Niełatwo robić politykę, gdy twarzami stronnictwa są ludzie, do kogo
bardziej pasuje stwierdzenie: gęby partii. Chamów i prostaków nie brakuje
nigdzie na świecie, i w żadnym obszarze życia społecznego, ale w szeregach „dobrej zmiany”, na świeczniku i piedestale,
jest ich jakby trochę więcej. Kiedyś przewodniczącymi Rady Miasta i szefami
samorządowych klubów, byli najlepsi z najlepszych, rzadko zostawały nimi osoby
nieokrzesane i bez kultury osobistej. To się jednak zmieniło, a dowodem na to,
nagrania video z posiedzeń tego gremium.
Bez
wskazywania palcem i bez nazwisk, łatwo się zorientować, o kogo z rycerzy „dobrej zmiany” chodzi. Ogromna jest bowiem
przepaść pomiędzy tym, jak Rada Miasta wyglądała w Gorzowie przed objęciem
funkcji przewodniczącego przez Sebastiana
Pieńkowskiego, a jak wygląda dzisiaj.
Wespół z
szefem klubu Prawa i Sprawiedliwości Pawłem
Ludniewskim, kochają naród i społeczeństwo, ale nie potrafią uszanować
zwykłych ludzi. Próbkę tego, można było zaobserwować, podczas ostatniego posiedzenia
Rady Miasta. Okazało się, że charakterystyczna dla tych panów buta i pycha,
mają swoich bliźniaków: chamstwo i bezczelność.
Głos w
dyskusji zabrała Jolanta Perkowska,
przedsiębiorca z ulicy Chrobrego, postulująca obniżenie przedsiębiorcom
czynszów, z powodu faktycznego wyłączenia tej ulicy z normalnego
funkcjonowania.
„PiS
bardzo chciał mi pomóc, ale tylko medialnie. Pan do dzisiejszego dnia nie
odbiera telefonu ode mnie, gdzie miałam być umówiona na radę” – wypaliła
podczas sesji, po czym dodała: „Zrobiliście
sobie show moją osobę. Tak więc, tak właśnie pomaga Prawo i Sprawiedliwość”
– mówiła, ku niezadowoleniu Pieńkowskiego, który tuż po zakończeniu jej wywodu,
po jakobińsku zdeterminowany by dać odpór opinii, że jest do niczego, wygłosił
tyradę.
„Ma pani
prawo do takiej opinii, ale jako przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości, nie
zgadzam się z panią. Robimy wszystko od wielu lat, zeby ulżyć przedsiębiorcom. Ja
pani nie przeszkadzałem. Nie miałem na swojej komórce takich telefonów. I to, że
ktoś nie odebrał telefonu, to nie znaczy, że chce kogoś wykorzystać. Bardzo
proszę, jak skończę, to udzielę głosu” – piał spocony Pieńkowski.
Z odsieczą,
przyszedł mu, podejmując szyblki „blitzkrieg”,
z natury powolny niczym żółw i błyskotliwy jak chomik, przewodniczący
Ludniewski. Uznając za swoje „wunderwaffe” bezczelność, uzasadnioną
bielą w CV, postanowił zaatakować. „Ma
pani listę tych połączeń ? Ja żadnego połączenia nie mam ? Proszę nie kłamać!
Dziekuję” – grzmiał radny, który – gdyby tylko wówczas żył – mógłby robić
dla Janusza Szpotańskiego, za
pierwowzór „Towarzysza Szmaciaka”.
Do akcji
wkroczyła wówczas poseł Krystyna
Sibińska, bądź co bądż jedna z tych byłych przewodniczących Rady Miasta, co
to poziom trzymała. Nie trzymał go za to Pieńkowski, który co chwilę przerywał,
i dodawał komentarze od siebie. „Pan
Ludniewski wykorzystał wizerunek obywatelki, do której teraz krzyczy przez pół
sali, że kłamie” – mówiła Sibińska, zadając w końcu ostateczny cios: „Przewodniczący organizuje i prowadzi obrady Rady
Miasta, a nie cenzuruje, poucza i prostuje radnych oraz posłów”.
„Wstajemy z kolan w stosunku do tego co wy
robiliście z PSL-em” - wypalił Pieńkowski.
Tym samym
potwierdził, że PiS miałoby szansę na wygraną w przyszłorocznych wyborach
prezydenckich w Gorzowie, gdyby partia sięgnęła po człowieka z większym
wyczuciem, kulturą osobistą i obyciem. Kogoś, kto mógłby w wiarygodny sposób
być lokalnym przedłużeniem światła odbitego od minister Elżbiety Rafalskiej, i nie dymiłby tak, jak Pieńkowski. To mógłby być
dosłownie każdy – od Mirosława Rawy,
przez Krzysztofa Kielca, a na Romanie Sondeju lub Ireneuszu Madeju, kończąc.
Jeśli przyjąć,
że „dobra zmiana” z Kaczyńskim na
czele, jest jak pędząca na nas lokomotywa, to Pieńkowski w roli szefa Rady
Miasta, do spółki z asystentem Ludniewskim, są jak dwie kolejowe drezyny. Niby
to nie lokomotywy, ale w zderzeniu z nimi, można odnieść poważne uszczerbki. Na
zdrowiu psychicznym...