Przejdź do głównej zawartości

Umysły zniewolone. Rzecz o mediach

Czyje są polskie media? Nie wchodząc w detale, odpowiedź na to pytanie jest prosta: w większości nie są własnością obcokrajowców. Ktoś powie, że to bez znaczenia, bo kapitał podobno nie ma narodowości. To teza nieprawdziwa.

     Bliższa prawdy jest ta, że kto ma duży kapitał i możliwości inwestycyjne, temu łatwiej zdobyć władzę. Nie szukając dowodów daleko, wystarczy przypomnieć ostatnie wybory parlamentarne. Gdyby nie media publiczne, a także niezależna prasa, którą Orlen odkupił od niemieckiego wydawcy, Polacy skazani byliby na jedną „właściwą” narrację. Dziwi jedno: bardzo wielu przeszkadza, że Polska Press i wydawane przez nią tytuły, są własnością polskiej spółki Skarbu Państwa, ale nie przeszkadzał fakt, że przez lata były one własnością spółki niemieckiej.

        To żaden news, że główne polskie portale internetowe, rozgłośnie radiowe, dzienniki oraz telewizja TVN, nie służą interesom Polski. Wiem, nie jest łatwo przyjąć do wiadomości, że uznane medialne marki, takie jak WP, ONET, Rzeczpospolita, o2.pl czy RMF, chociaż ich nazwy i tytuły brzmią często bardzo polsko, polskie nie są. Więcej, w kluczowych sprawach promują punkt widzenia, który jest sprzeczny polską racją stanu. Nie jest to wina dziennikarzy tych mediów, bo oni w chwili przekraczania progu redakcji, wiedzą, że nie będą decydować o treści swoich tekstów. Linię redakcyjną determinuje właśnie kapitał.

     Pewną ciekawostką są informacje, które w poprzednim tygodniu opublikował francuski portal „Observatoire du journalisme”. Można tam przeczytać, że fundusz inwestycyjny George'a Sorosa MDIF i niemiecki koncern Ringier Axel Springer postanowiły podzielić się polskim rynkiem mediów. - Po zdobyciu przyczółka w prasie codziennej, a następnie rozszerzeniu swoich wpływów w radiu w Polsce, rodzina Sorosa nabyła udziały w Wirtualnej Polsce" – napisał portal. Napisano też, że WP rywalizuje z Onetem, należącym do szwajcarsko-niemieckiego RAS i w swoim portfolio posiada również dziennik "Fakt" oraz tygodnik "Newsweek". Do tego stacja RMF FM, której właścicielem jest niemiecka spółka Bauer Media Polska.

      Zdziwieni? Niepotrzebnie. Rynek polskich mediów nigdzie indziej na świecie nie wygląda tak bardzo niekorzystnie dla struktur państwa, jak w Polsce. Międzynarodowe korporacje ograły nasze władze koncertowo już wiele lat temu, a jakakolwiek próba naruszenia tego status quo, spotka się z kolejną akcją tych mediów pt. „wolne media”. Będzie udana, bo jak pisze francuski portal o Polsce: "Zamiast niezależnych mediów mamy do czynienia z mediami współzależnymi w ramach tej samej sieci". Efekt jest taki, że w kilkadziesiąt godzin są w stanie przestawić wajchę w dowolną stronę i spowodować o sukcesie lub porażce inicjatyw Polski, przedstawić kogoś jako autorytet, albo go kompletnie ośmieszyć.

      O co więc chodzi w tym jazgocie salonu na temat mediów po 15 października? Głosy z ław parlamentarnej większości o upolitycznieniu mediów publicznych oraz regionalnych tytułów Polska Press, to fałszywy i wygodny wytrych do podjęcia próby ich likwidacji, albo podporządkowania sobie. Taki chytry plan, aby pod pretekstem odkręcania czegoś, mocno opinię publiczną zakręcić. Wszystkie te zapowiedzi „odpolityczniania mediów”, szyte są grubymi nićmi i sklejane na ślinę. Tu w Lubuskiem wiemy najlepiej, że gdyby nie było „Gazety Lubuskiej”, publicznych rozgłośni radiowych oraz TVP Gorzów, nie byłoby nikogo, kto rządzącej regionem Platformie Obywatelskiej, patrzyłby na ręce.

        Ktoś powie: są jeszcze prywatne portale! Rzecz w tym, że wszystkie one potrzebują do swojej działalności kapitału. Nie zagranicznego, ale z reklam, ogłoszeń oraz innych źródeł, które w zdecydowanej większości od kogoś zależą. Politycy włożyli dużo wysiłku, aby żadna niezależna od nich, ale też krytyczna wobec nich inicjatywa medialna, nigdy nie powstała. Szczegóły rzadko kiedy wychodzą zza kulis, ale strategia jest prosta: albo portal śpiewa pieśni bliskie uszu decydentów, albo wypada z chórku. Można bić na alarm, ale za żadnym portalem, gazetą i dziennikarzem, nikt się nie wstawi, bo wiadomo – to przecież „czwarta władza”.

     Według wielu, media nie są już potrzebne, bo dziennikarzem jest każdy. Więcej, struktury własnościowe też o niczym nie świadczą, bo kapitału nie interesuje ideologia, a jedynie zysk. Tyle tylko, że to nieprawda. Może to zbyt ambitne, by na użytek tego felietonu odnosić się do „Umysłu zniewolonego” Czesława Miłosza, ale te kilka esejów wiele pokazuje. Łatwo uzależnić się od ideologii, które suflują nam inni. Szczególnie wtedy, gdy mają złe intencje i czynią to w sposób systemowy. Czasy są inne, ale metody te same. Efekt? Umysły zniewolone, które każdego ranka, jeszcze z łóżka, sięgają po ONET i WP, potem w samochodzie słuchają RMF, a informacje weryfikują w "Rz", "Parkiecie" lub Business Insider"...a dzień kończą informacjami w TVN.

Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...