Co czeka Gorzów, jeśli sprawy będą się miały tak, jak dotychczas ? Czy gorzowskie
„elity” dadzą radę, skoro nie bardzo wiedzą, co się wokół nich dzieje ? Kreowana
przez miejskich decydentów narracja, że sprawy w Gorzowie idą w dobrym
kierunku, jest mocno przereklamowana.
Nie ma w
Gorzowie tematu bardziej emocjonującego, i groteskowego zarazem, niż kwestia
inwestycji. Ten obszar mocno oderwał się od zapowiedzi, a także, oczekiwań ich
odbiorców. Z miejskich komunikatów, a także wypowiedzi prezydenta Jacka Wójcickiego i jego zastępców, nie
dowiemy się zbyt wiele o tym, co naprawdę dzieje się w Gorzowie. Ratuszowe
komunikaty nie należą do dzieł marketingu, z trudem szukać w nich umiaru,
jeszcze trudniej odnaleźć prawdę i fakty, za to sporo zwykłej propagandy.
Tym samym,
teza, że prezydent Wójcicki nie ma z kim przegrać, staje się coraz mniej
aktualna, nawet jeśli na politycznym horyzoncie, nie pojawili się poważni
konkurenci. Prezydent przegrywa sam ze sobą, ze swoim zastępcą Arturem Radzińskim – któremu bliżej do Sebastiana Pieńkowskiego, niż własnego
szefa – ze swoją administracją, oraz naiwną wiarą, że wśród wspierających go
radnych, jest ktokolwiek, kto rozumie miasto.
Cienka
granica, oddzielająca inwestycyjny boom oraz rynkowe trudności z wykonawcami, od
zwykłej niekompetencji, bałaganu i braku kadr, właśnie została w ostatnich
dwóch tygodniach przekroczona.
Wszystkie,
oczekiwane przez mieszkańców inwestycje – od remontu Kostrzyńskiej, przez
Chrobrego, budowę Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu, a na remontach „Willi
Jaehnego”, budynku po „Przemysłówce” oraz szkół muzycznych – ponoszą koncertową
klapę. Efekty absorpcji środków unijnych, są oszałamiające tylko na papierze, a
wycofanie się z podpisania umowy przez firmę Balzola, to zaledwie czubek góry
lodowej.
Nie jest
tajemnicą, że tracą też gorzowscy przedsiębiorcy, dla których prezydent Wójcicki
powołał specjalnego rzecznika Katarzynę
Korycką – która jest, ale jakby jej nie było. Niektórzy już zbankrutowali,
jako podwykonawcy przy Warszawskiej, a inni zostali wyeliminowani z przetargów,
w wyniku tak skonstruowanych specyfikacji, by nie mogli stworzyć konsorcjum.
Wszystkie te
problemy pokazują, że w miejsce inwestycji zaniedbanych, odłożonych, okrojonych
lub opóźnionych, na tyle istotnie, iż zagrożona jest ich realizacja, nie
została zaproponowana żadna inna wizja miasta, poza uczynieniem go „w sam raz” dla tych, którym dieta
radnego lub „samorządowy immunitet”
przed zwolnieniem, rekompensują myślenie.
Prezydent Wójcicki, umiejętnie stworzył pozory radzenia sobie z
inwestycjami, prezentując bałagan jako „wielki
front robót”, ale właśnie kończy mu się paliwo, a potencjalni konkurenci,
nie zamierzają go wspierać, lecz cynicznie wykorzystują każdą wpadkę. Nie ma
komunikacji i promocji, nie istnieje prawda, jest tylko werbalne „wysypisko śmieci”, które zostało
stworzone po to, by zakryć nieudolność wiceprezydenta Radzińskiego - ukrytego
„kreta” PiS-u we władzach miasta.
„Staram
się swoją pracę wykonywać perfekcyjnie” - ogłosił wiceprezydent Radziński, w
programie red. Romana Błaszczaka „Fabryczna
19”.
Gołym okiem
widać, że ogromna jest przepaść pomiędzy tym, jak bardzo ekipa Wójcickiego z
Radzińskim w roli „pomagiera”, jest – jak sama o sobie opowiada - merytoryczna i zaangażowana, a tym, jak
zupełnie pozbawiona kontroli nad tym, co się dzieje w mieście. Wiedzą, że sobie
nie radzą, wiedzą, że to w końcu pierdyknie, ale na rok przed wyborami, nic już
uratować się nie da. Można spróbować, co ochoczo czynią, i nikogo to nie dziwi,
gdyż prezydent jest strażakiem, „lać wodę”. Gorzej, że z tych samych wyborczych
powodów, woda nad Wartą jest coraz bardziej mętna, a to powoduje, że miasto
stało się domeną konkurujących ze sobą koterii politycznych, których nie
ogranicza troska o jego przyszłość, ani nawet, zwykła przyzwoitość. Takie
miasto, skazane jest na erozję, gnicie i zastój.
Tymczasem, w
politycznych środowiskach emocje rozgrzewa dylemat: kto wygra wybory, ale mało
kto zastanawia się nad tym, co będzie z miastem za 5 lub 10 lat.
Tak długo, jak
zdolności i talenty większości rajców, będą więcej niż wątpliwe, tak długo nie
zrobimy dużego kroku do przodu: w inwestycjach innych niż lanie asfaltu – choć w
Gorzowie leje się głównie wodę, w pozyskiwaniu inwestorów, w rankingach
„Forbes”-a czy „Wspólnoty”, w promowaniu marki „Gorzów” - inaczej, niż przez tandetne „w sam raz”.
Tylko, że od radnych nie oczekuje się w Gorzowie kompetencji, lecz posłusznego
podnoszenia ręki, co najlepiej pokazała skandaliczna postawa w sprawie wniosku
o zbadanie tematu ulicy Kostrzyńskiej, przez komisję rewizyjną. Ma rację lider
Nowoczesnej Jerzy Wierchowicz, że w
tej akurat sprawie, nazwiska radnych: Jana
Kaczanowskiego, Aleksandry Góreckiej,
Piotra Zwierzchlewskiego, S.
Pieńkowskiego, Pawła Ludniewskiego, Patryka Broszko, Roberta Jałowego i Artura
Andruszczaka, powinniśmy zapamiętać na długo, i niekoniecznie pozytywnie.
Wnioski ? Gorzów, jak kania dżdżu, potrzebuje wizji i
wizjonerów, a tych jest tylu, co kot napłakał: Jerzy Synowiec, Jacek Bachalski,
Marta Bejnar-Bejnarowicz, czy Tadeusz Jędrzejczak. Chciałoby się, aby
ta lista była dłuższa, ale proszę spróbować rozszerzyć ją samemu, by dojść do
wniosku, że nie jest łatwo. Słabość Rady Miasta, wykorzystują polityczni
gracze, a pozbawienie radnych autorytetu, jakim cieszyli się w przeszłosci,
skutkuje zgodą na marazm, zastój i fundamentalne błędy.
Można się
oczywiście usmiechać pod nosem, ale przyjdzie czas, że ten stan przerodzi się w
gniew, z powodu szans niewykorzystanych. Brak przywództwa w mieście jest
ewidentny. Od dawna, prezydent Gorzowa, to była ważna persona, ze zdaniem, z
którym liczyli się wszyscy włodarze gmin dookoła. Dzisiaj nie zostało z tego
dosłownie nic.
Prognozowanie,
czy problemy z inwestycjami, będą miały wpływ na przyszłoroczne wybory, to
zajęcie wysoce ryzykowne. Warto więc zaznaczyć, że wróżenie Wójcickiemu
zwycięstwa, lub stawianie na nim krzyzyka, to postawy zdecydowanie
przedwczesne. Przynajmniej dzisiaj, gdy nie jest znany kształt przyszłej
ordynacji wyborczej.
Jeśli „dobra zmiana” zlikwiduje drugą turę wyborów prezydenckich, to koalicja wszystkich środowisk – od Platformy Obywatelskiej, przez Nowoczesną, a na organizacjach niepartyjnych kończąc – będzie koniecznością. Konieczny też będzie odpowiedni niepartyjny kandydat...
Jeśli „dobra zmiana” zlikwiduje drugą turę wyborów prezydenckich, to koalicja wszystkich środowisk – od Platformy Obywatelskiej, przez Nowoczesną, a na organizacjach niepartyjnych kończąc – będzie koniecznością. Konieczny też będzie odpowiedni niepartyjny kandydat...