Przejdź do głównej zawartości

Lubuska mitologia polityczna


Nasza lubuska polityka wcale nie jest taka najgorsza. Nad tym optymistycznym obrazem unoszą się jednak nadzieje utkane z mitów, że jeśli politycy nie będą się kłócić i dopuszczą na listy młodych zdolnych oraz starszych z dorobkiem zawodowym, to wszystko jakoś się ułoży. To dobra ilustracja tego, jak bardzo oczekujemy zmian i jak pięknie potrafimy się okłamywać.



Skąd się biorą dzieci?” pytali w książce „W oparach absurdu” Julian Tuwim i Antoni Słomiński. „Z nadmanganianu chlorku potasu” – odpowiadali artyści, zastrzegając, że w razie reklamacji wyjaśnienia, warto powiedzieć, że nie dosłyszano końcówki: „potasu”.

Skąd się biorą polityczne mity? Z wiary, że polityka może być inna niż społeczeństwo, które – poza chwilami uniesień - jest mściwe, egoistyczne i woli się nie wychylać, jeśli mogłoby to zagrozić status quo w którym „jest ciepło”. Karmi się mitami, że polityka może być inna i lepsza, jeśli zrealizowane zostaną wyimaginowane przez mity.


Polityka na słodko

        Pierwszym mitem lubuskiej polityki jest wiara, że można ją uprawiać na spokojnie. Sporo jest w polityce teatru, ale ostatnie dni były spektaklem wyjątkowym. Ów wołania ważnych person, posłów i prezydentów miast, aby politykę uprawiać na spokojnie, to najbardziej nikczemna manipulacja ostatniego czasu – taki przykład cynizmu i pogardy dla inteligencji wyborców. Specjalizuje się w tym gorzowski eksposeł Jerzy Wierchowicz, ale nie tylko on prowadzi na portalach społecznościowych biedadyskusje – a raczej quazi prowokacje – mające na celu postawić go pietro wyżej od innych uczestników życia publicznego.

       Owszem, obecny w sieci hejt wielu zalewa mózgi, co najlepiej widać po wpisach posła od % Jarosława Porwicha na temat rodziny. śp. Pawła Adamowicza. To jednak nie powód by uwierzyć w zaklęcie, że polityka będzie etyczna, jeśli jej uczestnicy zaczną do siebie ładnie mówić.

        Polityka ma być skuteczna, a wyborcy już dawno są znacznie mądrzejsi od swoich wybrańców. Przynajmniej tak im się wydaje i dlatego mądrości zasłużonych dla kraju Wierchowicza czy Czesława Fiedorowicza, uznają za anachroniczne, a w centrum ołtarza demokracji umieszczają siebie. Rozumieją mniej, ale chcą bardziej decydować i tym radykalniej zwalczają dotychczasowe elity.

        Zabawne, że za chwilę mogą postawić na największego picera ogólnopolskiej polityki Roberta Biedronia. Ktoś powie, że w przypadku tego ostatniego, to szukanie pyłku na pieknej powierzchni, bo do jego lubuskiej drużyny dołączyła zasłużona i od zawsze aktywna Anita Kucharska-Dziedzic. Tak, jej karta jest lśniąca i pełna konkretnych sukcesów, lecz piękne sreberka nie powodują, że owinięte nimi byle co, staje się czekoladą. Tu o wiele bardziej szczery i autentyczny jest Paweł Kukiz, a niczego nie brakuje również szefowej jego lubuskich strukur Olimpi Tomczyk-Iwko.

        Ważne więc, aby gonienie za pięknym podobaniem się wyborcom – w czym Biedroń jest na tą chwilę bezkonkurencyjny, nie wygrało z tym jak myślą i postępują zwykli ludzie – a to lepiej czuje i jest w tym o niebo lepszy P. Kukiz.


Młodzi lekiem na całe zło

        Innym mitem jest idealizowanie w polityce młodych. Hasło zmiany pokoleniowej pojawia się w dyskusjach co wybory i jest wyrazem tęsknoty, że jeśli na listach pojawią się nowi i młodzi, to będą lepsi od tych obecnych. Niewielu jest takich, którzy zastanawiają się nad kręgosłupami moralnymi młodych, którzy mieliby być nową jakością polityki i zastąpić tych wszystkich znanych nam z bycia posłami, wojewodami, radnymi sejmiku czy w miastach.

        Dopuszczenie młodych polityków do funkcji i władzy, nie jest żadną receptą na uleczenie polityki.

         Tu wcale nie chodzi o metrykę, bo młodymi politykami byli niegdyś ci, których znamy od dawna: Sebastian Ciemnoczołowski, Robert Surowiec, Bogusław Wontor, Radosław Wróblewski, Sebastian Pieńkowski, Maciej Buszkiewicz, Paweł Ludniewski, Mariusz Domaradzki, Filip Gryko, Marcin Kurczyna, Katarzyna Osos czy Michał Wasilewski. Niektórzy z nich coś od siebie pozytywnego dali, inni mniej lub wręcz przeciwnie. Ogólne wrażenie jest takie, że można mieć obawy, czy młodzi nie udoskonalą tego, czym starzy politykę zepsuli.

           Perspektywa możliwości potrafi zmienić każdego, a młody i świeżo upieczony poseł, radny lub ważny urzędnik, szybko znajdzie uzasadnienie dla tego, czym jeszcze niedawno irytował się, bo podobnie postępował jego starszy kolega. Kariery wszystkich wymienionych powyżej zaczynały się od młodzieżówki, dzisiaj bliżej im do podszczypywanych niedyś starszych kolegów, niż do tych, którzy do polityki dopiero aspirują. Próbując pokazać anatomię tej choroby warto pamiętać, że wszystko co politycznie potrafią, pokazali im ich mentorzy. Ci ostatni są jak Doktor Frankenstein, który stworzył potwora nad którym nikt już nie potrafił zapanować.

           “Dojrzałem do kompromisu” – oświadczył młody aktywista Partii Wolność Robert Anacki w momencie, gdy o 180 stopni zmienił poglądy i przystapił do partii wicepremiera Jarosława Gowina. „Dojrzał do koryta” – słusznie zauważyli koledzy z partii.

             Dzisiaj ideowy działacz partyjnej młodzieżówki wywołuje takie same zdziwienie i podejrzliwość, jak Murzyn na SOR-e. Uczciwość nakazuje przypomnieć, że piszący te słowa też był kiedyś młodym działaczem i też popełnił sporo katastrofalnych błędów. Patrząc z szerszej perspektywy, dobrze się stało, że znalazł się gdzie indziej i dzięki temu widzi znacznie więcej.

          To wszystko to drobiazg wobec dramatu młodych aktywistów, którzy angażują się ponad swoje możliwości i kompetencje, a po wypluciu przez politykę zostają z niczym. W praktyce oznacza to, że będąc asystentami, młodymi radnymi i urzędnikami, zrobią dosłownie wszystko, aby w takiej sytuacji nigdy się nie znaleźć. Prężą więc muskuły jak starzy, a później robią już wszystko tak samo, niczym się nie różniąc i nie chcąc oddać miejsca tym, którzy z pozycji młodzieżówki czają się na nich.


Gdyby w polityce byli ludzie z dorobkiem

        I ostatni mit, który wyborcy naiwnie kupują. Sierotą okazuje się pomysł, by do polityki szli tylko ludzie z pieniędzmi lub dorobkiem. Nie brakuje takich na listach wyborczych, ale najczęściej są na dalszych miejscach, a jak odniosą sukces, to szybko się asymilują.

           Byłoby niesprawiedliwym twierdzenie, że do polityki od Warty po Odrę, a na Nysie Łużyckiej kończąc, trafiają ludzie nieuczciwi i pazerni. Owszem, w wielu przypadkach jest więcej pytań niż odpowiedzi, ale w powodzi przypadków ogólnopolskich, na niwie lubuskiej pazerot jest mniej, niż więcej. Mamy więc profesorów, doktorów, inzynierów, radców prawnych i uwłaszczonych na państwowym przedsiębiorców. Teoretycznie, każdy z nich powinien dać sobie radę na wolnym rynku, ale prawda jest taka, że są „sto lat za murzynami”.

       Wszyscy główni aktorzy lubuskiej sceny politycznej wchodzili na nią w glorii utytułowanych przedsiębiorców, spełnionych inżynierów i naukowców, ale dzisiaj nie wyobrażają sobie konfrontacji z rzeczywistością rynkową. Stali się częścią politycznego złomu, który rdzewieje i poza polityką nikomu do niczego nie jest potrzebny.

            Polityka, to gra zespołowa, a kariery nie robi się w pojedynkę. Kiedy wchodzi się między wrony, trzebe krakać tak jak one, a najlepiej przekonał się o tym dr Paweł Pudłowski, od niedawna szef klubu parlamentarnego Nowoczesnej. Spelniony menadżer, który zapierał się rok po wyborach, że w polityce wcale nie jest mu fajnie, a dzisiaj nie widzi już poza nią świata. Pieniądze niewielkie, ale jednak stałe i wcale nie trzeba się przepracowywać. Z góry wiadomo, że ktoś kto ma piękny dom i luksusowy samochód, a także spore oszczędności na koncie, od razu powie, że na byciu w polityce traci. Jak okiem sięgnąć, niewielu jest takich, którzy z tej marnej sytuacji strat, chcieliby zrezygnować.

           Oto, czego nie chce nikt powiedzieć: polityka nie jest grą o wielkie idee, bo gra toczy się o zdobycie lub utrzymanie władzy. Polityczne odloty miewają przeciętniacy, ale również tacy z piedestału. Niektórzy odlatują bardzo wysoko - za blisko Słońca, a wtedy spadają jak Tomasz Możejko z hukiem na ziemię i wszystko muszą budować od nowa. Pewne jest jedno, a dotyczy tych bogatych i biedniejszych, z dorobkiem i bez niego – im bardziej ktoś politycznie odleci, tym trudniej złapać mu kontakt z rzeczywistością. To szybka droga do wiary w swoją nieśmiertelność, wyjątkowość i bycie niezastąpionym.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...