Przejdź do głównej zawartości

Czy kolejnym prezydentem Gorzowa będzie "jubiler" z Zawarcia ?

Był "Krawiec z Panamy", może być i "Jubiler" z Zawarcia. Najtrudniejsze będzie przekonanie innych, że ma szansę i warto w niego zainwestować – w przenośni i dosłownie. Znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że ta deklaracja, to efekt „dotyku szaleństwa”, ale to właśnie różni przedstawicieli młodego pokolenia – do którego eksprezes Gorzowskiego Rynku Hurtowego się zalicza – od starszych działaczy i polityków: nie krygują się i nie kombinują, ale stawiają sprawy jasno i precyzyjnie, określając oczekiwania oraz cele. To co jest w Domaradzkim intrygujące, to pewność siebie i bezpośredniość, połączone z umiejetnością przyznania się do błędów, co wśród gorzowskich polityków i dziennikarzy, jest czymś absolutnie unikalnym. Ale czy to wystarczy ?

Jeśli powiedział to na serio, to rozpoczął właśnie drogę do linii startowej, gdzie za chwilę zbiorą się „grube ryby”, które nie przebierają w środkach i metodach, bo dobre jest wszystko, co przybliża do mety, którą jest fotel w gorzowskim Ratuszu. Wielu będzie mu klaskać jak foczki płetwami, ale – jak to w Polsce bywa – wielu chętnie „podłoży świnię”, a potem splunie.

Gdyby taki pomysł komuś się w głowie narodził, to jestem w stanie podjąć rękawicę, bo gadanie, to tylko gadanie, a trzeba robić. Wszystkim, którzy myślą, aby mnie pchnąć wyżej, mogę obiecać ciężką pracę, ale bez żadnych układanek. Chcecie kogoś zasadniczego, to ja jestem do takiej roboty dobry” – oświadczył dzisiaj na swoim videoblogu eksprezes GRH, były bliski współpracownik Tadeusza Jędrzejczaka, a dzisiaj działacz gorzowskiej Nowoczesnej Mariusz Domaradzki. Ta deklaracja, może być dla niego początkiem podróży po gorzowskim „piekiełku”, czego jego osobowość może nie znieść, bo marsz po prezydenturę – z pozycji w której znajduje się obecnie – będzie najeżony wieloma przeszkodami.
         
       Najtrudniej będzie mu przekonać do siebie Nowoczesną, choć może nie będzie to takie trudne, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że kandydowanie mecenasa Jerzego Synowca, jest niemal na pewno wykluczone. On sam, liczy jednak na poparcie szersze, niż tylko jednej partii i chciałby budować obóz oparty na wartościowych ludziach, a nie popularnych partiach.

        „Sam nie jestem w stanie nic zrobić. Najważniejsze, to zbudować ekipę ludzi, która będzie chciała pracować z prezydentem i budować jego przyszłość. Gdybym miał tworzyć komitet, to takich ludzi chciałbym znaleźć – całkowicie nowych i nie związanych z polityką” – skonstatował Domaradzki. Ten jego dzisiejszy „koncert”, a właściwie „próba generalna”, wczytując się precyzyjnie w polityczne nuty - gdzie są sekwencje dla zdolnych muzyków z drugiego i trzeciego szeregu - nie zapiera jeszcze oddechu w piersiach, ale nie brzmi też fałszywie. Fałszywie nie brzmi też lapidarna deklaracja, że jak jego kandydatura się komuś podoba, to niech wyłoży na to pieniądze, bo on sam grosza nie da: „Nie zamierzam inwestować w to kandydowanie. Mówię wprost do tych, którzy ewentualnie myślą o mnie, że nie mam zamiaru inwestować w to, bo mam rodzinę, biznes i inne rzeczy. Jeśli tak, proszę bardzo, trzeba założyć stowarzyszenie i zbierać pieniądze”.

Nie wiadomo, czy to ze sknerstwa czy wyrachowania, ale bardzo rynkowe podejście do sprawy: daję produkt i serwis, chcecie, to musicie zapłacić. „Gorzowianie, słuchajcie mnie, jedyne co mogę obiecać, to zaangażowanie i to, że ktoś będzie pracował i pilnował roboty, a ja taki jestem. Jestem jubilerem, jak się za coś biorę, to pilnuję tego i ciągnę do końca. To mogę obiecać” – oświadczył.

Musi jednak wiedzieć, że najlepszym – czy nawet tylko dobrym – w polityce nie jest łatwo, a zatem najczęściej skazani są na samotność, a ktoś taki musi mieć silną osobowość. Jeśli ją ma - to w kontekście przyszłych wyborów prezydenckich, może spowodować jedną z dwóch reakcji: doprowadzić do tego, że zawiedzeni dotychczasowymi rządami Jacka Wójcickiego, pod wpływem jego osobowości, zmienią zdanie i pomogą mu, albo zostanie przez nich odtrącony, choćby po to, aby go ośmieszyć. Gorzów to specyficzne miasto, gdzie opowiadanie obcym o ludziach, rozpoczyna się od wyliczanki, kto jest zły, głupi, zdemoralizowany, podejrzany lub niebezpieczny – o tych z potencjałem się nie mówi.

Mnie dużo ludzi nie lubi, bo ja sie pojawiłem w samorządzie znikąd. Nie mam ciotek, wujów, chrzestnych  i innych w urzędzie, a przecież tam pracują całymi klanami. Nawet nazwiska potrafią sobie zmieniać, żeby nikt się nie zorientował” – dodał prawdopodobny kandydat, jeszcze nie wiadomo jakiego środowiska, ale na tym etapie jedyny, który tak śmiało określił swoje aspiracje.

Miał też przekaz dla obecnego prezydenta Jacka Wójcickiego: „Jacek, powiem ci tak: lubię cię, ale denerwuje mnie, że nawijasz na uszy makaron . Idziesz do mediów i opoiwiadasz, że fajnie jest, fajnie będzie, coś się tam zrobi, ale nic z tego nie wynika. Zamiast powiedzieć, jak jest, owijasz w bawełnę(...). Poukładałeś się z radnymi, a oni robią cię w bambus”.

Znajdą się tacy, którzy całe oświadczenie uznają za groteskowe, a Domaradzkiemu od plotek zrobią się czerwone uszy, ale oczy wszystkich nad Wartą tęsknią za rozumem, a tego absolwentowi studiów doktoranckich z ekonomii, byłemu prezesowi spółki prawa handlowego, przedsiębiorcy oraz ojcu trójki dzieci, który właśnie wybudował własny dom, odmówić nie można. Więcej obciachu przynoszą wieczni radni, przypadkowi posłowie i nadambitni wójtowie...

LINK DO VIDEOBLOGU M> DOMARADZKIEGO:
https://www.youtube.com/watch?v=KL68X69s8rY&feature=youtu.be



Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Aborcja. Biznes, który nie lubi życia!

Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze. - Aborcja, jak wszystko w kapitalizmie, jest biznesem – powiedziała w przypływie szczerości, Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczyniła to na antenie TV Republika i w programie na żywo. Chwilę wcześniej, wyciągnęła opakowanie tabletek aborcyjnych i jedną z nich publicznie zjadła, najpierw bezprawnie dokonując jej promocji. Sytuacja miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji aborc...