Przejdź do głównej zawartości

Bóle porodowe na lewicy. Wontor znów upokorzony.

Lubuska lewica traci sterowność. Wojna w Nowej Lewicy jest dowodem na to, że starych politycznych psów, nie jest łatwo nauczyć nowych politycznych sztuczek. Były lider SLD nie rozumie, że nie da się zagrać politycznej symfonii w pojedynkę, a nawet z innymi muzykami, którzy dla nowego elektoratu brzmią fałszywie.

Fot. Facebook/B.Wontor

Co zrobi Bogusław Wontor? – to pytanie nurtuje wielu jego przeciwników oraz mniej licznych stronników. Upokorzony został już trzeci raz. Pierwszy raz – gdy tworzono listy wyborcze do Sejmu, a on znalazł się za liderką Wiosny Anitą Kucharską-Dziedzic. Drugi cios musiał przyjąć w sierpniu ub.r. gdy Włodzimierz Czarzasty poinformował o zawieszeniu go w prawach członka SLD. I teraz dostało mu się trzeci raz – zarząd Nowej Lewicy postanowił unieważnić zjazd na którym wybrany został wiceprzewodniczącym lubuskich struktur tej partii.

Ten kongres odbył się za zgodą władz Nowej Lewicy oraz za partyjne pieniądze, które zostały rozliczone. Ja się mogę w sposób demokratyczny weryfikować nawet pięćdziesiąt razy” – tłumaczy Bogusław Wontor. Liderzy Nowej Lewicy zarzucają mu, że w kongresie udział wzięli tylko przedstawicieli SLD. On sam przyznaje to, ale tłumaczy też, że we władzach partii pozostawiono wolne miejsca dla przedstawicieli Wiosny. „Ja zapewniłem panią posłankę Kucharską, że w układzie Wiosny my nie będziemy nic zmieniać i niech oni sami się tam wybiorą” – wyjaśnia b. lider SLD, który zapowiada skierowanie sprawy do sądu powszechnego.

Kiedy „nowa jakość” rozpoczyna się od personalnych awantur, to gołym okiem widać, że politycy lubuskiej lewicy mają widoczny i rozpoznawalny problem. Zamiast fajnej opowieści o odradzającej się w Lubuskiem lewicy – i to w lepszym oraz nowym wydaniu, elektorat obserwuje rozchodzące się szwy rzekomej jedności. Najgorsze jest jednak to, że pasja z jaką lewicowi działacze gaszą pożar przy pomocy benzyny, nie rokuje formacji na przyszłość. Jeśli historia czegoś posła Wontora nauczyła, to tylko tego, że jego nie da się już nauczyć niczego.

Bujanie lewicową łódką nie oznacza, że ambitna i przebojowa posłanka Kucharska-Dziedzic nie daje rady. Piłka jest w grze, a ona jest już pełnowartościowym politykiem. Kiedy jednak rywalizacja partyjna przesuwa się na ekstrema, lewicowa łódź może nabrać za dużo wody – na tyle dużo, by nowi nie chcieli na nią wsiąść. Nie wiadomo też, co stary bosman Wontor – który pływał tak po oceanach i morzach, jak i bagnach oraz sadzawkach, trzyma pod pokładem. Zwołany przez niego kongres daje obraz tego, że jest tam sporo wiarusów, którym pozwalał niegdyś politycznie łupić i gwałcić, ale też sporo beczek z prochem, kiszonymi śledziami oraz śmierdzącymi trupami.

Pewne jest to, że za burtę Wontor łatwo wyrzucić się nie da. „Mam ekspertyzy wybitnych prawników, którzy w tej sprawie wypowiadają się jednoznacznie, że wszystko było w porządku. Dojdzie do tego, że sprawę rozstrzygnąć będzie musiał sąd powszechny” – zapowiada polityk. I w to akurat łatwo uwierzyć, ponieważ można i trzeba zarzucać mu wiele, ale nikt nie odmówi mu politycznego sprytu oraz skuteczności. Zgadywanie, jaki jest jego dalekosiężny plan i co siedzi w głowie posła Wontora, obarczone jest ryzykiem błędu.

Sterów już nie odzyska, ale kapitański mostek jest jeszcze w jego zasiegu. Nie od dziś wiadomo, że pomiędzy Bogusławem Wontorem, a Anitą Kucharskiej–Dziedzic, chemii nie było nigdy. Ich relacje szorują po dnie od dawien dawna. Wspólny start w wyborach parlamentarnych, to był „związek” z rozsądku, a nie z miłości, albo chociażby sympatii. W sumie, tamten układ opłacił sie pierwszemu – na popularności Kucharskiej-Dziedzic wszedł do Sejmu. Bez niej – wchodziłby do budynku na Wiejskiej jako były poseł.

Przy okazji lewicowego konfliktu drugą partyjną młodość przeżywa b. prezydent Gorzowa, a dzisiaj wicemarszałek odpowiedzialny za kontakty międzynarodowe Tadeusz Jędrzejczak. Najpierw został członkiem władz krajowych, a ostatnio pełnomocnikiem Nowej Lewicy do spraw przeprowadzenia nowego kongresu. „Pan poseł Wontor ma zawyżoną samoocenę. Musi się odbyć kongres Nowej Lewicy w którym udział weźmie tyle samo delegatów z Wiosny, jak i z SLD” – konstatuje w rozmowie z red. Jackiem Dreczką w Radiu Zachód. Sam tego oficjalnie nie powie, ale dla niego scenariusz z eliminacją Wontora jest szansą na wielki come back do parlamentu w 2023 roku. Ma też rachunki krzywd, które nie zostały wyrównane – z czasów, gdy partia odsunęła się od niego po fałszywych oskarżeniach prokuratury w tzw. aferze budowlanej.

Co na to Wontor? „Czarzasty wiedział, że powtórzenie kongresu nic nie da, bo w uczciwych wyborach byłbym nadal wybierany. Delegował więc pana Jędrzejczaka i dał mu narzędzia, żeby Wontor znów nie został wybrany” – stwierdził w rozmowie z publicznym radiem. Nie bez racji mówi sie o tym, że za jakiś czas zobaczymy go w kole Polskiej Partii Socjalistycznej, a przed wyborami będzie jokerem w talii kart Donalda Tuska.

Co do lewicy w ogóle, to poseł Kucharska-Dziedzic ma społeczne poparcie oraz posłuch wśród lewicowego ludu; za Wontorem stoją już tylko wiarusi, których bez problemu pozbiera do jednej łajby Tadeusz Jędrzejczak i jego młode wilczki. Wygląda na to, że w bólach porodowych, ale Nowa Lewica jednak się narodzi i będzie to wspólne dziecko tych, którzy widzą więcej, niż czubek własnego nosa. W naszych politycznych czasach wylewa się więcej żółci, niż potu z politycznej pracy u podstaw. Warto to zmienić, ale ta jątrząca rana na lewicowym ciele musi być szybko opatrzona i zagojona.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...