Aborcja. Od zaraz, dla każdej, a nawet każdego – jak mu się uda. W każdym dostępnym miejscu. To kluczowy dla Polski problem i nic ważniejszego nie ma.
![]() |
Fot.: TVPInfo |
Taki
przekaz zdają się komunikować przedstawiciele parlamentarnej większości. Przoduje
w tym lewica, ale to właśnie ta sprawa, jeszcze w kampanii wyborczej, stała się
jedyną z głównych obietnic Donalda Tuska. Na tyle ważną, że została obłożona
partyjną dyscypliną już na etapie tworzenia list wyborczych.
– Aborcja decyzją kobiety do 12. tygodnia. Będę bezwzględnie egzekwował swoją
pozycję w Platformie. Nie będę chciał się później wstydzić, dlatego, że ktoś
będzie reprezentował inne zdanie, będąc na naszych listach - powiedział w
sierpniu br. podczas Campus Polska Przyszłości. Temat aborcji pojawił się
również podczas marszu miliona serc, który w swojej genezie został ogłoszony w
obronie prawa kobiet do „bezpiecznej aborcji”.
Tusk
zaprezentował wtedy jedną z kandydatek do Sejmu, okraszając to narracją, że ona
jest katoliczką i właśnie dlatego „walczy o prawa kobiet”. Potem, rytualnie
skrytykował Kościół. Okazuje się więc, że nie tylko Włodzimierz Lenin zdawał
sobie sprawę, że jeśli chce się zniszczyć Naród, to w pierwszej kolejności
należy uderzyć w jego moralność. Wtedy wpadnie w ręce zainteresowanych jak
dojrzały owoc z drzewa. Nie jest przypadkiem to, że ostateczna bitwa o Polskę
rozegra się na poziomie obrony tradycyjnej rodziny.
Aborcja,
to zaledwie wstęp do kolejnych kroków. Dziwi też czysto Orwellowska zamiana
znaczenia słów: aborcja nie jest zabijaniem nienarodzonych dzieci, ale jej brak
„zabija kobiety”. Najbardziej przytomnie w całej tej dyskusji o aborcji, jako
kluczowym punkcie ewentualnych rządów nowej koalicji, zachował się stary nowy wicemarszałek
Sejmu z PSL, Piotr Zgorzelski. - Nie możemy zaczynać kadencji od śmierci
- skonstatował, ale internetowe algorytmy oraz zainteresowanie mediów głównego
nurtu, raczej tej wypowiedzi nie odnotowały. Media podają, że sprawa aborcji
zostanie podniesiona jeszcze w listopadzie.
Tu do
tablicy trzeba wywołać „katolickich” parlamentarzystów z Lubuskiego. Obnosząc
się swoją przynależnością do poszczególnych parafii, nie mogą traktować
Kościoła jak straganu, z którego można sobie wybrać to, co im pasuje. Inaczej
mówiąc, parlamentarzyści PO i PSL z Kłodawy, Brzeźnicy oraz gorzowskich
Wieprzyc, mają poważny dylemat moralny. Na miejscu jest tu pytanie, co będzie
dla nich ważniejsze: interes partii czy nauka Kościoła, którego są członkami?
Zobaczymy
już wkrótce. Jeśli będzie to Tuskowi potrzebne, to awanturę o aborcję wywoła.
Sęk w tym, że chwilowo, do czasu przegłosowania rządu w Sejmie, nie jest mu to
na rękę. Co innego później: powie, że się nie udało. W tym sensie, droga do
legalizacji aborcji będzie dla polskiego lewactwa długa i kręta. Tyle dobrego!