Przejdź do głównej zawartości

Grażyna Wojciechowska. Do końca pozostała sobą!

Do obecności Grażyny Wojciechowskiej dosłownie wszędzie i na każdej miejskiej uroczystości, przyzwyczailiśmy się już dawno, ale jej brak będziemy odczuwali jak przewlekłą chorobę.


        W różnych chwilach naszego miasta pojawiali oraz pojawiają się ludzie o różnych temperamentach i predyspozycjach. Zaangażowanie oraz aktywność Grażyny Wojciechowskiej służyły miastu trzy dekady. Raz lepiej, a raz gorzej, ale zawsze z przytupem. Swoim życiorysem oraz aktywnościami mogłaby obdzielić kilkadziesiąt osób. Jej wielkość nie polegała na tym, że ona mieszkała oraz działała w Gorzowie, ale na tym, że Gorzów trwale zamieszkał w jej sercu i głowie.

Kiedy wszyscy dookoła zabiegają, aby ich kochano i podziwiano, jej wystarczyła skuteczność działania. Wokół podejmowanych przez nią inicjatyw roztaczano aurę kontrowersyjności. Bezczelna, kontrowersyjna, hałaśliwa – to tylko niektóre ze sformułowań od których w sieci aż się roiło. Nawet jeśli było coś na rzeczy, szybko zatęsknimy za Kongresem Kobiet, Konferencją Bezpieczeństwa, Gorzowskimi Zaduszkami oraz wieloma innymi przedsięwzięciami, które nie były organizowane ad hoc i pod fotkę na portal społecznościowy, ale konsekwentnie oraz przez wiele lat.

Czas od jej śmierci szybko potwierdzi, że Gorzów i jego mieszkańcy stracili osobę być może kontrowersyjną, ale na miarę Gorzowa wybitną. Jeśli uznała, że coś jest dla miasta ważne – choć nie cieszyło się szerokim poparciem, można ją było w realizacji tego opóźniać, ale nikt nie mógł jej powstrzymać. Potwierdzą to wszyscy kolejni prezydenci: od Woźniaka i Andrzejczaka, przez Jędrzejczaka, a na Wójcickim kończąc. Najlepszym tego potwierdzeniem były kolejki na rajcowskich dyżurach. Posłowie i senatorowie, wszyscy razem wzięci, mogli jej tych tych tłumów tylko zazdrościć.

Kręciły się wokół niej setki ludzi. Mieli poczucie, że obcują z kimś absolutnie wyjątkowym – jednym styl Wojciechowskiej imponował, innych mocno irytował, a jeszcze inni szybko się do niej zrażali. Taki jest urok ludzi wielkich, którzy z rzadka ukrywają emocje i prawdziwe myśli. Radna Wojciechowska nie ukrywała nigdy, co często przysparzało jej poważnych kłopotów. Powiedzmy to sobie dzisiaj wprost: donośny krzyk Wojciechowskiej w sprawach miasta i ludzi, nigdy nie był bezrozumnym wrzaskiem. A rakiem, który toczy gorzowski samorząd nie jest nadmiar dyskusji, sporów i mocnych konstatacji, ale ich absolutny brak.

Owszem, była łatwym celem do krytyki, bo wśród wielu umiejętności i talentów, to właśnie dyplomacja nie była jej najlepszą stroną. Dolewała oliwy do ognia i nie była typem osoby, która szybko podkuli ogon. Potrafiła pokazać w czasie rzeczywistym, jak wygląda przysłowiowe „przegięcie pały”, ale zawsze robiła to nie dla poklasku, ale po coś i dla kogoś. Była nad Wartą instytucją nie mniej ważną niż niejedna partia. To musiało budzić zachwyt jednych, ale też zazdrość oraz zawiść innych. Nawet dzisiaj odebrałem telefony od tych, którym łatwo przychodzi krytyka jej aktywności, bo sami wolą szczuć zza węgła i bezimiennie.

Jej aktywność była wezwaniem do naśladowania, choć sama nie do końca wierzyła, że jest to możliwe. Będą się więc mnozyć  pytania o następców i naśladowców. Doświadczenie podpowiada, że szybko się nie znajdą. Ona sama w udzielonym mi w 2017 roku wywiadzie powiedziała: „Bardzo bym chciała mieć naśladowców, ale nie widzę jeszcze. Kilku szykuję i będą dobrzy. Najważniejsze, aby te dziewczyny o których myślę, nie dały sobą manipulować. Te osoby wiedzą, że o nich mówię i trzymam za nie kciuki” . 

Przed swoimi 70 urodzinami poprosiła mnie o wygłoszenie okolicznościowej laudacji, takiej bez retuszu i koloryzowania. Pół żartem, pół serio obiecałem jej później, że podobną wygłoszę na jej pogrzebie. Uśmialiśmy się, bo wśród wielu swoich atutów, miała do siebie spory dystanst. Nie myślałem, że te słowa będę musiał napisać tak szybko. Powtórzę: szybko zobaczymy, że to co wielu przeszkadzało, teraz będzie odczuwalnym brakiem. Brakiem Grażyny Wojciechowskiej, która nie była idealna, ale do końca była sobą. Niech odpoczywa w pokoju.



Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...