Pokazujący się nam w
nielicznych nad Wartą mediach aktywiści, posiadają jasno zarysowaną hierarchię
spraw miejskich, które należy szybko załatwić. W pełnej zwrotów akcji historii
z kontrowersyjną furgonetką spod szpitala, doszło do kolejnego: głos zabrał
urzędujący po sąsiedzku wiceprezes tej instytucji.
Nie od dziś wiadomo, że uprawianie polityki sporo ma z aktorstwa, nie dziwi więc, że polityk w dziele czynu, bywa kimś innym, niż w rzeczywistości jest. Taki Cezary Żołyński, wybitny aktor, który reżyserował lub grał Tygryska Pietrka czy Pionkia, najlepiej czuje się w stroju lorda Vadera, a poza sceną jest po prostu genialnym animatorem kultury. W polityce więcej jest obsad nietrafionych, niż tych trafionych. Oto wiceprezes szpitala pozwolił sobie wcielić się w rolę przeciwnika furgonetki, która przez lata mu nie przeszkadzała. Gest ze wszech miar oczekiwany, ale mocno spóźniony; niektórzy twierdzą wręcz, że niewiarygodny.
Ideologiczne awantury mają w
Gorzowie swoją historię. Dzisiejsi bohaterowie sporu są zbyt młodzi, by
pamiętać „Śfinstera”, który dumnie zawitał pod koniec lat dziewięćdziesiątych
pod „Arsenał”. Był to pomnik, powiedzmy serio, na tamte czasy w miastku nad
Wartą, obyczajowo rewolucyjny: brzydal z fiutem na wierzchu, w dodatku
ufundowany przez liberała z Unii Wolności. Akcja tamtych sporów odbywała się w
samym centrum, ta dzisiejsza mocno na obrzeżach. Brały w niej udział tuzy
gorzowskiej polityki, dzisiaj zaledwie płotki z młodzieżówek.
„Śfinster” przy obskurnej furgonetce, to jakby równać krzywą wieżę w Pizie
z Dominantą, sykstyńskie freski Michała Anioła z najnowszym muralem przy Białym
Kościółku, a na Kwadracie szukać inspiracji z Plaza de Espana w Sewilii. A
jednak, niektórym zajmuje więcej czasu i energii, niż Grekom spory na Agorze,
albo dominikańskim mnichom dyskusja o to, ile diabłów mieści się w ostrzu
szpilki. Wiadomo, że diabłem największym jest obecnie właściciel furgonetki i
na niego wycelowane są wszystkie ostrza krytyki.
Tak jak onegdaj, słowa mają moc i konsekwencje: „Śfinster” padł ofiarą
próby obcięcia mu przyrodzenia, a furgonetka nieudanej próby podpalenia. Styl
publicznego dyskursu jest ten sam, tylko przedmiot sporu całkiem inny. Kiedyś
urażeni byli konserwatyści i tradycjonaliści z ZChN-u, dzisiaj broni nie
składają liberałowie oraz ludzie platformerskiej lewicy. Szczególnej mocy
nabiera tu czynnik społeczny: dzisiaj i wtedy, donośnie brzmi głos rozsądku rodziców.
W Gorzowie jest wiele wiele niewyjaśnionych fenomenów, jak na przykład to,
że tu każdy z każdym, ale też każdy na każdego, albo jeszcze w innej
konfiguracji – każdy przeciwko każdemu. Nie lekceważę inicjatywy młodych ludzi,
którzy zbierają podpisy pod obywatelskim projektem uchwały w sprawie zakazu
eksponowania drastycznych treści. Nie wiem tylko, o co tu do końca chodzi, czy
o rzeczoną furgonetkę, czy o rozgłos dla wiceprezesa, który zorientował się, że
w czasach gdy publiczny dyskurs ogniskuje temat aborcji, on przesadzil
zaniechaniem. Uchwałę mogą i powinni wnieść radni, a tych Koalicja Obywatelska
ma w mieście rewelacyjnych: od Anny Kozak, przez Radosława Wróblewskiego, a na
Jerzym Sobolewskim kończąc.
Zastanawiam się, jak wyglądałby Gorzów bez tych wszystkich awantur
obyczajowych, wykręcanych kiedyś przez tradycjonalistów, a dzisiaj przez
liberałów. Bez „Śfinstera”, furgonetki Sokołowskiego, proboszcza straszącego
szczepionkami i kontrowersji wokół rewelacyjnego Jurka Gawrońskiego, który
śmieje się z tego wszystkiego u boku Pana. I wiem, że teraz przesadziłem, ale
nie potrafię tego udowodnić. Łączę jednak kropki, oczyma wyobraźni widząc
furgonetkę z „Śfinsterem” na pace. To by dopiero była heca.