Dylemat opozycji nie jest nowy: iść razem, czy jednak trochę obok siebie. Dla Polski 2050, która słusznie łowi wśród najlepszych gorzowskich samorządowców, ciężkim orzechem do zgryzienia byłby kontrowersyjny i ekscentryczny - prezes Stali Gorzów. Klub ze wszech miar ważny, ale prezes zaczyna być uciążliwy. Wszystko już jasne: Polska 2050 zamierza trzymać na dystans wszystkich cwaniaków politycznych.
Rozmowa z SZYMONEM HOŁOWNIĄ, liderem partii Polska 2050, byłym kandydatem na Prezydenta RP.
Nad Wartą: Kiedy pobożny i dobry kapłan zostaje biskupem, wielu jego współbraci zastanawia się wówczas: kiedy "zbiskupieje" ? Bynajmniej, nie jest to komplement. Czy Szymon Hołownia jest już rasowym politykiem z krwi i kości?
Szymon
Hołownia: Nie jestem typem polityka z telewizora. Czuję się przede wszystkim
działaczem obywatelskim. Czuję się pisarzem, którego zadaniem jest dawanie
ludziom natchnienia i inspiracji. Mam nadzieję, że nie doznam nigdy “upolitycznienia”
w tym nienajlepszym tego słowa znaczeniu, choć przecież wiem już po tych dwóch
latach obserwowania polityki z bliska, jak bardzo takie ryzyko jest z tą pracą
związane.
NW.: Więc
może i pana nie ominąć. Każdy wchodzi do polityki, aby zmieniać świat, ale bywa
różnie.
Sz.H.: Wydaje mi się, że wiem,
gdzie tkwią pułapki. Wiem gdzie trzeba szukać szczepionki, aby w polityce
zawsze być w gościach, a nie u siebie w domu.
N.W.: Nie
ma nic złego w byciu w domu, bo o dom najczęściej dbamy.
Sz.H.: Owszem, ale kiedy
polityk zbytnio się w tym nie swoim domu zadomowi, to znaczy, że przestał być z
ludźmi dla których ta polityka jest robiona. To jest tak, że – posługując się
tą pana metaforą kościelną, można być po stronie ołtarza, albo ławek. Chciałbym
więc pozostać w tych ławkach, chcę być blisko ludzi.
N.W.:
Fajnie się pana słucha i czuć w tym duży intelektualny sznyt oraz świeżość.
Można jednak odnieść wrażenie, że dużo więcej w tym publicystki – my publicyści
mamy skłonność do uważania, że na wszystko mamy odpowiedź. W życiu jest
inaczej. Łatwiej jest obserwować stawiając publicystyczne tezy,ale trudniej
wziąć odpowiedzialność.
Sz.H.: To nie tak. Być może
rzeczywiście trzy lata temu potwierdziłbym, że jest tak jak pan mówi, ale te
trzy lata wiele zmieniło. Stworzyliśmy trzecią siłę polityczną w Polsce i dziś są
z nami tysiące ludzi. Zaczęliśmy od think tanku, w którym uczestniczy już
kilkuset poważnych ekspertów z Polski i świata. To oni opracowali kilka naprawdę
potężnych planów przyszłych reform. To się wydarzyło i ja z ich opracowań
czerpię wiedzę i nadzieję. Stworzyliśmy stowarzyszenie, które między innymi przeprowadziło
kawał Polski przez pandemię. To tam powstały moje ulubione akcje, jak na
przykład korepetycje dla dzieci z rodzin zastępczych. To prawie tysiąc dzieci,
które już od miesięcy korzystają z tych korepetycji. Niezwykły, ale i skomplikowany
program, który wymagał wielu procesów i aktywności z naszej strony. Teraz wreszcie
mamy partię polityczną, którą założyliśmy już dawno, ale dopiero niedawno nam
ją zarejestrowano.
N.W.:
Partie w początkowej fazie swojego istnienia zawsze prezentują się atrakcyjnie.
Sz.H.: W polityce jest tak, to
już wiem, że nie ma spokoju. Nie budzisz się rano i myślisz: teraz sobie coś
zaplanuję na piętnaście lat do przodu, to jest taki horyzont inwestycyjny i to
mi się zwróci, no to napiszę sobie business plan. No nie. W ogóle są dwa typy
ludzi: ci którzy coś zakładają i ci, którzy coś utrzymują. Ja jestem tym, który
zakłada i już parę fajnych rzeczy w życiu założyłem. Teraz założyłem Polskę 2050
– przecież też nie dla siebie. To też działanie na serio, inaczej szkoda by mi
było czasu.
N.W.: Jest pan typem huntera czy farmera, bo długofalowo potrzebny jest ten
drugi. Czy pan będzie dobrym farmerem? Szedł pan do polityki pod hasłem: „Inna
polityka jest możliwa”, ale już teraz wiadomo, że będzie pan musiał robić
politykę z ludźmi z tamtej polityki, żadnej nowej i innej. Polacy nie oceniali
tej starej polityki zbyt dobrze...
Sz.H.: Nie oceniali dobrze, ale
nadal połowa spośród tych Polaków jednak w którejś z tych afiliacji odnajduje
się. To po pierwsze. Po drugie, ja nie mam innej recepty na nową politykę niż
uczciwość. Nie zaczaruję świata i nie sprawię, że nagle dziewięćdziesiąt
procent ludzi zacznie głosować na Polskę 2050. Oczywiście będę mógł powiedzieć:
słuchajcie, my z Czarzastym, Kosiniakiem czy Tuskiem, różnimy się w tym i tym,
ale są trzy rzeczy z którymi się zgadzamy. To, ze ja kogoś mniej lubię, albo
nie odpowiada mi jego poczucie humoru, albo on ma inny system wartości i chodzi
do innego kościoła nie oznacza, że nie możemy razem przekopać ogródka lub
naprawić bramy na osiedlu. Chcę tę dzisiejszą politykę „odpompowić”, zdjąć ją z
piedestału. Czas zmienić myślenie, jakobyśmy wciąż potrzebowali ojców narodu, mężów
stanu i mesjaszy. Nie, potrzebujemy ludzi, którzy pozałatwiają nam sprawy.
Mesjaszami w polityce jesteśmy już zmęczeni.
N.W.: Brzmi
pięknie. W takim razie, kiedy pan uzna, że ma już dość i sprawy zostały
załatwione?
Sz.H.: Jak pozałatwiam to
wszystko o czym mówię, albo jak zobaczę, że inni ludzie chcą i potrafią
załatwić sprawy ludzi lepiej, niż zrobiłbym to ja. Najważniejszą rzeczą dla
założyciela organizacji jest, tu cudzysłów: „wychować”. To jest bardzo
paternalistyczne słowo, ale w kontekście o którym mówię chyba zrozumiałe.
Chodzi mi o to, aby przygotować nie zastępców, ale następców. Tak zrobiłem w
fundacjach, które założyłem i one są dzisiaj świetnie prowadzone - lepiej, niż
ja bym to robił. Z Polską 2050 będzie podobnie - ma pozostać w polskim
horyzoncie politycznym na lata.
N.W.: Zna
pan pewnie tą szkoleniową zabawę „elevator pitch” – krótkie przedstawienie się
w windzie, aby było to skuteczne, zrozumiałe i wyjątkowe. Gdyby miał pan w tej
windzie wszystkich Polaków, co by im pan powiedział w kilkadziesiąt sekund?
Sz.H.: Powiedziałbym, że chcę
zrobić Polskę, która za parę lat, a z pewnością w 2050 roku, będzie zielona,
demokratyczna, solidarna i bezpieczna. Polskę, w której nie będziemy bali się
rachunków za prąd, nie będziemy bali się Putina lub jakiegokolwiek innego
dyktatora, nie będziemy bali się pójść do lekarza czy wysłać dziecka do szkoły.
Polskę, w której nikt nie będzie się bał, że będzie go sądził sędzia z tej
samej partii z której jest „klawisz” w więzieniu, policjant lub prokurator. Powiedziałbym,
że poukładamy rzeczy na swoich miejscach. To jest mój cel, o którym mówiłem już
w wyborach prezydenckich. Dzisiaj poczucie niesprawiedliwości, niestabilności,
chaosu i lęku bierze się stąd, że poruszamy się po pokoju w którym rzeczy nie
leżą na swoich miejscach. Trzeba je tam ponownie dobrze poukładać, żebyśmy
poczuli się pewnie i bezpiecznie.
N.W.: Czy
to się uda? Działanie systemu już pan zna. Trafił pan w 2050 roku w swój czas.
Była fala, która mogła pana ponieść wprost do Pałacu Namiestnikowskiego.
System, ten duopol PiS-PO świetnie zrozumiał zagrożenie – podmieniono
kandydatkę na kandydata, a resztę już znamy. Dzisiaj chce pan z jedną z partii,
która wtedy pana wykolegowała, układać Polskę na nowo?
Sz.H.: Ja wiem o tym, że oni
mieli badania – mówię tu o PiS – że w
drugiej turze wygrywam z Dudą. Wiedzieli więc, że trzeba zrobić wszystko, żeby
to się nie wydarzyło. To jest fakt. Pytanie jest inne: to co ja mam teraz
zrobić? Mam odpuścić i zrezygnować, obrazić się i siedzieć w kącie?
N.W.: Nie,
polityka to nie jest obszar dla chłopaków, którzy lubią płacz. Ta sytuacja
pokazała jednak, że żywi się pan głównie elektoratem Platformy Obywatelskiej.
Jak im idzie, to pan ma mniej, a jak im nie idzie, to panu rośnie.
Sz.H.: Oczywiście, że mieliśmy
więcej o dziesięć procent, gdy Tuska nie było. My mamy jednak naprawdę pokaźną
część wyborców, którzy nigdy nie zagłosują na PO. To jest spora grupa ludzi – przynajmniej
milion, pewnie dużo więcej. Wszystko dlatego, że Tusk nie jest dla nich
absolutnie żadnym rozwiązaniem. To są ludzie, którzy za PO nie pójdą i już. Możemy
ich stracić. My wykreowaliśmy na rynku politycznym nowy sektor. Słyszę to
gadanie typu: „ten Hołownia to Platforma Bis”. Trudno o większą bzdurę. Moim
zadanie jest również zbudowanie przyczółku, doprowadzenie do sytuacji, w której
bez Polski 2050 nie da się ani wygrać wyborów, ani później rządzić Polską
sensownie, czyli z pożytkiem dla ludzi. To się właśnie teraz dzieje.
N.W.: Zdaje
się, że to już było. Palikot, Petru etc. Pan jest dużo lepszy od nich i ma
więcej narzędzi, ale analogie nasuwają się same.
Sz.H.: Zawsze są porównania jak
jest się tym trzecim. To jest fenomen tego trzeciego, którego porównuje się do
poprzednich trzecich. Ja naprawdę wiem, ze był Palikot, Petru, był swego czasu
Biedroń. To naturalne, ale mnie należy rozliczać z tego co robię ja, a co
kiedyś robili oni. Oczywiście analizowaliśmy to jak im szło, uczyliśmy się na
ich błędach, ale tamte doświadczenia nie zawsze są tak proste do przeniesienia
w teraźniejszość. To była zupełnie inna polityka, a każdy z tych panów również
startował w zupełnie innym miejscu. Każdy z nich, a był jeszcze po drodze Paweł
Kukiz, miał inny kalendarz wyborczy, niż ten mój. Ja mam najgorszy!
N.W.:
Dlaczego?
Sz.H.: Bo muszę czekać na
wybory najdłużej z tych wszystkich trzecich. Tak, robimy dużo i nasza
skuteczność jest widoczna. Budujemy ruch, który zajmie w przyszłości ważne
pozycje. W przyszłym Sejmie będziemy mieli duży klub, przynajmniej 40, a może
nawet 100 posłów. Ale ja się umawiałem z ludźmi na wybory prezydenckie i nie
ukrywam, że w 2025 roku zamierzam powalczyć po raz drugi o prezydenturę. Wierzę,
że mogę się dobrze przysłużyć Polakom, pełniąc tę funkcję. Teraz buduję partię,
a to dziś jest praca u podstaw.
N.W.: I pełna niebezpieczeństw.
Sz.H. Zgadzam się. Jesteśmy młodym ruchem i muszę uważać
kogo przyjmuję do partii, kogo umieszczam na listach wyborczych. Mam pełną świadomość
zagrożeń np. takich, że Kaczyński pcha mi ludzi do partii w wielu miejscach,
aby potem się ode mnie spektakularnie odwracali. Muszę rozważać ryzyka i na
końcu zrobić tak, żeby było dobrze.
N.W.: Pan
użył gdzieś sformułowania „terror jednej listy wyborczej”. Czy to nie jest tak,
że ten pomysł krytykuje pan dzisiaj 536 dni przed wyborami – bo to pomaga w
negocjacjach, ale na koniec padnie sakramentalne: odłóżmy różnice na bok. Wtedy
pana kandydaci znajdą się na jedynkach, dwójkach i trójkach w wyborach do
Sejmu, a tu i ówdzie dostaną poparcie do Senatu?
Sz.H.: Jesteśmy dzisiaj 536 dni
przed wyborami, jeśli będą w konstytucyjnym terminie. Koncepcja jednej listy
wyborczej kompletnie mi nie odpowiada. Jaki
miałbym mieć powód, aby ponosić wszystkie te koszty kopania się z
Platformą Obywatelską, która ma potężne media, kibicujących jej publicystów,
sondażownie oraz cały aparat, zamiast machnąć ręką i od razu zgodzić się na
wszystko? A ja nie potrafię się na to zgodzić, ponieważ uważam, że jedna lista
wyborcza to jest po prostu złe rozwiązanie. To jest przepis na wygraną PiS-u.
Sytuacja w której będzie jedna lista tej niby Zjednoczonej Prawicy, gdzieś tam
jeszcze Konfederacja, a po drugiej stronie jedna lista z Tuskiem na czele,
który dziś powiedział, że chce być premierem przez pierwsze czterysta dni i
robić porządek żelazną miotłą. Przecież na to tylko czeka Kurski i cały aparat
propagandy po tamtej stronie.
N.W.: Pana
narracja trąci tą platformerską, czyli PiS to samo zło i nie ma dosłownie jednej
rzeczy, która jest przez rządzących robiona dobrze. To się przebija do
waszych baniek informacyjnych, ale do nikogo spoza nich. To rozumieją pana
słuchacze na sali, bo mówi pan inteligentnie i mądrze, ale co z resztą?
Sz.H.: Na spotkania w salach
jeździć będę zawsze. Jak polityk przestanie spotykać się z ludźmi, to niech od
razu zmienia zajęcie. Musi widzieć ludzi i musi z nimi rozmawiać. Co do drugiej
kwestii. Jeżeli chce się dotrzeć do większej grupy osób, to potrzebne są
pieniądze i idące z nimi narzędzia komunikacyjne. Nie mam „swoich” mediów,
takich wprost mnie popierających jak PiS i PO, choć tu jedne jeszcze robią to w
sposób, który da się czytać i z którym da się dyskutować, a drugie zwyczajnie robią
Urbana. Zbieramy więc pieniądze, żeby było nas lepiej widać i dalej słychać.
Nieustannie poszerzam też kompetencje komunikacyjne mojego zespołu.
N.W.: Z
jakimi efektami?
Sz.H.: Różnymi, bo nie jest
łatwo. Jedna z moich życiowych zasad brzmi: należy zrobić wszystko, co się da, albo
umrzeć próbując.
N.W.: W Lubuskiem ma pan fajny zespół; to ludzie pełni
entuzjazmu oraz zaangażowania. Zaraził ich pan swoją postawą. Ja jednak słyszę,
nawet dzisiaj: fajni są ci ludzie od Hołowni, ale na koniec i tak zostaną wyrolowani
przez politycznych cwaniaków, którzy znajdą do niego dostęp.
Sz.H.: Nie rozumiem, przez jakich cwaniaków politycznych?
N.W.: Jak wokół każdej nowej partii, także wokół Polska
2050 kręcą się „Jasie Wędrowniczki”, którzy byli już wszędzie, a teraz szukają
platformy pod przyszłe wybory. Pan nie jest w stanie panować nad wszystkimi
listami wyborczymi w każdej części kraju...
Sz.H.: Nie zgadzam się. Jeżeli mówię jasno sobie i innym,
że chcę mieć reprezentację parlamentarną o takich wartościach, jak panu
powiedziałem, to czuję swoją odpowiedzialność. Dobrze wiem, kogo widzę jako
posła lub senatora. Moim zadaniem jest takie poukładanie tych list, abyśmy nie
mieli na listach cwaniaków, ale ludzi, którzy idą do polityki ciężko pracować.
Takich, którzy dowiozą efekt na który się umówiliśmy. Lojalną drużynę.
Zapewniam, że również tutaj w Lubuskiem to osoby, które będą ambasadorami
naszych wartości w Parlamencie.
N.W.: Znaną
i szanowaną figurą od pana jest generał Różański. To jedna z tych osób, której
lojalności jest pan absolutnie pewny, będzie kandydatem do parlamentu?
Sz.H.: Usilnie go namawiam i
mam nadzieję, że skończy się to powodzeniem. Jesteśmy jeszcze przed decyzjami,
ponieważ w tej chwili rozważamy ze współpracownikami w regionach możliwe opcje.
Chcemy się zorientować jakie mamy zasoby i jak szybko jesteśmy w stanie je
uruchomić. Oczywiście, pracujemy nad wstępnymi szkicami list, bo chcemy dobrze
wiedzieć kogo dziś chcemy pchać do przodu, a kogo szykować na następne wybory.
Mirek Różański jest ogromnym zasobem mojego ruchu. Wierzę, że będzie świetnym
politykiem, choć niepartyjnym, bo on do partii się nie zapisuje. Chciałbym, aby
właśnie tacy ludzie zajmowali się w Polsce sprawami bezpieczeństwa. W ogóle
uważam, że nadszedł czas na żołnierza – ministra obrony narodowej. Żołnierz
najlepiej wie co znaczy szacunek do munduru, będzie w stanie na nowo poukładać wzajemne
relacje w siłach zbrojnych.
N.W.: A co
z cywilną kontrolą nad armią?
Sz.H.: To premier będzie
cywilną kontrolą nad armią i ministrem. Generał Różański ma kompetencje, które
są dziś absolutnie niezbędne. Zawsze będę chciał z nim pracować i on zawsze
będzie jedną z czołowych postaci naszego ruchu.
N.W.: To
jeszcze jedno pytanie w kwestii personaliów, bo one zawsze wywołują regionalnie
emocje. Gorzów żyje żużlem i pojawiły się swego czasu informacje, że kandydatem
do Senatu z ramienia Polska 2050 mógłby być prezes Stali Gorzów pan Marek
Grzyb?
Sz.H.: Nie ma takich ustaleń.
Przelotnie poznałem pana Grzyba podczas wcześniejszej wizyty w Gorzowie, ale nie rozmawialiśmy
na temat tej kandydatury, nie ma i nie było takich planów co do tego pana. Jest jeszcze
inny czynnik – będzie jedna lista do Senatu, a więc blok senacki i wszystkie
uzgodnienia będą musiały być podejmowane wspólnie z naszymi partnerami politycznymi.
Te rozmowy jeszcze się nie zaczęły, ale zaczęły się już rozmowy o tym, że czas
zacząć rozmawiać.
N.W.: Czyli
Senat jest również w centrum uwagi Polska 2050?
Sz.H.: Oczywiście, że tak.
Mieliśmy już z Donaldem Tuskiem i Kosiniak-Kamyszem wspólną wymianę zdań o
Senacie. Wiemy, że w okręgach jednomandatowych pracuje się inaczej i trzeba
wszystko zacząć dużo wcześniej, niż w okręgach proporcjonalnych. Zaczynamy to
robić.