Premier Mateusz Morawiecki podał się do dymisji, a prezydent Andrzej Duda zdecydował o powierzeniu mu misji tworzenia nowego rządu. Być może niewykonalnej, ale gdyby zrobił wyjątek teraz, inni mogliby tego nadużywać w przyszłości.
Oto, prezydentowi Andrzejowi Dudzie, któremu Donald Tusk groził sznurem i gałęzią zgiętą pod ciężarem, nie „zmiękła rura”, zwłaszcza przed kimś takim, jak były lider tej proniemieckiej formacji. Szef partii, która przegrała z Prawem i Sprawiedliwością, ale koło ratunkowe rzuciła mu Trzecia Droga, nie traci jednak rezonu. - Strata każdego dnia, to jest strata dla naszej ojczyzny – powiedział zaraz po ogłoszeniu decyzji, że długo jeszcze nie pojawi się w Brukseli jako premier. Jeśli w ogóle, kiedykolwiek.
Każdy dzień bez Tuska w Kancelarii Premiera, a co za tym dalej idzie, w Brukseli, to szansa na to, że uda się obronić niepodległość Polski. Nie inaczej z regionem. Tutejsi trefnisie z PO są jeszcze bardziej niebezpieczni - nie, że coś potrafią, ale dlatego, że nie potrafią niczego. Jest się czego bać. Póki co, muszą czekać i oby trwało to jak najdłużej.
Będzie trochę czasu na to, aby codzienna rzeczywistość roznegliżowała prawdziwe intencje głównej opozycyjnej partii. To również szansa na to, że suwerenność państwa polskiego zostanie obroniona. Tusk, a więc „wunderking” europejskich elit, może wszystko popsuć, choć zapowiadało się, że zmiany w traktatach uda się przeprowadzić szybko i bez problemów. Z tego też powodu, przesunięto nawet głosowanie w Parlamencie Europejskim, z 12 października, na czas po wyborach. Tak na wszelki wypadek, żeby nie drażnić Polaków, a tym bardziej nie dawać powodu do snucia wizji, że ktoś chce cokolwiek Polsce odbierać.
Po wyborach w Polsce, wizja federalizacji UE nabrała kosmicznego wręcz przyśpieszenia. Wszystko miało pójść jak po maśle: Tusk dostaje misję tworzenia rządu i szybko zostaje premierem, 15 i 30 listopada odbywa się Rada ds. Ogólnych UE, która przygotowuje ostateczne decyzje we „Wspólnocie”, a podczas Rady Europejskiej 14 i 15 grudnia, powracający po 9 latach Donald Tusk, dla dobra Polski „która wraca w roli lidera do UE”, godzi się na zmiany instytucjonalne.
Rzecz w tym, że prezydencka
decyzja o powierzeniu misji tworzenia rządu Mateuszowi Mazowieckiemu, mocno ten
scenariusz psuje. Terminy się przesuwają, a dla struktur i krajów Polsce
nieprzyjaznych, sytuacja w naszej polityce jest jak bolący ząb. Pewne jest, że
w tej rozgrywce chodzi o coś więcej, niż tylko o to, kto będzie premierem.
Przegrana będzie skutkować tym, że funkcja premiera będzie prestiżowa w Polsce,
ale bez znaczenia w UE.