Od Bachalskiego do
Sługockiego – 20 lat to szmat czasu. Każde z tłumaczeń, po co wyborcom
Platforma Obywatelska, ma sporo luk. Ludzie zainteresowaliby się tym, co po
dwóch dekadach ma do powiedzenia współrządząca regionem partia, gdyby jej
zmęczeni politykowaniem działacze, umieli o tym opowiadać. Dwadzieścia lat temu
potrafili, ale zużyła i zepsuła ich władza.
Dzisiejsi wiarusi, onegdaj zaczynający przygodę z Platformą Obywatelską u boku charyzmatycznego Jacka Bachalskiego, mieli w sobie żar i pasję zmieniania świata, dzisiaj widoczna jest głównie troska o dalsze trwanie. Gorzej z odpowiedzią na pytanie: po co?
Platforma ma sporo zasług dla Lubuskiego, ale
sześć ostatnich lat w opozycji wielu działaczy Platformy nie tylko nie
odchudziły i nie zmobilizowały do refleksji, ale uczyniły ich jeszcze
tłustszymi kocurami. Utratę wpływów w Warszawie, rekompensują sobie w Urzędzie
Marszałkowskim, podległych mu jednostkach, a także w zarządach i radach
nadzorczych. Inni wiszą na łańcuchu zleceń za publiczne pieniądze, albo siedzą
cicho, ponieważ obiecano im rekomendację w wyborach za dwa i pół roku.
Dawna drużyna, to dziś gliniana armia, która
roztopi się jak ziemne figurki, gdy zajmowane stanowiska w administracji i
samorządowych spółkach, zostaną podmyte przez polityczne tsunami.
Wszystko co najlepsze i najgorsze
„Dla dobra
sceny politycznej o PO trzeba zapomnieć. Zabić ją gwoździami, bo ona się nie
zmieni. Większosć działaczy myśli wyłącznie o swoich karierach” – uważa
Bachalski. „Mieliśmy dużo sukcesów w
okresie, gdy byłam przewodniczącą. Życzę Platformie Obywatelskiej jak najlepiej”
– mówi NW jego następczyni i wieloletnia posłanka Bożenna Bukiewicz. Podobną opinię prezentuje z rozmowie z blogiem obecny
szef partii Waldemar Sługocki, który
przewodnictwo przejął w najtrudniejszym momencie, bo po przegranych wyborach: „Ufam i wierzę w to, że PO wciąż będzie
partią, dla której sprawy naszych obywateli będą najważniejsze, a przez to
wciąż będziemy potrzebni i skuteczni na scenie politycznej”.
Różni ludzie oraz różne
sytuacje kształtowały obraz lubuskiej PO. Twarzami najbardziej znanymi, które
świadczą o tej partii najmocniej, są jej marszałkowie: Elżbieta Polak i Marcin
Jabłoński. To symbole wszystkiego, co jest w tej partii najlepsze –
kompetencje, zaangażowanie oraz kilka skutecznie zrealizowanych projektów o
charakterze ponadczasowym, i najgorsze – nieliczenie się z głosem innych,
arogancja władzy oraz cwaniactwo. Oboje mają na swoim koncie kapitalne sukcesy,
ale są też ikonomi politycznych patologii, choć dla uczciwości trzeba przyznać,
że im osobiście niczego okropnego zarzucić nie można; rzecz dotyczy zaplecza.
Są największymi beneficjentami istnienia Platformy Obywatelskiej, ale marszałek
Polak jest też ofiarą systemu: aby utrzymać się na stanowisku musi autoryzować
wszystkie świństwa.
„Różni ich
tylko estetyka działania. Platforma do brudnej roboty zakłada dwie pary białych
rękawiczek, a PiS robi wszystko bez nich” – uważa pierwszy przewodniczący
J. Bachalski. „Jak w każdej partii, nie
wszystko nam się udało. To jest naturalne” – to już głos jego następczyni
B. Bukiewicz. „Owszem, popełnialiśmy
błędy, tak na poziomie krajowym, jak też regionalnym, ale też wyciągamy z nich
wnioski” – konstatuje obecny szef parti profesor Sługocki.
Mamy w PO symetrię. Część członków chce robić dla
regionu rzeczy dobre, ale by trwać muszą się godzić na rzeczy podłe. Nic
nowego, podobnie jest w innych partiach. „Każdy
ma swojego trefnisia, takiego Sujaka” – powiedział kiedyś jeden z
gorzowskich radnych. Nie inaczej ze zdrajcami i koniunkturalistami, których w
ostatnich dwóch dekadach było w szeregach tej partii bardzo wielu, a Helena Hatka, Stanisław Iwan, Roman
Dziduch czy Klaudiusz Balcerzak,
są tego zjawiska najbardziej spektakularnymi figurami. Na przestrzeni lat
podobnych figur było więcej, ale dotyczyły politycznych płotek: od Jacka Budzińskiego, przez Romana Jabłońskiego, a na Lubomirze Fajferze kończąc.
Martwe dusze i wspieranie samobójców
Osobnym rozdziałem w dwudziestoletniej historii
Platformy Obywatelskiej są kłopoty ze strukturami nad Wartą. Te psuły partyjną
krew od początku, ale toksyny zaczęły przybierać na sile w okresie walk
pomiędzy ambitnym Henrykiem Maciejem
Woźniakiem oraz posłem Witoldem
Pahlem. Obaj partię głównie używali. Pierwszy do lepienia dziur w swoim
ogromnym ego, drugi bardzo merkantylnie. Trudno wskazać choć jeden pozytywny
symbol ich obecności w partii. Po Woźniaku zostanie wspomnienie romansu z „Samoobroną”,
a po Pahlu skojarzenia z pompowaniem struktur „martwymi duszami”. To również
przykład stosunku do partyjnej młodzieży: zgodnie z filozofią, że choć zawinił
kowal, to wiesza się cygana, skazany został bogu ducha winien asystent.
„Należy
pamiętać o zmianie statutu, który sprawił, że władze partii wybierane są w
wyborach bezpośrednich. Zmiana ta, przepraszam za kolokwializm, wyeliminowała
sztuczne pompowanie struktur. Kiedyś od liczby członków zależała liczba
delegatów, dziś przewodniczącego wybiera każdy członek naszej wspólnoty” –
mówi NW przewodniczący Sługocki i należy wziąć to za dobrą monetę: błąd
wyznany, na pół darowany.
Afera „martwych dusz” została koncertowo rozegrana
przez polityków z Południa, szczególnie przez oddelegowanego do tego Tomasza Możejkę. Możejko ma tyle samo
zasług w tworzeniu lubuskiej Platformy Obywatelskiej, co w jej osłabianiu. Trudno
go jednak winić o to, że chciał pomóc się zabić samobójcom. „Tomasz ma ogromne zasługi w budowaniu partii
w regionie” – mówi Bachalski. „Wydział
lekarski, poprawiająca się infrastruktura w Lubuskiem i wiele innych rzeczy. To się nam udało, ponieważ byliśmy drużyną ” - to już Bożenna Bukiewicz.
Krawcowie politycznych gwiazd
Siłą każdej partii są ludzie, ale również ich
rotacja. Bachalski oraz Bukiewicz mieli cechy krawców politycznych gwiazd,
ponieważ spod ich ręki wyszło wielu nowych polityków: Krystyna Sibińska, Waldemar
Szadny, Sebastian Ciemnoczołowski,
Jerzy Sobolewski, Tomasz Gierczak, Michał Iwanowski, Katarzyna
Osos, Robert Dwohan, Marek Cebula, Marcin Pabierowski, Robert
Surowiec czy Mirosław Marcinkiewicz, ale także wielu innych. Tego samego nie
można jeszcze powiedzieć o obecnym przewodniczącym. Spod ręki Sługockiego
wyszedł Sławomir Kotylak oraz Janusz Rewers, ale trudno ich posądzać
o polityczne talenty, nie umniejszając umiejętności w innych dziedzinach.
Sejmikowy klub, to dzisiaj cień dawnej świetności,
takie sztuczne złoto, które udaje to prawdziwe. „Kiedy zostawałem komisarzem lubuskiej PO, poziom poparcia dla naszej
partii wynosił 23 procent, a dla PiS-u 36 procent. To nie była łatwa i
komfortowa sytuacja. Ciężką pracą odrobiliśmy straty i w wyborach do sejmiku
uzyskaliśmy jedenaście mandatów” – mówi Sługocki.
Problem w tym, że dwa lata po wyborach jest ich
już dużo mniej, a rządy Platformy wiszą na cienkim włosku. Ze świeczką szukać
tam kogoś, kto jest w klubie z powodów innych, niż obecna posada lub obiecana
rekomendacja za dwa i pół roku do Sejmu lub Senatu.
Partia jest skonfliktowana z kluczowymi
samorządowcami, a szczególnie z prezydentem Zielonej Góry Januszem Kubickim. Próbuje to maskować udawanym wspieraniem
prezydenta Gorzowa Jacka Wójcickiego, który tradycyjnie puszcza oko do
wszystkich, którzy mają dla niego dobre wiadomości i pieniądze na inwestycje.
Generalnie, samorządowcy kochają PO tylko w takim zakresie, w jakim będzie to
im potrzebne przy wnioskowaniu o środki w ramach nowej perspektywy budżetowej
Unii Europejskiej.
Diagnozę znamy.
Jaka recepta?
To była diagnoza. A jaka jest recepta dla
najważniejszej partii w Lubuskiem? Świat się mocno zmienił, ale w szregach
Platflormy nie widać świadomości faktu, że jeśli chce być słyszana, musi
znaleźć nowy styl i język, ale także otworzyć się na nowych ludzi – również tych
mocno ją recenzujących. Ludzie dawnej młodzieżówki, to dziś tłuste koty na
publicznych etatach, albo prowadzący biznesy za pieniądze z administracji. Przegrane
wybory do Sejmu i Senatu były dla wielu zimnym prysznicem, ale niczego ich nie
nauczyły.
Znam takich, którzy są zdania, że gdyby Platforma Obywatelska
nie przegrała w 2015 roku, dziś tonęłaby w morzu skandali i patologii o
charakterze kryminalnym. Na szczęście przegrała, ustępując prawo do tych tytułów
ludziom Prawa i Sprawiedliwości. Oni zaś chętnie z tego korzystają.
Jednym z błędów w krytycznych opiniach na temat
liderów PO w Lubuskiem jest mierzenie ich jedną miarą. Wśród działaczy tej
partii powszechne jest oczekiwanie, że jeszcze przed startem sezonu wyborczego
w 2023, powinny nastąpić istotne zmiany. Gorzką ceną za za ich brak, będzie
zniechęcenie się wielu uczciwych członków partii, którzy do swojej aktywności
dokładają, a nie tylko z niej czerpią. Jest ich sporo, a za przykład niech
posłużą działacze z Gorzowa: Urszula
Niemirowska, Jerzy Sobolewski, Anna
Kozak, czy Paulina Szymotowicz.
O wielu nie wiemy, ponieważ wstydliwie się ukrywają lub są blokowani.
Nie widać jeszcze konturów zmian na lepsze, ale wydają się one nieuniknione. Jest pewien problem. Nowe pokolenie
działaczy PO mówi tak samo i tak samo się zachowuje, jak to starsze. Są bardzo
powierzchowni, nie zawsze kompetentni lub choćby oczytani, często bez
jakiejkolwiek wizji – kraju, regionu oraz swoich miast; za to z wizją siebie w
polityce. Możliwe, że nie jest to choroba Platformy Obywatelskiej, ale
wszystkich partii oraz chcących w nich działać ludzi.
„Dla mnie
ważne jest to, aby wewnątrz partii toczyła się wymiana poglądów, dyskusja a
nawet polityczny spór. Aby to mogło się zdarzyć, konieczne jest upodmiotowienie
członków partii oraz umożliwienie im prowadzenia autentycznej debaty” –
puentuje Sługocki.
Platforma liczy dziś w regionie 702 członków. Ma
swojego marszałka i wicemarszałka, wielu burmistrzów oraz trzech posłów i dwóch
senatorów. To dużo, aby móc budować wszystko od nowa i na solidnych podstawach –
a nie tylko na etatach i publicznych pieniądzach.