Polityka, to nie jest
świętych obcowanie: tnie się kłosy, które rosną wysoko, a wróg czai się obok. Starosta
Pędziwiatr dla jednych była i wciąż jest nadzieją, a dla niektórych okazała się
konkurencją.
Dawny buntowniczy zapał zmieniania kraju, został przez lubuskich polityków
PiS-u zamieniony na żarliwą walkę ze swoimi. Nie wiem, czy dla mieszkańców
podgorzowskich gmin, a także Witnicy i Kostrzyna, to dobra czy zła wiadomość,
ale wszędzie indziej sprawy Powiatu Gorzowskiego nikogo nie interesują. Również
polityków. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu miesięcy przedstawiciele dwóch
najważniejszych partii politycznych pokazali, że samorząd poza największymi
miastami, interesuje ich tyle, ile uda się tam złupić dla swoich. W ostatecznym
rozrachunku dobry jest ten, kto posłusznie poddaje się woli partii.
Oglądając ubiegłoroczny szturm szurniętych tłumów na amerykański Kapitol,
wszyscy zwróciliśmy uwagę na szamana QAnona. Umalowanego dziwaka z gołą klatką
piersiową, przepasanego zwierzęcą skórą oraz z rogatą czapą na głowie. Swoiste
deja vu przeżył każdy, kto wziął udział lub obejrzał w internecie występ poseł
Elżbiety Płonki z PiS w trakcie poniedziałkowej sesji Rady Powiatu
Gorzowskiego. Ta zacna wiekiem posłanka zaprezentowała maskaradę jakiej
tamtejsza sala nie pamięta nawet z czasu, gdy swój tyłek usadawiał w tym samym
krześle senator Władysław Komarnicki z PO. Opowiadała androny; formułowane zarzuty były absurdalne,
a styl i forma odpychająca.
Z grubsza chodzi o to, że według liderów PiS-u starosta postępuje
nieetycznie. Mniejsza o szczegóły, bo większość zarzutów nie ma pokrycia w
faktach. - Nie będę ukrywać, ponieważ ja jestem PiS-em, że nasza
odpowiedzialność polityczna jest podważona poprzez działania pani starosty –
oznajmiła posłanka w stylu „wicie, rozumicie”. Radni chyba nie zrozumieli, bo
wnet opinie poseł Płonki podważyli, zasypując ją faktami, danymi oraz
szczegółowymi informacjami. Takie występy to wysokooktanowe paliwo dla
przeciwników powiatów, które nie są niczym innym, jak tylko synekurami dla
tych, którym w gminie jest za ciasno, a na województwo sporo brakuje.
Konflikt w powiecie, to niestety nie jest spór o przyszłość powiatu jak
przed kilku laty, gdy wszyscy żyli losem byłych pracowników kostrzyńskiego
szpitala. To stołki oraz prywatne ambicje, są teraz kością niezgody. Wyższe
zarobki samorządowców jeszcze ten spór podkręciły. Politycy łatwo znajdowali i
znajdują uzasadnienie dla kolesiostwa oraz zawłaszczania instytucji, jeśli mogą
się odnieść do poprzedników. Ot choćby powiatowej koalicji PO-PiS autorstwa
Władysława Komarnickiego. W rzeczywistości, każdy chce mieć kawałek teatru –
choćby powiatowego, odrobinę politycznego tortu i pełną kieszeń.
Czy starosta Magdalena Pędziwiatr jest bez winy? Możliwości zmieniają, a piastowanie ważnej funkcji sprawia często, że ręce naturalnie ciągną sukno ku sobie. Na swoim koncie ma sukcesy i niewielkie grzeszki, ale tych pierwszych jest zdecydowanie więcej.
Jest też druga strona medalu. Ciemna, ale jak najbardziej
prawdziwa. Posady dla swoich to forma wdzięczności, ale również zobowiązanie
wobec partii. Jeśli otrzymało się pracę tylko i jedynie z powodów politycznych,
nie można mieć żalu o to, że z tych samych powodów można ją stracić. Owszem,
tak jak las bez jednego drzewa nadal będzie lasem, tak powiat bez starosty
Pędziwiatr też będzie funkcjonował. Porażki są wpisane w sukces, dlatego bardzo
się dziwię, gdy ludzie osiągający sukcesy, nie potrafią otwarcie mówić o swoich
porażkach.
Nie warto wierzyć, że polityka to świętych obcowanie. To gra dla
twardzieli, którzy potrafią ograć innych. Raz jest się rozgrywającym, a innym
razem rozegranym. Miejsce przy stole, a nie w karcie dań, gwarantuje gra
zespołowa, nawet gdy nie wszyscy w drużynie są tak błyskotliwi, jak być
powinni. Dając zielone światło na bycie solistą, partia traci kontrolę. W
polityce trzeba pamiętać o jednym: prawdziwy wróg zawsze czai się we własnej
partii. Starosta Pędziwiatr mogła o tym zapomnieć.