Nie żyjemy w mieście w którym nowe zastąpiło stare. To miejsce w którym
coraz trudniej odróżnić nowych od starych – przy czym starzy wiedzieli „jak” robić, a młodzi
zastanawiają się głównie komu „robić”.
Okazja, aby ordynarne cwanictwo z prowincji zapakować w złotko i sprzedać
„ciemnemu ludowi” została w
listopadzie wykorzystana perfekcyjnie. Nowy prezydent jeszcze kilka miesięcy
temu był dla wielu objawieniem, nadzieją oraz szansą na coś innego i lepszego,
a dzisiaj odgłosy zawodu słychać nawet wśród najwierniejszych ...
„Jest zdecydowanie gorzej
niż było. Podczas kampanii wyborczej mówiło się co innego, a dzieje się co
innego” – skonstatował w jednym z portali Daniel Puczyłowski z gorzowskiej księgarni
„Daniel”. „Jacek nas wykorzystał, ale nie
mamy wyjścia” - mówi NW samorządowiec LdM.
Poza dyskusją dla wielu jest więc jedno: ten wybór będzie bolał jeszcze
długo, tak jak boli borowanie kruszejącego zęba, który przez lata nie widział
szczotki i pasty.
„Surowiec, Komarnicki,
Kurczyna – oni są dzisiaj ważniejsi od nas i wydaje się, że zostaliśmy oszukani.
Gładka mowa Aliny Czyżewskiej niczego nie załatwi” – dodaje LdM-owiec, potwierdzając przy tym, że środowisko jest mocno
podzielone.
Podobnych głosów jest dużo więcej i choć informatorzy komunikują
się z NW z imienia i nazwiska, zastrzegają by ich personaliów nie ujawniać.
Wniosek jest jeden: prezydent Jacek
Wójcicki miał być gorzowskim Karolem
Wielkim w ciele Sancho Pansy, a
okazał się molierowskim Tartuffem w
ciele Paździocha. Bardziej pasują tu
jednak słowa Cezarego Pazury z filmu
„Kariera Nikosia Dyzmy”: „Trzeba się
nawpierdalać, zanim nas wypierdolą”.
I tylko w tym kontekście można zrozumieć fakt, że szefową biura
prasowego Prezydenta Miasta została fizycznie ekspresywna – fachowym okiem autor
potwierdza iż „ma czym oddychać”
- żona sponsora prezydenckiej kampanii Agata
Dusińska, dyrektorem Gorzowskiego Centrum Pomocy Rodzinie eksprezydencka
dziewczyna – z większym stażem niż Alina
Czyżewska bo aż 7-letnim – Justyna Pawlak,
a następca Wójcickiego w Deszcznie Paweł
Tymszan „medialnie opędzlował” w świetle
jupiterów gminną limuzynę.
Nie dziwi więc, że jak żart brzmi styczniowa konstatacja „Gazety
Wyborczej”, że J. Wójcicki to „Sokrates z
Deszczna”, bo intelektualnie bliżej mu do Forrest Gumpa, a Gorzów nie okazał się „taką samą gminą jak Deszczno tylko trochę większą”.
Niestety, jest całkiem prawdopodobne, że jego najbliżsi sojusznicy – nie
wyłączając z tego wiceprezydenta Łukasza
Marcinkiewicza i szefa Rady Miejskiej Roberta
Surowca - modlą się nie o jego sukcesy, ale pozakulisowe wpadki – a tych
jest tak wiele, że rządowe agencje śledcze zastanawiają się czy nie wzmocnić
w Gorzowie swoich struktur.
Kiedyś Arkadiusz Marcinkiewicz
w dyskrecjonalnej rozmowie - ale na szczęście nagranej - konstatował: „Uważam, ze Władek powinien coś dostać”, a dzisiaj niektórzy formalnie,
a nawet ze służbowymi legitymacjami w kieszeniach, pytają wprost: „Co u Władka i Jacka?”.
Prezydent Jacek Wójcicki – co pokazał jego dzisiejszy występ podczas
odbywającej się w Gorzowie sesji Sejmiku Wojewódzkiego - wcielił się w rolę
marketingowca, a nie gospodarza miasta. Skutek tego jest taki, że zamiast potrzeby
mieszkańców spełniać, postanowił je głównie tworzyć.
Najpierw jednak musiał się w mieście nad Wartą ciężko napracować,
by na przedsesyjną naradę znaleźć mniej rozgarniętych od siebie.
Padło na ikonę tej dyscypliny: PRL-owskiegiego „opiekuna” pracowników
budowlanych w DDR Władysława
Komarnickiego z dawnej PZPR, który ten wybór podsumował w Radiu Gorzów
błyskotliwie: „Zaprosił moją osobę”,
a gdyby ktoś miał wątpliwości o kogo chodzi, ten wyjaśnił w temacie lotniska: „Tak to widzi Władysław Komarnicki”.
Wystąpienie na sesji Sejmiku Województwa Lubuskiego mogło być dla
prezydenta Wójcickiego szansą na nowe otwarcie, a co za tym dalej idzie - szansą
dla Gorzowa, ale okazało się wielką klapą z której zwycięsko wyjdzie jedynie pewien kandydat na senatora z mentalnością „buraka”.
Zamiast więc udawać i unikać przyznania się, że Wójcicki
jest „wielką pomyłką” – a używając
terminologii wprost z Deszczna: „politycznym
zbukiem” - warto zacząć go dopingować, krytykować i wytykać błędy - wtedy zacznie
wreszcie pracować dla miasta, powiesi się lub złoży rezygnację. Każda
opcja jest dobra...
Prezydent Wójcicki w kwestiach samorządowych myśli Kurczyną – a więc
zamierza się ślizgać, nic nie zrobić, ale zarobić; w kwestiach
gospodarczych myśli Komarnickim – co oznacza
iż wie z kim i jak, by nie było wiadomo kiedy, a w kwestiach miejskich
najbliżej mu do bolemickich krów – kiedy muczenie przestaje być
atrakcyjne dla gawiedzi, pomocne wydaje się postawienie na trawie „placka” – wtedy dostrzegają go nawet
ślepi, bo wydaje dziwnie znaną woń.
Takim „plackiem” było
dzisiejsze wystąpienie, które niemal nie rozsadziło blogerowej skrzynki
pocztowej. Porażeni niekompetencją byli nawet ci, którzy podczas sesji Sejmiku
Wojewódzkiego poklepywali go po plecach.
„Nie wiem kto mu to pisał te
bzdury, może Piechowicz, bo latał z telefonem po sali sesyjnej i robił zdjęcia,
ale to co zaprezentował Wójcicki jest potwierdzeniem tego, że na kolejnej już
sesji, po tej o Akademii Gorzowskiej, po prostu się ośmieszyliśmy. Tym razem na
swoim boisku” – mówi NW ważny polityk Platformy
Obywatelskiej.