Być może, wnet okaże się, że im mniej hałaśliwych Ludzi dla Miasta w
mieście, tym więcej miasta dla ludzi, którzy nie przepadają za partiami, ale
tym bardziej za cynicznymi graczami bez emblematów partyjnych. Działacze ruchów
miejskich, kiedyś grabili w gorzowskich parkach liście, dzisiaj wolą grabić do
siebie...
FOT.: TVGORZOW.PL/Gorzow24/Gorzowianin/Gazeta.pl |
...bo w „czepiactwie”, cyniźmie i wykorzystywaniu
rewitalizacyjno-konsultacyjnych mechanizmów, osiagnęli najwyższy stopień
specjalizacji. Okrzyknięty „stolicą
ruchów miejskich” Gorzów, stał się dla wielu przedstawicieli tego
środowiska - co najwyżej – „dojną krową”,
dla działaczy z całej Polski: od Łodzi, Krakowa, a na Bytomiu kończąc. Pewne
jest jedno: im bardziej „dojrzałe”
ruchy miejskie, jak to miało miejsce w Gorzowie, tym ludzie tego środowiska są
bardziej zepsuci, niż przedstawiciele jakiejkolwiek partii politycznej.
Lider
Platformy Obywatelskiej Grzegorz
Schetyna, zaprosił ruchy miejskie na listy wyborcze, ale to błąd, bo partie
powinny współpracować i proponować miejsca na listach aktywnym obywatelom, a
nie wyćwiczonym w wyciąganiu samorządowych pieniędzy organizacjom. Gorzowskie
doświadczenia z tą formą aktywności obywatelskiej, pokazują, że działacze LdM
są bardziej cyniczni, niż ci partyjni, a ich pazerność na posady w
administracji i publiczne zlecenia, była większa, aniżeli wszystkich partii
razem wziętych.
Ruchomiejska „mafia”
wycofuje poparcie
Teraz Kongres
Ruchów Miejskich, to w ramach wendety ze strony jej aktywnych liderek: Aliny Czyżewskiej i Marty Bejnar-Bejnarowicz, postanowił „wycofać
poparcie” dla prezydenta Jacka
Wójcickiego. To oczywiście nie jest nic poważnego, bo znane są w historii
sycylijskiej „Cosa Nostry” i
japońskiej „Yakuzy”, przypadki, gdy
wycofywały swoje nieformalne poparcie urzędnikom i decydentom, którzy nie
chcięli spełniać ich żądań. Gorzowscy działacze ruchów miejskich, nie powinni
jednak narzekać, bo gestów sympatii, było w ostatnich trzech latach, aż nadto, a nazwiska Ewy Hornik, Dariusza Górnego i całej rzeszy "ludzików" na niższych stanowiskach, są tego potwierdzeniem.
Ważne więc, by
wyjaśnić rzecz podstawową: Wójcicki jest bardzo słabym prezydentem, ale w
wypowiedzianej mu przez gorzowskie ruchy miejskie wojnie, nigdy nie chodziło o
idee i wartości obywatelskie, a tym bardziej o mieszkańców, lecz posady, wpływy
i pieniądze. Ataki rozpoczęły się wtedy, gdy z Ratusza wygłoszone zostało mocne „nie”.
„Nie ma zgody na to, żeby jedna grupa ludzi,
która głośno krzyczy, rządziła miastem. Od tego jest Rada Miasta i jest
prezydent” – mówił w lutym ub.r. w Radiu Gorzów prezydent Wójcicki. Mniej
więcej w tym samym czasie, wspominał o wycieczkach działaczy LdM, którzy
przychodzili z listą urzędników do zwolnienia i nie jest tajemnicą, że prym
wiodły tu dwie osoby: Alina Czyzewska i Marta Bejnar-Bejnarowicz. Obie
milczały, gdy w Ratuszu degradowani lub zwalniani byli fachowcy, tak bardzo
dzisiaj potrzebni.
Wtedy to
właśnie - mówiąca jakby w ustach miała ukrytą laskę dynamitu A.Czyżewska -
ogłosiła, że „prezydent zdradził ruchy
miejskie”. Kolejne miesiące udowodniły, że w ustach były co najwyżej „gazy”, które po werbalnym wystrzale,
tylko przypominają wybuch trotylu, bo w rzeczywistości bliżej im do
przysłowiowych „bąków”. Tak po
prawdzie, to w konstatacjach obu pań, zawsze było więcej polemicznego
charakteru, niż rzeczowej analizy.
Jakże prorocze
były więc tytułowe słowa red. Dariusza
Barańskiego z „Gazety Wyborczej”, który 16 września 2015 roku, napisał: „Ruchliwa miejska <mafia>, zjeżdża do
Gorzowa na kongres”.
A miało być tak
pięknie...
Ruchy miejskie
w Gorzowie, już chyba na zawsze, będą się kojarzyły tylko źle. Są tu nad Wartą
czymś w rodzaju „ciąż niedonoszonych”,
a więc takich z których miało się narodzić coś pięknego i wspaniałego, a wykluł
się potworek. A przecież nie musiało tak być.
Ludziom dla
Miasta, jak mało komu nad Wartą, udawało się na poziomie werbalnym, zmieniać
znaczenie wielu słów i pojęć. Narzucać swoją narrację percepcji miasta i na
jakiś czas zarazić taką retoryką innych. Więcej, lokalni politycy po prostu
zazdrościli im tych umiejętności. Brak wiedzy o zarządzaniu miastem, przez
pierwszy okres chowali za parawanem retorycznych gadżetów oraz substytutów aktywności.
Za przykład, posłuzyć mogą „konsultacje o
konsultacjach”, czy tak namacalne i jedyne efekty ich działalności, jak „kaczkomaty” w Parku Róż i demontaż
barierek przy ul. Chrobrego.
W całej tej
narracji LdM o mieście, były niby „konkrety”,
a aktywistki wyróżniały się na tle innych samorządowców świeżością, ciekawością,
oryginalnością formułowanych tez, a także pasją działania, czego nie można
powiedzieć o radnych pokroju Roberta
Surowca, Jana Kaczanowskiego i
całego zastępu „samorządowych emerytów”
w gorzowskiej Radzie Miasta.
Pierwsze
problemy wizerunkowe, abstrahując od prywatnego romansu A. Czyżewskiej z J.
Wójcickim, zaczęły się w momencie, gdy media ujawniły, że jeden z filarów
ruchomiejskiej układanki Michał
Szmytkowski, to zwykły leń, który na co dzień mieszka, pracuje i płaci
podatki w Szwecji, a w Gorzowie pojawia się rzadko, nie uczestniczy w sesjach i
jeszcze próbuje to tłumaczyć, że tak będzie postępował dalej.
Autodestrukcja, na
skutek braku hamulców
Później było
już tylko gorzej. Walka o wpływy i zwalczanie Wójcickiego, przy braku chęci do
współpracy na rzecz miasta z innymi, awansowały do roli głównych priorytetów
gorzowskich ruchów miejskich.
To o czym
wiedzieli wszyscy, ale nikt nie chciał powiedzieć głośno, stało się publiczną
prawdą wraz publikacją w mPolska24.pl tekstu pt.: „Oszukani przez Ruchy Miejskie”. Poza dyskusją z inspiracji
prezydenckiego doradcy Adama Piechowicza,
ale stwierdzając pewien niewygodny fakt: „Marta
Bejnar-Bejnarowicz, liderka stowarzyszenia Ludzie dla Miasta(...). Zastanowienie
budzi jej oświadczenie, ze w pracę zawodową angażuje się coraz mniej, bo tyle
czasu pochłania jej miasto i praca radnej. W zestawieniu z iloscią
wielotysięcznych przetargów na remonty powierzchni komunalnych, które wygrywa
firma budowlana jej męża(...) trudno odnieść wrażenie, że rekompensują jej
zaangażowanie”.
O wyjaśnienia
poprosił klub radnych Prawa i Sprawiedliwości, a dokumenty oraz informacje mają
prawo bulwersować. Firma jej męża podpisała z miastem umowy na ponad pół
miliona złotych, i nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, iż część zleceń
otrzymywała w trybie bezprzetargowym.
Spośród wielu
wizerunkowych kłopotów Ludzi dla Miasta, ten z wiarygodnością
Bejnar-Bejnarowicz oraz Czyżewskiej, rezonuje najbardziej. Wszystko dlatego, że
potrafiły użalać się nad własnym losem i wykazywać nadaktywność w sprawach błahych
– ot choćby w zakresie wykorzystywania służbowego samochodu przez prezydenta
miasta - a nie potrafiły zachować się z godnością, gdy oczekiwali tego ludzie,
broniący ich wcześniej. Nie uczciwa praca męża Bejnar-Bejnarowicz ją
dyskwalifikuje, ale milczenie jej samej, a także „skrupulatnej inaczej i wybiórczo” A. Czyżewskiej.
Okazały się smutnym przykładem autodestrukcji, na skutek braku hamulców.
Inaczej mówiąc
– prezydent Wójcicki, jego doradca Piechowicz oraz przewodniczący RM Sebastian Pieńkowski, pokazali
gorzowskim ruchom miejskim lustro, a mieszkańcy zobaczyli w nim brzydką twarz
tego środowiska.
Istotne jest
również to, że umiejętne i skuteczne „odstrzelenie”
pań, wokół których nie ma już wianuszka adoratorów, spijających z ich ust słowa
każdej treści i w każdej ilości, pokazuje, iż w obozie prezydenta są jeszcze
PR-owskie rezerwy. Dybiąc na Bejnar-Bejnarowicz zagrali nieczysto, ale władzy
nie zdobywa się z różańcem w ręku.
Gwoździe do wieka
ruchomiejskiej trumny
Ten serial się
nie skończy, a wieko ruchomiejskiej trumny zostanie przybite kolejnymi gwoździami,
zanim na dobre rozpocznie się samorządowa kampania. Można odnieść wrażenie, że
cała ta narracja ruchów miejskich, to po prostu budowanie rynku na swoje
usługi: konsultacyjne, rewitalizacyjne czy marketingowe w zakresie kreowania miejskich
brendów.
Sprawa
bezprzetargowych zleceń dla męża wiceszefowej Kongresu Ruchów Miejskich, to nie
jedyna wątpliwość. Niesione medialną popularnością ruchy miejskie, szybko stały
się zwartą konfederacją aktywistów, którzy na swoich ideach postanowili
zarabiać. Ilustrują to dwa całkiem kosztowne przedsięwzięcia, które były w
ostatnich latach realizowane nad Wartą: projekt rewitalizacji parków za ponad
330 tysięcy złotych oraz stworzenie marki „Gorzów
w sam raz” za 150 tysięcy.
Pierwsze
przedsięwzięcie realizowała firma STUDIO Pronobis z Bytomia, której
współwłaścicielką jest organizatorka Kongresu Ruchów Miejskich Sylwia Widzisz-Pronobis, a wiceprezesem
zarządu tej organizacji M.
Bejnar-Bejnarowicz. Jeśli dorzucić do tego wspólne występy na warszawskich konferencjach z
A. Czyżewską, wykonawcę drugiego przedsięwzięcia Mateusza Zmyslonego z Grupy ESKADRA, to na twarzy pojawia się
delikatny uśmieszek.
Ci wszyscy
młodzi ludzie bywają pomysłowi, wręcz innowacyjni, w wyciąganiu pieniędzy z
miejskich budżetów, na które mają jakiś wpływ. Korzystając z dużej siatki
kontaktów i powiązań, wiedzą gdzie i jakie będą wykonywane prace, przetargi i
konsultacje.
Wydaje się
nawet, że wszystko co powyżej, ale ze szczególnym akcentem na dwie aktorki
ruchomiejskiego „sitcomu” z Gorzowa,
tworzy obraz Ludzi dla Miasta, jako środowiska znacznie bardziej
spatologizowanego, niż partie polityczne. To istotna diagnoza, bo zarówno A. Czyżewska,
jak i M. Bejnar-Bejnarowicz, poza frontem walki z prezydentem, chętnie
zwalczały konkurencję, która w przeciwieństwie do nich, ma realne sukcesy.
Ruchy miejskie to nie
tylko, albo właśnie, nie one...
Błędem byłoby
twierdzenie, że wszyscy działający w ruchach miejskich są źli, cyniczni i
koniunkturalni. Już przed wyborami było wiadomo, że do LdM lgnęły takie
jednostki, licząc na pracę w administracji i spółkach, na zlecenia z miejskich
spółek, a także chcący się spełnić w skrajnościach, ruchomiejscy „jakobini”, dla których A. Czyżewska była
drugą Joanną D’Arc.
W tym
towarzystwie, od dawna pozytywnie wyróżniał się Grzegorz Musiałowicz, który lata wcześniej założył Stowarzyszenie
na Rzecz Rozwoju Zawarcia i działał aktywnie, jak mało kto. Docenili go
ostatnio czytelnicy potrtalu Wspólnota.pl, nadając mu tytuł najlepszego
samorządowca w województwie lubuskim. Trudno do jednego worka z cynikami,
wrzucić także intelektualistę, świetnego wychowawcę i człowieka ze wszech miar
uczciwego dr Zbigniewa Syskę. Nie
inaczej z Grzegorzem Witkowskim z
Fundacji Kota Dziwaka, którego proekologiczne akcje irytują ze względu na
dalekosiężne konsekwencje dla miasta, ale nie można mu odmówić
bezinteresowności i uczciwosci.
Oni wszyscy:
Musiałowicz, Syska czy Witkowski, w kontrze do liderek LdM, są jak awers i
rewers, tej samej ruchomiejskiej monety. Różni ich to, że nigdy nie walczyli o
to, by znaleźć się na wierzchu.
Reasumując. Głównym zarzutem nie jest to, że drogi prezydenta Wójcickiego i ruchów miejskich się rozeszły, ani nawet wątpliwosci natury etycznej, lecz zmarnowana szansa pokazania przez to środowisko, iż można się różnić inaczej oraz konkurować bez histerii. Trudno robić zarzut z tego, że aktywiści "grabią do siebie", ale skala cynizmu przebiła wszystkie partie razem...