Wiceminister z Lubuskiego
chciał zbyt szybko wszystko: być świadkiem na każdym weselu i grabarzem na
każdym pogrzebie. Czas pokaże, że będzie chodzącym trupem bez znaczenia.
![]() |
Fot.: Facebook/LukaszMejza |
W powodzi złych informacji o nim, w zalewie bezeceństw, które mu się
zarzuca, w potopie deklaracji oburzenia ze strony tych, którzy dobrze się z nim
dogadywali – szefów organizacji biznesowych, wicemarszałków województwa, byłego
premiera z Gorzowa oraz licznych urzędników i samorządowców, spoglądam na
wszystko z większą troską o jakość polityki w całości.
Wiceministra Łukasza Mejzę znam dobrze od lat, nie będę jak inni udawał, że nigdy z
nim nie rozmawiałem, albo nigdy mu nie podam ręki. Rozmawiałem nawet teraz, gdy
znalazł się w sytuacji co najmniej mało komfortowej. Dzięki tej znajomości
wiem, że nigdy i żadnego interesu bym z nim nie zrobił, a jak mi to rok temu
zaproponował, to jako pierwszy i jedyny opisałem to na blogu. Od zawsze
cechował go apetyt na sławę oraz duże i łatwe pieniądze. Dziś wiemy, że zdobył
obie te rzeczy, ale nikt z nas nie chciałby być w jego skórze. Wszystko odbyło
się na skróty oraz w wątpliwych okolicznościach.
Oddzielmy jednak fakty od emocji. Tu i ówdzie powiada się, że polityka to
ku...a. Otóż popatrzmy na to trzeźwym okiem bez „towaru” w nosie: czasy, gdy do
polityki szli najlepsi już dawno minęły. Teraz obowiązuje selekcja negatywna -
źli politycy wypierają lepszych, głupsi mądrych, a pazerni na pieniądze tych
bezinteresownych. Trupa w przysłowiowej szafie ma w polityce prawie każdy.
Jeden jest większy, a inny mniejszy, ale nawet ten ciupeńki urośnie do
niewyobrażalnych rozmiarów, gdy właściciel będzie aspirował do funkcji
publicznych. Nie da się winić dziennikarzy, że czując swąd z lubuskiej szafy
Mejzy, postanowili pogrzebać w niej patykami i wyciągnąć wszystkie zatęchłe
obiekty. Pojemność jego szafy okazała się duża, nawet jak na moje o nim
wyobrażenia.
Nie lekceważę przewin kontrowersyjnego wiceministra, ale wiem też, że w
Lubuskiem jest dużo więcej Mejzów oraz niewyjaśnionych biznesów na dotacyjnych
sterydach, według zasady: ręka rękę myje. Chwilami nawet myślę, że ludziom
znającym te realia bardzo to odpowiada. Akceptują ten stan i wiedzą, że tak
właśnie wygląda polityka, gdzie wszyscy grabią głównie do siebie, ale usta mają
pełne frazesów. Mają nadzieję, że kiedyś to oni będą tak blisko dużych i
łatwych pieniędzy jak Mejza oraz kilkudziesięciu jemu podobnych działaczy. Po
prostu nie wyobrażają sobie, że ważnym politykiem w Lubuskiem mógłby być ktoś
przyzwoity. To efekt złodziejskich rządów PiS-u, ale również pudrowanych
nieprawidłowości w samorządach województwa, nie wyłączając z tego województwa
lubuskiego. Ludzie przyjęłi za coś normalnego, że do polityki idzie się po to,
aby zarobić i dać zarobić innym.
Po kilku latach w polityce, tej samorządowej lub rządowej – bez różnicy, na
publicznej posadzie lub w pseudobiznesie wspieranym dotacjami, delikwent musi
się wszystkiego uczyć od nowa. Wielkich efektów nie ma, bo najczęściej jest to
ptak wyciągnięty ze złotej klatki. Przez trzy ostatnie dekady widziałem takich
w Lubuskiem wielu. Wwiększość po krótkich epizodach w firmach lub na swoim,
płaciła cenę złamanych kręgosłupów oraz odgryzionych języków, aby tylko znów
zaczepić się w województwie, powiecie, mieście lub gminie. Oczywiście
generalizuję, są też pozytywne przykłady.
Po co to piszę? Przykład Mejzy, to tylko jeden z wpisów karty chorobowej województwa lubuskiego. Czarnym snem liderów PO, PSL-u, Lewicy oraz „Teraz Lubuskie” jest to, aby przy okazji kontroli CBA w zielonogórskiej Agencji Rozwoju Regionalnego nie wypadły z szafy inne trupy, których właściciele dobrze się maskują. Jest ich sporo.
Co możemy zrobić na przyszłość? Wziąć poprawkę na
dotychczasowych polityków. Zamiast im ślepo ufać i wspierać w kolejnych
wyborach, podkładać im nogę, odwracać się i omijać ich szerokim łukiem. Jeśli
ktoś jest posłem trzy kadencje i radnym cztery kadencje, to nie znaczy, że
powinien tą funkcję pełnić ponownie.
A Mejza? Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że gdy PiS kupi na
parlamentarnym rynku innego posła, Mejza zostanie odstawiony na bok, a jego
pole poselskiej aktywności nie wyjdzie poza oprowadzanie przedszkolnych
wycieczek na Wiejskiej. Póki co, rządzący cynicznie zachowują wobec niego postawę
wyczekującą. Tymczasem odpowiedź musi być twarda. W przeciwnym razie będzie to
sygnał dla naśladowców Mejzy we wszystkich innych partiach, że sukces w
polityce nie wymaga pracy, wyrzeczeń oraz doświadczenia, a wystarczy tylko
cwaniactwo.