Przejdź do głównej zawartości

40 rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Co 13 grudnia robił senator Komarnicki?

To nieśmieszna komedia, że ktoś taki zasilił szeregi podobno prodemokratycznej opozycji i śmie upominać innych. Nie wszyscy w Lubuskiem wiedzą, że gdy jednych zamykano 13 grudnia 1981 roku w więzieniach, a dla innych rozpoczęła się walka o każdy kilogram mięsa czy cukru, obecny senator Platformy Obywatelskich odbierał od komunistycznych notabli międzynarodowe awanse. 


               Najpierw jednak w noc stanu wojennego uciekł z Polski, nie przed komunistyczną dyktaturą, ale żeby jej służyć. Wielu rozpływa się w zachwytach nad senatorem Władysławem Komarnickim, mało kto ma odwagę powiedzieć o nim prawdę. Nie trzeba – opowiedział ją sam w zapomnianej książce „W czepku urodzony”, zapisie rozmowy z córką Beatą Komarnicką-Nowak.

               „Co myślałeś rano 13 grudnia 1981 roku?” – indagowała w rozmowie-rzece córka, a dzisiaj utalentowana prawniczką. Komarnicki odpowiedział wprost, a cytat jest dosłowny: „Przede wszystkim chciałem się dostać do pracy. Ryzykuję wyjazd i udaje mi się przejechać wszystkie posterunki, na których zatrzymywano mnie po drodze. Nie wiem jak, ale przekonałem wszystkich strażników i milicjantów. Udało mi się przekroczyć granicę do DDR”(s.184).  

Nie trzeba być wziętym historykiem, ani opozycjonistą, aby wiedzieć, że w pierwszych dniach stanu wojennego przez granicę nie mogła się prześlizgnąć nawet mysz – tylko komunistyczni dygnitarze, urzędnicy reżimu, agenci Służby Bezpieczeństwa lub współpracownicy niemieckiej STASI. Komarnicki był byłym sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Dalsza część rozmowy potwierdza, że rozsądku nie można odmówić Beacie Komarnickiej-Nowak, ale u obecnego senatora Platformy Obywatelskiej oczojebnie uwagę przykuwa to, z czego znamy go współcześnie: cynizm, egoizm oraz orientację na osobisty sukces. Zero empatii, patriotyzmu i zrozumienia sytuacji w kraju.

Rozmowa 9, strona 183, „W czepku urodzony”:

Beata Komarnicka-Nowak: Ale tato, 13 grudnia generał Jaruzelski powiedział wszystkim Polakom, że jest wojna!
Władysław Komarnicki:
A ja się przedzieram do NRD.
B.K-N: Nie bałeś się, że możesz nie wrócić, że jest wojna?
W.K.:
Bałem się, ale co miałem robić? Wymyśliłem sobie, że ja muszę tam dojechać. To była najważniejsza sprawa.
B.K-N.: Tobie bez pieczatki, bez specjalnych dokumentów udaje się przekroczyć granicę?
W.K.:
Całą drogę liczyłem na rozsądek tych, którzy stali na granicy.
B.K-N.: Ja wiem, że jesteś przekonujący. Ale jak tego dokonałeś?
W.K.:
Zanim pojawiły się te wszystkie zalecenia i polecenia, ja już byłem po tamtej stronie.
B.K-N: Ale po co?
W.K.:
Miałem tam biurko i obowiązki.
B.K-N: Mamy 14 grudnia 1981 roku, kiedy większość Polaków marzy o tym, żeby znaleźć się za granicą. A Ty jesteś tam, no i co?
W.K.:
Zameldowałem się w ambasadzie. Tam mi powiedzieli, że mam robić swoje i czekać na dyrektywy. W tym czasie wyszło „claris” do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, że jest tutaj taki jeden facet. Przyszła odpowiedź z Warszawy i dostałem nominację na pełnomocnika ambasadora do spraw polskich kontaktów na terenie NRD.

 

               To nie burza w szklance wody. Komarnicki nuci od kilku lat melodię troski o Polskę, ale w jego przypadku – co widać gołym okiem – to muzyka pełna fałszywych akordów. Za sprawą obecności takich ludzi w życiu publicznym, sprawy Polski są nie idą w dobrym kierunku. Dziś ogrzewa się w świetle Bogdana Borusewicza i wielu innych legend „Solidarności”, ponieważ oni nie znają – lub nie chcą znać, jego prawdziwej historii.

               Bezczelnych bujd o jego antykomunistycznej postawie w latach 80-ych jest więcej. Z szulerską fantazją opowiada o swojej fascynacji „Solidarnością” w momencie jej powstania, a także deprecjonuje lepszych od siebie, którzy ryzykowali wszystko, gdy on pławił się w luksusach z powodu wspierania zbrodniczego systemu w którym był ważnym dygnitarzem.

Jak zareagował na powstanie antykomunistycznego ruchu? „Wiedziałem, że powstaje ruch. Bardzo poważnie myślałem o tym, żeby do niego wstąpić. Jednak na czele gorzowskiej „Solidarności” stanęli ludzie jak dla mnie z zerowym autorytetem. Uznałem, że nie mogę(...). Ja nie wstąpiłem do <Solidarności> tylko i wyłącznie dlatego, że tam było dużo ludzi, którzy liczyli na swoje 5 minut” - odpowiada na 165 stronie książki „W czepku urodzony”.

Bez komentarza. Wielu z tych o których powiedział Komarnicki było internowanych, a potem przez lata byli przez komunistyczną władzę prześladowani. On sam dobrze się ustawił przed 1989 rokiem i jeszcze lepiej w wolnej Polsce. Jest oczywistym, że wojna jeszcze się nie skończyła. Przynajmniej wojna o pamięć i prawdę - o które Komarnicki nigdy się nie ocierał. W noc stanu wojennego uciekł, by awansować w służbie zbrodniczemu systemowi. Kilkadziesiąt milionów Polaków nie miało takiej opcji, bo byli przyzwoici.

Jest w interesie społecznym, aby o tym mówić i pisać, pokazywać prawdę, aby nikomu i nigdy nie przyszło do głowy nominowanie takich ludzi do tytułu  "Honorowego Obywatela Miasta", stawianie im pomników lub nazywanie ich nazwiskami ulic. Prawda dobiega na metę później niż kłamstwo, ale dobiega tam zawsze.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...