“Być albo nie być” – ja nie mam
rozterek młodego Hamleta, i nie uważam też, by świat nie miał sensu, bo w
przeciwieństwie do Szekspirowskiej postaci, po prostu „daję radę”. Znam też
odpowiedź, na pytanie: czy chcę być politykiem? Nie chcę, i postaram się
wyjaśnić dlaczego.
Na bardzo częste
ostatnio pytania: „Czy wracam do polityki?”,
lub: „Czy będę kandydował?”,
elegancko odpowiadam, że nie nadszedł jeszcze mój czas. I może nigdy nie
nadejdzie. Im częściej to powtarzam, tym mniej w to wierzę. Może dlatego, że
moja irytacja poziomem politycznego dyskursu jest tak wielka, że trochę „ciągnie wilka do lasu”. Teoretycznie,
miałoby to sens. Jesli przyjąć, że owoce spadają z drzew i krzaków, gdy
dojrzeją, a politycy dojrzewają dopiero po upadkach, pewne predyspozycje
posiadam.
BYŁO MINĘŁO. NIE ŻAŁUJĘ
Bo
kto, jak nie ja ? Jako młody człowiek z dużymi ambicjami, zdecydowanie zbyt
dużymi w odniesieniu do kwalifikacji, niecierpliwie czekałem, co przyniesie mi
polityka. Jednocześnie czułem, że... „złapałem
Pana Boga za nogi”.
Byłem jednym z
liderów zwycięskiego w wyborach ugrupowania, pracowałem w Kancelarii Premiera,
później w Ministerstwie Zdrowia i Lubuskiej Kasie Chorych. Nieustanna obecność
w regionalnych mediach, i udział w ważnych dla regionu sprawach, przewróciły
młodemu człowiekowi w głowie. Kolejne wpadki, i brak konsekwencji za ich
popełnienie, tylko wzmagały przeświadczenie o bezkarności i byciu „wybitnym”.
Do czasu, gdy okazało się, że „król jest nagi”. Kilkanaście lat temu w „Gazecie
Wyborczej”, a później „Gazecie Lubuskiej”, napisałem: „Przeszłe czyny wpływają na teraźniejszość, ale ostateczne ich znaczenie
w przyszłości, zależy tylko ode mnie”. Już wtedy zacząłem dojrzewać do
tego, że angażując się w politykę, lepiej trenować pokorę, niż socjotechnikę.
Lepiej poczekać, i nigdy nie brać za motto życia słów Niccolo Machiavellego, że: „Lepiej być skutecznym niż moralnym”.
Moim „specialite
de la maison”, była niegdyś niecierpliwość, a później pyszność, która
podręcznikowo zaprowadziła mnie do upadku. Dlatego uważam za swoją powinność, krytykować
młodych ludzi, którzy zamiast rozwijać się na rynku pracy, swoją karierę od
pierwszych dni pełnoletności, budują na polityce. Nie dlatego, że jestem lepszy,
bo od piętnastu lat funkcjonuję w korporacjach, ale dlatego, że ja ten błąd
lata temu popełniłem. Tylko przez swoją głupotę, dziś traktowaną przeze mnie
jako dopust Boży, nie zostałem literackim „Towarzyszem Szmaciakiem”.
Inna sprawa, że
po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat obserwacji lub uczestnictwa w polityce,
zaczynam po cichu zazdrościć „młodym wilczkom”. Kiedyś było trudniej, a dzisiaj
pną się po szczeblach karier, i nawet regionalnie, sporo osiągają.
Wiele rzeczy
przydarzyło mi się po odejściu z polityki: od ukończenia studiów, po nabranie
doświadczenia zawodowego. Jaki ja byłem kiedyś niedojrzały ! Dziś nie
potrzebuję zastanawiać się, czy chcę wrócić do polityki, bo postanowiłem, iż
fundamentalnych zmian w życiu dokonam w momencie, gdy moja córka będzie pełnoletnia.
Co też się niedawno stało, a teraz czas na resztę.
TRZEBA WIEDZIEĆ, KIM SIĘ JEST
Zastanawiam się
nad rodzajem człowieka, jakim byłem, i jakim jestem dzisiaj, po tych wszystkich
doświadczeniach.
Pytanie, które
często sobie zadaję, jest banalne: „Pamiętasz
moment w którym dotknąłeś dna?”. Pewnie, że tak, gdyż kilkanaście lat temu
byłem tam częstym gościem. Szperając w pamięci, znajduję w myślach codzienne
imprezy, hektolitry alkoholu, ładne kobiety, i ów przekonanie o bezkarności.
Gdyby nie wizyta poniżej dna, pewnie byłbym „dobrym” politykiem, jak moja
starsza koleżanka Elżbieta Rafalska,
czy druh od kieliszka poseł Jarosław
Porwich. Ja to pamiętam, odnoszę często wrażenie, że wymienieni i
kilkunastu innych, prawdę o sobie zastąpili dziwnym opowiadaniem historii,
które nigdy nie miały miejsca.
Tylko Bóg jest
uprawniony do oceny, czy już jestem dobrym człowiekiem. Ja wiem jedno: nie
jestem tak dobry, jak wierzą ci, którzy uważają mnie za kogoś lepszego, ani tak
zły, jak twierdzą moi najzacieklejsi krytycy. Daleki jestem od doskonałości, i
powszechnie wiadomo, że nawet się o nią nie ocieram. „Pan idealny” –
stwierdziła bardzo bliska mi osoba, ale to niestety nie jest prawda. Piszę o
tym, bo wkurza mnie, że opinia publiczna twierdzi, że politycy powinni być bez
skazy, chociaż takich nie ma nigdzie.
„Polityka nawet z anioła zrobiłaby dziwkę”
– rzekł w „Wywiadzie z władzą” Oriany
Fallaci, ostatni komunistyczny premier Mieczysław
Rakowski. Przysłowiową kropkę „nad i” postawił dwie dekady później Janusz
Palikot, konstatując w jednym z wywiadów: „Jak
będę mówił mądre rzeczy, to naprawdę zawsze będę miał 4 procent”. Nic
dodać, nic ująć. Oto obraz i opis polityki z samego jej wnętrza. Lokalnie jest
jeszcze gorzej.
„KUR...A”...KIEDY BĘDZIE LEPIEJ ?
Czy Polityka
może być inna ? Tak, ale poczatkiem jej uzdrawiania, powinna być „celebracja”
prawdy: o sobie, o wyborcach, o stanie spraw, o tym co da się zrobić, a czego
zrobić się nie da. Tymczasem, gadanie głupot w polityce nie jest karalne, ale
bardzo opłacalne. Kiedy włączam radio lub telewizję, by posłuchać przedstawicieli
regionalnych „elit”, czuję się często, jak bohater filmu Marka Koterskiego „Dzień Świra”. Pochłaniając głupawe obrazy sprzed
telewizora, burczy pod nosem: „Ja
pierdolę !”, „Kurwa”...tracąc tym
samym wiarę w to, że polityka jest czymś innym, niż teatrem z kiepskimi
aktorami, czymś w rodzaju błazeńskiego sitcomu, gdzie z każdym kolejnym
obrazem, obnażana jest pełnia kiczowatości tego gatunku.
Kiedy będzie
lepiej ? Prawidłowa odpowiedź, to: lepsze już było.
Nikt już nie
chce w polityce być Tadeuszem
Mazowieckim, Bronisławem Geremkiem
czy Janem Olszewskim, kandydaci na
polityków celują raczej w Dodę lub Parys Hilton. Nawet tu lokalnie, są jak
afrykańskie polemię Wodooabe, które interesuje się tylko urodą i dbałością o
własny wygląd. Można anegdotycznie stwierdzić, że jedynym atutem tego
saharyjskiego plemienia jest to, że najładniejszy mężczyzna, ma prawo spędzić
noc z wybranką, nawet jeśli nie jest stanu wolnego. A na serio ? Trudno w
polityce oddzielić kotleta od much, i dlatego na dzisiaj, funkcjonowanie w niej
jest stratą czasu. Inna sprawa, że nie da się też skutecznie funkcjonować w
polityce, bez pobrudzenia sobie rączek.
Oczywiście,
są w regionalnej polityce perełki, i zaliczam do nich Jerzego Synowca, Jerzego
Wierchowicza, Jacka Bachalskiego, Pawła Pudłowskiego,
Wadima Tyszkiewicza, Witolda Pahla, Józefa Zycha, Marcina
Jabłońskiego, Krzysztofa
Łopatowskiego czy Pawła Leszczyńskiego,
który myślał niegdyś, że w polityce jest miejsce na Arystotelowskie „dobro
wspólne”, ale wnet się przekonał, że nie ma go zbyt wiele. Oni wszyscy, są jak stocznie
produkujące duże tankowce, bez dostępu do morza, albo „Formuły 1”, lecz bez
toru wyścigowego. Bycie w polityce dzisiaj, to trochę rola buddyjskiego mnicha,
który obracając pusty młynek modlitewny, wierzy, że w ten sposób odmieni
rzeczywistość. To się nie uda.
POLITYKA ODMÓŻDŻA
„Facet po pięćdziesiatce nie powinien się
zachowywać dziecinnie” – ogłosił lata temu filmowy „Jaś Fasola”, a więc Rowan Atkinson, i zapowiedział
definitywny koniec.
Do jego wieku
brakuje mi... bardzo wiele, ale uważam podobnie, nawet mimo swoich „32 wiosen”.
Szkoda czasu na politykę w której o nic nie chodzi, która jest jak stosunek z
dmuchaną lalką, gdzie jedynym celem jest kilkusekundowa frajda. Nie mam w zwyczaju
przebywania wśród chwastów, których nikt nie podziwia – wolę kwiaty: ich piękno
i zapach. Ludzie skrajnie zaangażowani w politykę, od rana do wieczora dbający
o to, aby fajnie wypaść, nie mają czasu
na radość z życia, i pozbawiają się szansy na podróż w rejony, które
dostarczają prawdziwych uniesień, a nie tych ulotnych.
Polityka „odmóżdża”.
Słuchałem ostatnio wywiadu z jednym z radnych, którego odpytywała dziennikarka
egorzowska.pl. Biedaczyna, poległ na „Odprawie posłów greckich”, które okazały
się dla niego tym, czym dla Hitlera wyprawa do dalekiej Rosji. Nie jest
wyjatkiem, bo politycy nie czytają, unikają „fermentu intelektualnego” – co ładnie zauważył dr Arnold Siwy – ale też zwykłej refleksji
i myślenia. Jeszcze chwila, a w tym środowisku, nawet znajomość podstawowych
lektur i tabliczki mnożenia, będzie wiedzą zastrzeżoną dla intelektualistów.
Jeśli więc polityka
nie ma się obecnie dobrze, warto się nie zrażać, być cierpliwym i szukać
swojego miejsca gdzie indziej. „Odkrycie życia pozaziemskiego jest w naszym
zasięgu” – ogłosiła niedawno NASA. Nowe życie można znaleźć też na Ziemi, wystarczy
mieć odwagę myślenia, i podejmowania działań, na które inni nie mają odwagi.
Trochę enigmatycznie, ale tak jest lepiej.
Z grubsza, chyba
wyjaśniłem wiele, i dałem też sygnał, że nigdzie mi się nie śpieszy, co powinno
uspokoić zawistników, ale też zainteresowanych, i życzących mi politycznych
sukcesów w wyborach, które będę tylko obserwował. Z jak daleka ? Z każdego
miejsca, gdzie będę...