Wydawało się, że dziesiątki milionów na odbudowę wieży, przełożą się również na jakość zabytkowej formy w głównych nawach. - 

       "Kiedy wejdziemy do katedry, to jej nie poznamy" – słusznie zauważa wybitny miejski regionalista Robert Piotrowski. To prawda, nie ma już kanonickich stall, biskupiego tronu na którym zasiadał Wilhelm Pluta czy Adam Dyczkowski, a nawet ambony z której w ważnym dla kraju momencie swoją homilę wygłaszał kardynał Sefan Wyszyński. Sprzętem obdzielono kościoły w regionie, a zaradny proboszcz napisał historię od nowa.

      Na szczęście są też dobre wieści. Katolicy powinni się cieszyć, że zabytkowego ołtarza z ostatnią wieczerzą, ukrzyżowaniem i apostołami, nie zamieniono na jakąś laserową reprodukcję. Finansowo, przy remoncie Katedry podatnicy zostali ograni koncertowo. Siedzieliśmy cicho jak kościelne myszy, bo to obiekt ważny nie tylko dla wierzących. Mieliśmy prawo oczekiwać czegoś więcej od hojnie obdarowujących kościelny remont radnych, ale tylko nieliczni z nich mają pojęcie za czym głosują – oni podnosili rękę, a proboszcz nie kwitował. 

        Całkiem inną sprawą są katedralne długi wobec podwykonawców; tutaj proboszcza nikt za rękę nie złapał.

         Przyzwyczailiśmy się w mieście nad Wartą, że wszystko ma być ładne – jak z IKEA właśnie. Jest chwila obśliniania się z zachwytu geniuszem Ratusza, ale potem fastryga puszcza, a ze szwów wychodzą frędzle bylejakości, których miało nie być. Z Katedrą było jeszcze gorzej, wszyscy położyli lachę, każdy trzymał buzię na kłódkę, bo przecież proboszcz zna się najlepiej. Zaufano konserwatorowi zabytków, którego imię powinno być wyryte na katedralnej wycieraczce.

         Już wykonane prace zawężają jakiekolwiek ruchy, a całość przypomina dzieła zniszczeń talibów w Bamianie; wnętrza gotyckiej Katedry będziemy mogli oglądać tylko na pocztówkach i filmach.

       Anegdotycznie rzecz ujmując, proboszcz nie powinien spowiadać się prokuratorowi i sądom z zaniedbań technicznych, ale szkód wyrządzonych już po pożarze. W średniowieczu, niczym Patron Polski z Pragi, zostałby wygnany za miasto, ale czasy mamy takie, że zostanie prałatem lub Honorowym Obywatelem. To co pozostawi po sobie w Gorzowie, przywraca blask pojęciom nadzór konserwatorski oraz dbałość o spuściznę historii. Prawdziwe miasto dla pokoleń, ale z przeszlością w wydaniu „w sam raz”.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...