Marni koniunkturaliści,
owinęli się lewicowymi sztandarami i krzyczą: „Gorzów”, tworząc nieuprawniony znak równości między sobą, a
popierającymi dotychczas lewicę mieszkańcami. Chcą wszystkich przekonać, że popieranie
ich kandydatur, będzie testem na lewicowość nad Wartą...
...chociaż tylko w Gorzowie, szyld partii
odbudowującej pozycję w sondażach, będzie schowany, by nie przeszkadzał w robieniu
interesów i interesików na prowincji.
Jakże kontrastuje z ukrywaną przez liderów
gorzowskiej lewicy obłudą, koniunkturalizmem i prywatą, wywiad byłego
prezydenta i założyciela tej formacji Tadeusza
Jędrzejczaka, którego udzielił Radiu Gorzów. Eksprezydent, a dzisiaj
wicemarszałek, przekonuje, że lewica powinna szukać swojej linii programowej,
chociaż decydujący o niej Marcin
Kurczyna, Jan Kaczanowski, a
także „przewodniczący” SLD Maciej
Buszkiewicz, wolą myśleć o swoich liniach kredytowych.
Flirt lewicowej wrażliwości z merkantylną
pazernością na wpływy, ale również zlecenia w sąsiednich gminach lub gorzowskim
szpitalu, a także na miejsca w radach nadzorczych, kończy się właśnie ciążą, z
której rodzi się polityczna głupota.
„Pan Kaczanowski należy do grabarzy SLD w Gorzowie, podobnie jak pan
Kurczyna. Oni niszczą partię w mieście, która w kraju rośnie. Tu nie o partię
jednak chodzi, ale prywatne interesy tych panów” – celnie skonstatował wicemarszałek
województwa z ramienia SLD, po czym dodał: „Nie
wystawianie list pod własnymi szyldami, popieranie prezydenta, który nie
powinien mieć poparcia poważnej partii, a już na pewno Sojuszu Lewicy Demokratycznej,
oznacza, że działalność tych ludzi jest nakierowana na to, aby SLD w Gorzowie nie
było”.
Cokolwiek o Jędrzejczaku nie powiedzieć, a nad
Wartą trudno odmówić mu wielkich zasług, widać w nim lewicową pasję i chęć
popłynięcia na wzrastającej fali popularności tej formacji. Niestety, gorzowscy
radni Kurczyna i Kaczanowski, mają mniejsze apetyty i na stole polityki, oczekują
mniej wyszukanych potraw. Wszystko zgodnie z zasadą: jak się nie ma zadatków
poza powiat, to lepiej łowić ryby w mętnej wodzie miasta. Charakterystyczne, że
obaj panowie nie mogą pochwalić się większym sukcesem, i uzyskaniem czegoś dla
miasta, ale mają spore portfolio tego, jak aktywność publiczna przyczyniła się
do tego, że jest im lepiej prywatnie. W tej sytuacji Kurczyna może co najwyżej
udawać oddanego miastu radnego, tak jak Kaczanowski od lat udaje
bezinteresownego, a do podobnej roli szykuje się Buszkiewicz, dla którego
mandat to „ochronka”, i kilka groszy na ratę za pralkę i żelazko.
Tak ideały roztapiają
się w beczce mniejszych lub większych interesów.
Dlaczego „przewodniczący” SLD M. Buszkiewicz nie może
się wybić na niepodległość, choć jest człowiekiem o błyskotliwej inteligencji ?
Bo raz już oberwał. Wspierając w poprzednich wyborach Tadeusza Jędrzejczaka, a
nie Jacka Wójcickiego, dostał „po rajtuzach”. Wiedząc co to wizja głodu i
niedostatku, tak bardzo bliska lewicowemu elektoratowi, postanowił przyjąć
pozycję pasywną – co nie wyróżnia go od żadnego innego działacza partyjnego.
Kurczyna bezideowości udawać nie musi, bo nikt
nigdy nie wierzył, że wierzy w cokolwiek innego niż pieniądze. Dość
przypomnieć, że nad uchwałami o „dekomunizacji” ulic głosował za, a jego tuptusiowy
kolega J. Kaczanowski, najczęściej się wstrzymywał. Obaj przemierzają drogę w
przeciwnym kierunku, niż chcą tego wyborcy SLD, ale im do robienia karier,
wyborcy są potrzebni tylko raz na czetry lata.
Najlepiej czują się na cmentarzu, jak to na „grabarzy
lewicy” przystało. Grabarz zawsze coś dla siebie uszczknie – a to obrączkę,
złotego zęba lub nieużywane buty. Polityka po wyparciu poglądów, oferuje
znacznie więcej.
Dlaczego zniszczenie gorzowskiego SLD przez dwóch cwaniaków i jednego
naiwniaka, jest dla miasta złe ? Odpowiedzi udzielił były prezydent. „Nikt nie będzie w Zielonej Górze martwił
się, że w Gorzowie SLD nie wystawia list wyborczych. W Zielonej Górze panuje
zadowolenie z kandydatów w Gorzowie, bo oni nigdy nie zagrożą tamtym” –
powiedział.