Przejdź do głównej zawartości

Miczał: Miasto jest dla mnie bardzo ważne !

Bardziej niż straconych przez miasto szans, żal mi straconych przez miasto ludzi. Ważne jest, aby prezydent był człowiekiem spełnionym, bo tylko taki jest w stanie stworzyć dobry zespół. Ludzie dla Miasta, to fantastyczne, bardzo twórcze i niezwykłe osoby: artyści, ekolodzy, działacze środowiskowi, animatorzy kultury. Nie ma we mnie zgody na to powszechne „święte oburzenie”, że ktoś pyta o miejskie przetargi męża Marty Bejnar-Bejnarowicz. Patrząc na ostatniej sesji na te znużone twarze, rozbiegane lub podejrzanie utkwione w jednym punkcie oczy, niektórych radnych, pomyślałam: „Ludzie ! Po kiego grzyba się tam pchaliście”...

Rozmowa z KATARZYNĄ MICZAŁ, społeczniczką, blogerką, kobietą o wielu talentach, działaczką Nowoczesnej.


Nad Wartą: Mówił Ci ktoś, że masz cygańską urodę ?

Katarzyna Miczał: Cygańską, hinduską, meksykańską i wyjątkowo mało słowiańską. Tak ! Najczęściej jednak człowiek nowopoznany nic nie mówi bo zakłada, że jestem Cyganką i pewnie się zastanawia: „Tylko dlaczego ona chodzi w spodniach?”. Nie jest to prawda, ale te pomyłki są bardzo miłe. Lubię je ogromnie.

K.M.: Ale chyba nie tylko urodę, duszę też, co ?

N.W.: Stereotypowo to bardzo cygańską mam duszę. Lubię „drogę”, potańczę, chociaż nie pośpiewam, ludzi lubię i szybko nawiązuję relacje. Temperament mam raczej ekstremalny; łatwo się wkurzam i łatwo wzruszam. Ale tak poważnie to tylko jedną cechę mam prawdziwie wspólną z Romami: nie ma mnie bez ludzi. Muszę mieć grupę, „swoich”, wspólnota mnie nakręca i wspólnocie się podporządkowuję. To jest moja „cygańska dusza”, reszta to ściema. A ! I wróżę.

N.W.: Na początek zadam ci megatrudne pytanie:  kogo bardziej lubisz Piotra Steblin-Kamińskiego czy Don Wasyla ?

K.M.: Oczywiście, że Andrzeja Trzaskowskiego.

STARAM SIĘ NIE OCENIAĆ LUDZI 

N.W.: Niech będzie Trzaskowski, tez go lubię. Wszędzie Ciebie pełno, wiele przy tym uśmiechu, radości i magnetyzmu – przyciągasz różnych ludzi, często takich, którzy bez Ciebie nie usiedli by razem do stołu...

K.M.: Bywa. Na początku wynikało to z tego, że ja po prostu bardzo często o specyfice wzajemnych powiązań między ludźmi nie wiedziałam. Zdarzało się mi więc popełniać tego rodzaju „szczęśliwe nietakty”. Długo żyłam w przekonaniu, że ludzie, którzy maja wspólną pasję lub cel – muszą się znać i lubić...

N.W.: ...i co odkryłaś?

K.M.: ...że nie zawsze tak jest. Jesteśmy bardzo rożni. Staram się nie oceniać. Nigdy nie rezygnuję z człowieka na rzecz drugiego – nawet jeśli mówimy tylko o udziale w spotkaniu czy konferencji. Z szacunkiem podchodzę do odmowy, ale zawsze jest mi żal gdy wygrywa konflikt. Ludzie z którymi współpracuję to z reguły indywidualności, bardzo wartościowi. Nieobecność takiej osoby to odczuwalny brak, który przekłada się na jakość.  Każdy jest ważny. Ale to nie jest tak, że mam jakąś misję „łączenia”. Powiem ci też w sekrecie, że „kobity” są bardziej zacietrzewione. Z reguły. A jak już tak się uda zebrać wszystkich i jest komplet to później jakoś nikt nie narzeka. Bo satysfakcja zawsze jest wspólna.

N.W.: Gorzów wczoraj, jakieś tam 10-15 lat temu i dzisiaj, jak to widzisz i oceniasz ?

K.M.: Nie mam takiej perspektywy ponieważ, mam wrażenie, że dopiero teraz odbieram miasto zupełnie świadomie i w miarę kompleksowo. Tak się złożyło, że okres, który podajesz był dla mnie czasem bardzo aktywnej współpracy ze środowiskiem gorzowskiej lewicy. Zarówno zawodowo jak i towarzysko, przebywałam wśród ludzi, którzy rządzili miastem lub byli z rządzącymi w różny sposób powiązani. Prezydentem był Tadeusz Jędrzejczak i wszystko co robił było przez nas -bardzo młodych wówczas ludzi - odbierane jako: „dobre”, „właściwe”, „wizjonerskie”, „nowatorskie”.

N.W.: A nie było tak ? Przecież, to najlepszy z lewicy gorzowskiej.

K.M.: Dziś wiem, że to obraz trochę zniekształcony a wiele spraw istotnych dla lokalnej społeczności zostało pominiętych lub zwyczajnie schrzanionych. Niemniej jednak, nawet jeśli się wówczas myliłam to fakty są takie, że mówimy o czasie kiedy Gorzów wykorzystywał szanse i zmieniał się w sposób ambitny bo przed Miastem stawiano cele. No i żył. Bardziej niż straconych przez miasto szans, żal mi straconych przez miasto ludzi.  Tak czy inaczej Gorzów to mój dom i jest mi trudno ten dom oceniać. Żyję tutaj od mojego „zawsze” i kiedy odwracam się w kierunku przeszłości, to oczywiście widzę, jego lepsze i gorsze okresy ale widzę przede wszystkim to „moje miasto”. Teraz Gorzów ma ten gorszy czas, możliwe nawet, że to taki „miejski kryzys”. Jednocześnie jesteśmy świadkami wzmożonego rozwoju innych ośrodków miejskich, których potencjał i zasoby są porównywalne. To jest bardzo trudne doświadczenie. Dlatego tak istotne jest to, żeby ten kryzys pokonać. I dlatego tak bardzo ważne w życiu miasta będą kolejne wybory samorządowe. Trzeba iść do przodu. Z każdego „czasu” coś w mieście zostaje. Takie jest miasto właśnie: to wczoraj, dziś i jutro.

ALE JA CHCĘ BYĆ RADNĄ !

N.W.: Dojrzałe i mądre, to co mówisz. Jest jednak pytanie: po co ci to wszystko, cała ta aktywność ? Pewnie nie jeden i nie dwóch zasugerowało ci, że robisz to, bo masz aspiracje polityczne i takie tam. W tym mieście nikt nie wierzy w bezinteresowność: jak bloger – to pewnie za kasę lub na zamówienie, jak działasz – to pewnie chcesz być radną ...

K.M.: Ale ja chcę być radną!

N.W.: I to mi się podoba ! Szczere, uczciwe i konkretne postawienie sprawy, a nie udawanie.

K.M.: Nie mam w tym aspekcie absolutnie żadnych kompleksów. Działam od lat z przerwą „na dziecko”. Działam bo lubię, bo jestem próżna, bo sprawia mi to satysfakcję, bo spotykam całą masę ludzi. Wiele z tych znajomości zostaje. W jedne inicjatywy wchodzę cała, przy innych współpracuję, są też takie, które robię „bo trzeba”. To pewne jest jakaś forma celebry własnej osoby. Czy mam aspiracje polityczne? Mam. Chociaż ja wolę myśleć, że mam aspiracje samorządowe. Angażuję się w tematy, które są dla mnie ważne. Miasto jest dla mnie ważne.

N.W.: Napisałaś ostatnio: „Naiwnie sądziłam, że wspólny cel jakim jest zmiana na stanowisku Prezydenta Miasta, połączy miejską opozycję”. Co bardziej cię wkurza, że ta antyprezydencka opozycja jest skłócona, czy to, iż prezydent Wójcicki będzie urzędował kolejne cztery lata, jak tak dalej pójdzie ?

K.M.: Miejska opozycja jest skłócona tylko na pewnym poziomie. Oddolnie ludzie ze sobą raczej współpracują. Jest więc nadzieja, że jednak dojdzie do porozumienia, obawiam się jednak, że nie komplementarnie. To są winy lub zaniedbania liderów konkretnych środowisk. Błędy wynikające z uwarunkowań charakteru, ambicji ale również specyficznego odbioru rzeczywistości, w moim odczuciu – mocno skrzywionego. Mnie perspektywa drugiej kadencji Jacka Wójcickiego nie wkurza ,to jest perspektywa bardzo …
N.W.:  ...słucham, słucham. Bardzo, jaka ?

K.M.: Niepokojąca. Mam przekonanie, że o ile ta jedna kadencja będzie do „nadrobienia”, a przy mądrej zmianie jest szansa nawet na wyłonienie z jej efektów jakiś korzyści dla Miasta, to druga ostatecznie zahamuje rozwój i pozbawi je szans w długiej perspektywie czasowej. To jest poważna sprawa. Takie czyste wkurzenie odczuwam jedynie w kierunku środowisk i osób opiniotwórczych, które mogłyby w tym decydującym czasie odegrać bardzo ważną rolę – autorytetów. Tymczasem utrwalają tylko obecny stan rzeczy. Czasem mnie to wkurza tak bardzo, że bywam zwyczajnie złośliwa.

LUDZIE MYŚLĄ DOBRZE O PREZYDENCIE

N.W.: Błędy przy inwestycjach, korki w mieście i taka zwykła menadżerska nieudolność prezydenta wkurza, ale nie odnosisz wrażenia, że tylko bystrych obserwatorów, komentatorów, publicystów oraz osoby zaangażowane i chcące się w przyszłości zaangażować ? To taka stała grupa 2-3 tysięcy osób w mieście, które dzień rozpoczynają od czytania blogów, portali oraz odsłuchiwania audycji i komentowania tego na Facebooku. Taka bańka, za którą jest normalny świat, ludzi myślących inaczej...

K.M.: Żyjących własnym życiem i mających do tego pełne prawo! Absolutnie tak jest i powiem Tobie więcej, to jest normalne i właściwe. Obywatelskim obowiązkiem jest oddanie głosu w wyborach, a nie śledzenie BIP-u. Dlatego właśnie politycy tak cenią dobry PR, bo na dobrym PR można długo utrzymać poparcie. I tak jest w naszym przypadku. Ważne jest nie to co znajdziesz – jak długo szukasz, ale to co się do świadomości publicznej przebija. To co ludzie odbierają „mimowolnie”. W Gorzowie: drogi są remontowane Prezydent jest uśmiechnięty, a latem będą koncerty.

N.W.: A my wszyscy podniecamy się, że jakaś tam firma „Taumer”, jakieś 10 centymetrów czy brak pracowników na budowie...

K.M.: Czy Ty myślisz, że ktoś liczy dni od kiedy ulica Walczaka jest zamknięta? No jest. Bo jest remont. Wcześniej remontu nie było. To jest mega proste. Robiliśmy ostatnio ze Staszkiem Czerczakiem sondę uliczną na ulicy Warszawskiej. 80% pytanych – pełnia zadowolenia! Poważnie. Pytam: „Staszek i co my zrobimy z tym materiałem?” a Staszek mówi: „Pokażemy prawdę”. Bo prawda jest właśnie taka. Żyje się miastem lub w mieście i nie ma się co oszukiwać. A sondę pokażemy niebawem. To bardzo fajny projekt Stacha, stworzony i realizowany właśnie po to żeby pokazać co mają nam do powiedzenia gorzowianie. Taki „głos ulicy”, a jest on zupełnie inny niż nam się wydaje. Wchodzimy po długim weekendzie z pierwszym odcinkiem. Trafiłeś z tym pytaniem !

N.W.:  Bo może jest tak, że błędy popełnia tylko ten, kto nic nie robi. Jędrzejczak też miał problemy z drogą numer 22, z betonem przy Filharmonii Gorzowskiej czy robotami dodatkowymi Komarnickiego przy stadionie żużlowym. Poza dyskusją jest najbardziej zasłużonym człowiekiem w historii miasta, a że wywołuje kontrowersje, to dlatego, bo ma przysłowiowe „jaja”, czego nie można powiedzieć o obecnym prezydencie.

K.M.: Błędy czy opóźnienia w inwestycjach, to sprawy zupełnie normalne. Przez dwa lata pracowałam w Lubuskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych w Zespole Inwestycji i chociaż byłam „najgorszym meliorantem na świecie”, to tyle czym jest proces inwestycyjny wiem. Wiem również jak to wygląda, gdy inwestycja współfinansowana jest ze źródeł zewnętrznych. Poprawnie zrealizowany proces inwestycyjny zakończony w terminie oddaniem inwestycji do użytkowania, na podstawie decyzji administracyjnej, to prawdziwe wyzwanie administracyjno – budowlane. To jest praca dla specjalistów z doświadczeniem. Urzędnicy pracujący w Wydziale Inwestycji UM realizują po kilka inwestycji w tym samym czasie, do tego często się zmieniają. Atmosfera w UM nie jest najlepsza. Tadeusz Jędrzejczak miał dobrą administrację. Taka jest różnica. Ja ją widzę bardzo wyraźnie. A co do „jaj” które nazwę „charyzmą” … Ja bym tu charyzmy nie przeceniała. Zarówno jej brak jak i nadmiar skutkuje małą tolerancją na ludzi inteligentnych, mających własne zdanie. Oczywiście z różnych powodów. Ważne jest by Prezydent był odważny i nie miał kompleksów, żeby był człowiekiem spełnionym bo tylko taki jest w sanie stworzyć dobry zespół. Miasto to jednak gra zespołowa.

N.W.: Wbrew pozorom, okazuje się, że aktywnych na różnych polach jest w Gorzowie bardzo wielu – młodych i starych, przebojowych i poważnych, kontrowersyjnych oraz pomysłowych, kobiet i mężczyzn. Co jest grane, że jednak wszyscy są razem, ale jak przyjdzie co do czego, to w wyborach będą osobno ?

N.W.: Ludzi aktywnych jest bardzo dużo, a jeszcze więcej jest ich poza polityką. Ich działalność koncentruje się na tak wielu płaszczyznach, że nie przestaje mnie to dziwić. To ciągle mnie zachwyca! Spotykam ich codziennie w pracy. Działalność polityczna zakłada aktywność i zakłada też różne cele lub drogi do ich osiągnięcia. Współpracuję z wieloma środowiskami, mamy taki plan żeby to co wspólne jednak „łączyć”. To jest dobre dla Miasta. Nawet jeśli do wyborów pójdziemy osobno, to przecież to ma znaczenie, kto będzie tworzył konkretne klubu w radzie. Porozumienie na dziś to dobra perspektywa na porozumienie na jutro.

N.W.: Z jednym środowiskiem ci się jednak nie udało. Wiem, że próbowałaś skleić taką wesołą oraz konstruktywną brygadę aktywnych. Ręka zawisła w powietrzu, czy została odrzucona ?

K.M.: Mówisz o Ludziach dla Miasta? To skomplikowane. Bo dla mnie Ludzie dla Miasta to nie tylko Klub w Radzie Miasta. To są środowiska, które nie mają w intencji angażować się partyjnie, ale mają wielką potrzebę uczestnictwa w życiu Miasta. Dla nich naturalnym wyborem jest właśnie Ruch Miejski a w Gorzowie Ruchem Miejskim są Ludzie dla Miasta. To są fantastyczne, bardzo twórcze osoby. Niezwykle wartościowe. Artyści, ekolodzy, działacze środowiskowi, animatorzy kultury. Trudno mi nawet opisać jaki to jest zasób i jaka wartość. Znam ich, kolegujemy się, współpracujemy, spędzamy wspólnie czas. Ci ludzie to jest serce miasta. Jak ja mogę powiedzieć, że ktoś moją rękę odrzucił? Nie mogę. Co mam powiedzieć o Grześku Musiałowiczu, który jest w każdej większej inicjatywie, w jakiej mam udział? Dzwoni, spotyka się z urzędnikami, załatwia, chodzimy razem na spotkania, obsługujemy fanpage, których mamy wspólnych chyba trzy … Grzesiek Witkowski? To po prostu przyjaciel i będzie nim dla mnie nawet za 30 lat. Niewiele zmieni fakt jeśli wystartuje z listy innego komitetu i tak będę z nim roznosić ulotki. Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie...Szanuję ich przynależność, cenię wspólnie spędzony czas, nie podejmuję prób wyciągania z szeregów. I to nawet nie w tym rzecz, że to „nie mój poziom”… my się po prostu bardzo lubimy. Nie mogę stawiać przyjaciół w takiej sytuacji.

N.W.: Ja myślę jednak, że mamy do czynienia z fenomenem bankructwa Ludzi dla Miasta.  To chyba mistrzostwo świata, tak się skłócić , tak podzielić ...

K.M.:  Ale oni nie są skłóceni … Po wyborach i po tej całej akcji oddzielenia od Prezydenta w naturalny sposób oddzieliło się ziarno od plew. Te osoby, które znalazły się w środowisku ze względu na sprzyjającą koniunkturę - odeszły. W Radzie Miasta zasiliły Klub Gorzów Plus, a w nazwijmy to „terenie” -  ich po prostu nie ma. Ci którzy zostali w sytuacjach kryzysowych mogą na siebie liczyć. Tak jak powiedziałam: zależy mi na tych ludziach na tyle mocno, że okazja w postaci wywiadu dla BnW nie jest w stanie nakłonić mnie do wyrażania opinii, które mogą ich dotknąć.

PANI MARTA MA PROBLEM

N.W.: To podejdę inaczej. Włożyłaś w ostatnim felietonie kij w mrowisko, pisząc to, co wielu myśli, lecz nie chce powiedzieć, bo są w opozycji do prezydenta. Streszczę po swojemu: dlaczego pytanie radnej Bejnar-Bejnarowicz o wyjaśnienia w sprawie miejskich interesów jej męża, jest mniej ważne od zawracania urzędnikom gitary przez ekscentryczną aktoreczkę. Ta sprawa to chyba gwóźdź do trumny Ludzi dla Miasta, bo zainteresowana nawet się nie tłumaczy...

K.M.: Nie tłumaczy się, bo to jest bardzo trudna sytuacja. Wizerunkowo. Fakty są takie, że przecież te zlecenia, wygrane przetargi, rzeczywiście były. Były i to nie jest żadna rewelacja, że lokalna firma budowlana startuje do przetargów. Ale były. I są ludzie dla, których wystarczy ten fakt, żeby wyrobić sobie opinię. Radni Klubu PIS w formie interpelacji poprosili o wykaz, o ile wiem – wszystkich zamówień. Widocznie Pani Marta uznała, że to co ten wykaz będzie zawierał wystarczy tym, którzy chcą wierzyć w jej bezinteresowność, a to co ewentualnie powie i tak nie przekona oponentów. I ja się nawet z taką postawą zgadzam. Natomiast nie ma we mnie zgody na to powszechne „święte oburzenie” środowiska. Kto mieczem wojuje od miecza ginie i z tym niestety trzeba się liczyć

N.W.: Może Alina Czyżewska napisze prośbę o informację publiczną w sprawie pani Bejnar-Bejnarowicz. Wierzę w to, bo przecież ona taka sprawiedliwa.

K.M.: A ja nie. Bo choć to świetny byłby ruch, to wymaga jednak szczypty autoironii i dystansu, a na to chyba w tym przypadku nie można liczyć. PIT Tobie nie wystarcza? Taki był przecież bohaterski … Ja bym się na miejscu Pani Aliny zastanowiła czy by Tobie przypadkiem przy tej okazji czegoś nie udowodnić. I zapytać!

LUBIĘ PANÓW MECENASÓW, BO CZUJĄ MIASTO

N.W.: Niech pyta, może zrozumie, że jak człowiek ma dobrze ustawione priorytety, to i PiT jest dużo lepszy. Ale wracamy do Ciebie. Jest druga strona medalu: kampania będzie chyba brutalna. Znajdziesz się w tym, jako – nie tylko z definicji – wrażliwa kobieta ?

K.M.: Nie. I nigdy się o tym nie dowiesz. Nawet się nie domyślisz, że się nie znajduję. Ja się bardzo często nie mogę odnaleźć ale na zdjęciach zawsze wyglądam jakbym była „u siebie”. Tak też gadam.

N.W.: W gorzowskiej Nowoczesnej, to Ty, Synowiec, Domaradzki, Wierchowicz czy Czerczak i Sokołowski, a także wielu innych jesteście wartością dodaną dla tej partii, a nie ona do was. Sondaże idą w dół, jest problem, nie boicie się, że to będzie wam ciążyć, ot chociażby w kampanii wyborczej ?

K.M.: Nie. Jestem na etapie fascynacji tym środowiskiem i nawet nie wiem jakie są sondaże – podobno są niskie.

N.W.: Oj bardzo niskie. Mniej procent niż piwo, a jest tendencja do bezalkoholowego.

K.M.: Aaaa tak, wczoraj byłam na zebraniu i o tym mówiono. Chyba pięć procent tak ? Raz lepiej, raz gorzej.. Prawda jest taka, że złożyłam deklarację, bo Stasiu strasznie męczył w tym temacie. A potem okazało się, że drzwi do kancelarii przy ulicy Szkolnej są dla mnie zawsze otwarte i panowie mecenasi zawsze mają czas na moje „miejskie imaginacje”, bo ważne jest dla nich to co mówię i to się zawsze przejawia w jakiś konkretnych działaniach.

N.W.: Bardzo ładnie ze strony panów Jurków.

K.M.: Jest lepiej ! Ty wiesz, że oni odpuszczają zaproszenia do radia czy telewizji żebyśmy i my mieli okazję zaistnieć medialnie? To nie jest powszechne zjawisko.

N.W.: W innych partiach nie spotykane.

K.M.: Sam więc widzisz jak jest. Kiedy okazało się, że jedynym radnym, który zagłosował za petycją mieszkańców w sprawie ponownej inwentaryzacji drzew przy ulicy Kostrzyńskiej był Jerzy Wierchowicz – poryczałam się. Bo ta inwestycja nie jest realizowana zgodnie z obowiązującym prawem. Rozumiesz? I do tego ma człowiek fantastyczne poczucie humoru !  Tu nie ma miejsca na myślenie o sondażach. Robimy swoje.

MOJA RADA MIASTA PRZYSZŁOŚCI...

N.W.: Pewnie wiele razy, idąc sobie po Gorzowie, myślałaś o takiej super Radzie Miasta w przyszłej kadencji, może politycznej - ale dla miasta, może odpolitycznionej – ale też dla miasta. Kogo tam oczyma wyobraźni widziałaś ?

K.M.: Skład następnej Rady Miasta Gorzowa czyli tej, która wyłoni się po wyborach samorządowych może być totalnym zaskoczeniem. I w sumie na to liczę. Już ostatnie wybory pokazały, że miasto chce świeżej krwi. Chcę drugiego szeregu. I bardzo dobrze, mam nadzieję, że ta tendencja się utrzyma. Bo rzecz w tym, by między tymi ludźmi były emocje w kierunku miasta.

N.W.: W tej radzie też są emocje i myślenie podczas sesji: „Kiedy to się kur..a skończy”...

K.M.: Tak brzydko, to ja bym nie powiedziała, ale rzeczywiście. Patrząc na ostatniej sesji na te znużone twarze, rozbiegane lub podejrzanie utkwione w jednym punkcie oczy, niektórych radnych…  Pomyślałam: „Ludzie ! Po kiego grzyba się tam pchaliście …”. Nie czytają dokumentów, nie wiedzą za czym lub przeciw czemu głosują, urywają się z sesji jak z jakiejś „matmy”. Dla mnie praca radnych to twórczy spór, którego efektem jest wyłonienie najlepszego rozwiązania dla Miasta i mieszkańców

N.W.: No to kto za tych zgredów ?

K.M.: Nie mów tak brzydko. Chciałabym tam społeczników czyli takich, którzy wiedzą czym żyje ich okręg. Musiałowicz jest takim radnym. Autorytetów bym chciała, więc logiczne jest to, że widzę tam naszych mecenasów. Chciałabym Kukizowców i KODowców. Bo to są środowiska, które powinny mieć swoją reprezentację. Oni się tak „wyłonili” po ostatnich wyborach centralnych i pracują bardziej niż pracują partie, są „przy ludziach”. Serce mam zdecydowanie „po lewej” więc boli mnie bardzo fakt, że w Radzie nie ma klubu SLD. Nie wyprowadza się sztandarów dla kaprysu. Chciałabym widzieć w Radzie moich przyjaciół: Czerczaka, Witkowskiego, Monikę Twarogal. Nie dlatego, że ich znam ale dlatego, że znam ich zaangażowanie w miasto. Zaraz mnie pewnie dopytasz czy widzę w tej super Radzie Ludzi dla Miasta...

N.W.: ...nie zapytam, bo obecność w niej Bejnar-Bejnarowicz czy Musiałowicza, to wręcz konieczność. Są dobrzy !

K.M.: Tak, ale jeśli ta Rada Miasta ma być „super”, to wolałabym, żeby ta: super wiedza, super świadomość i super znajomość miasta, zaczęła grać na porozumienie, a nie na kontrę. Nawet najlepsze rozwiązania muszą znaleźć w radzie „większość”, a tę można osiągnąć tylko przez przekonywanie i dialog. Rada Miasta to nie jest scena – to organ stanowiący. Trzeba szukać sojuszników i przekonywać wrogów. Można być fantastycznym fachowcem i ciekawym człowiekiem, ale pozbawić siebie możliwości działania, jeśli pominie się fakt funkcjonowania w ciele gremialnym. W mojej super radzie, raczej się o tym pamięta.


Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Aborcja. Biznes, który nie lubi życia!

Chciałoby się wykrzyczeć: wreszcie! Wreszcie ktoś z samego serca lobby aborcyjnego, opisał prawdziwe intencje organizacji proaborcyjnych oraz ich sponsorów. Jeszcze nikt tak dosadnie i konkretnie nie powiedział, że w całej propagandzie aborcyjnej, chodzi przede wszystkim o duże pieniądze. - Aborcja, jak wszystko w kapitalizmie, jest biznesem – powiedziała w przypływie szczerości, Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że uczyniła to na antenie TV Republika i w programie na żywo. Chwilę wcześniej, wyciągnęła opakowanie tabletek aborcyjnych i jedną z nich publicznie zjadła, najpierw bezprawnie dokonując jej promocji. Sytuacja miała miejsce w telewizyjnej debacie tuż po emisji filmu pt. „Wyrok na niewinnych”, który opisywał historię głośnego procesu sądowego w USA. Efektem rozprawy przed Sądem Najwyższym było zalegalizowanie aborcji. Główną postacią filmu jest dr Bernard Nathanson, w przeszłości zagorzały zwolennik legalizacji aborc...