Sprawy posunęły się daleko
już dawno. Takie są czasy i nie zawrócimy Warty i Odry kijem utyskiwania na
Mejzę oraz jemu podobnych. Wnet się zorientujemy, że to oni lepiej odczytali
znaki czasu. Nawet jeśli mamy poczucie wyższości i absmaku.
Szybka kariera nowego wiceministra sportu z lubuskiego coś nam unaocznia.
Czy tego chcemy czy nie, pod względem autopromocji wyprzedził wszystkich
lubuskich polityków o epokę. Nie był pod tym względem pierwszy. Największy krok
zrobił wcale nie Łukasz Mejza, ale inny lubuszanin – premier Kazimierz
Marcinkiewicz. Kamieniem w nich nie rzucę, bo problemem nie są bohaterowie
infantylnego przekazu, ale jego twórcy oraz odbiorcy. Złowrogie tony
„dziadersów”, nie dotrą w miejsce i do bańki filtrującej, gdzie na politykę
jaką znaliśmy dotychczas, wszyscy mają „wyjebongo”.
Relację tabloidu z zakupów bielizny, którą świeżo upieczony minister z lubuskiego robił ze swoją partnerką, obejrzały setki tysięcy, a odnotowały niemal wszystkie media. Podobnie jak facebookową relację z gołą nogą partnerki i zadeklarowaną gotowością do działania ze strony młodego polityka. Takich zasięgów inni mogą mu tylko pozazdrościć.
Nie chcę napisać, że o jakości polityki
świadczy skala przekazu – jest trochę jak z językami obcymi: można znać ich
wiele, ale nie mieć nic do powiedzenia. Inna sprawa, że dziś nie zdobywa się
miejsc w radach miast, sejmiku czy parlamencie, wszechstronną wiedzą, ale
marketingowymi trikami, które potrafią wywołać emocje i buzz w internecie. Dotychczas
polityka kojarzyła się głównie z nieuczciwości i brutalnością , teraz kojarzy
się z totalnym zidioceniem.
Rozjechany został proces postrzegania rzeczywistości, a sprawy ważkie i
mądre, zostały zrównane ze zdjęciem prezydenta miasta o zachodzie słońca lub
parzącego kawę, albo radnego skakającego w „reformach” prosto w śnieg. Gdyby
jeszcze szedł za tym jakiś przekaz, inny niż chęć bycia jeszcze bardziej
„znanym”. Obrazkowemu myśleniu odbiorców to nie przeszkadza, bo nie wymaga
pogłębionej analizy, ani lektury czegoś, co byłoby intelektualnym wysiłkiem.
Różnica pomiędzy treścią niską i wysoką, już dawno się zatarła. Nie dziwi więc osamotnienie
byłego eksprezydenta Jędrzejczaka, który na Facebooku nawołuje do czytania
filozofów Oświecenia.
Nic bardziej błędnego. Urok naszych czasów polega na prostocie. Tylko nieliczni politycy w kraju oraz regionie, mają ochotę zejść z drogi, która zbudowana jest z fajnych zdjęć, grubych bluzgów na fejsie oraz robienia z siebie głupka.
Kiedy trampoliną do polityki jest celebryctwo w klubie sportowym
lub cukierkowy wizerunek w internecie, nikt nie powinien się później dziwić, że
ludzie głosują irracjonalnie. Politycznymi figurami bywają u nas ludzie,
których poglądów nie znamy i nigdy nie poznamy, bo oni chcą być tylko fajni
oraz lubiani, ale najpierw znani. W tym idiotycznym świecie, mają ku temu
warunki – nie muszą pisać, udzielać wywiadów oraz prezentować opinii.
Wystarczy, że będą dbać o swój wizerunek w mediach społecznościowych.
Gorzką ceną za to jest infantylizacja polityki. Potem jest narzekanie. Rewersem infantylizacji jest pozbawiona refleksji brutalizacja.
Jeśli ikoną ważnego dla kobiet postulatu staje się XXXXX XXX i zdziczała liderka z obłędem w oczach, nie wróży to sprawom dobrze. Ciagłe mówienie, że winni są tylko populiści, to sprytny wytrych dla tych, którzy też chcieliby tak umieć. Tabloidowe treści i brutalne ataki, bardzo łatwo się przyswajają. Odpowiedź na pytanie, kto ma rację, zależy od intencji działań. Z jednej strony, by utrzymać się na wodzie, trzeba wiedzieć skąd wieje wiatr. Z drugiej, nie od dziś wiadomo, że podróż do właściwego miejsca, często musi przebiegać pod wiatr i pod prąd.
To łamigówka bez dobrego rozwiązania, bo u
polityków hierarchia potrzeb ulega zachwianiu: zaraz po potrzebie
przynależności, najważniejsze jest uznanie.
W tym kontekście trudno się dziwić Mejzie oraz tym wszystkim, którzy byli
przed nim i na nim będą się wzorować. Gdyby PR-owskie sztuczki były równie
ważne w przeszłości, wiele spraw, osób i miejsc, zapewne postrzegalibyśmy
inaczej. Stadion żużlowy w Gorzowie nosiłby imię Jędrzejczaka, przed szpitalem
w Gorzowie stałby już pomnik marszałek Polak, a w Katedrze moglibyśmy się
pomodlić w kaplicy Maxa Bahra. Póki co, w Lubuskiem mamy tylko rondo Wadima
Tyszkiewicza, ale przyszłość może nam przynieść również Mejzowo nad Odrą. Za sprawą politycznego PR-u
życie publiczne staje się infantylne, ale coraz więcej osób ma i tak na nie
...wyjebongo. Można się przynajmniej pośmiać.