Wizyta szefa partii w regionie, to dla działaczy prawdziwy dzień dziobaka. Czas w którym można spróbować zaistnieć w pamięci lidera, albo chociaż ogrzać się jego ciepłem i zrobić zdjęcie na fejsa – nie jest odkrywcze, że miasto oraz mieszkańcy nic na tym nie zyskują.
Fot.: Facebook/Slugocki |
Gorzów odwiedził były premier i szef Rady Europejskiej Donald Tusk. W praktyce oznacza to, że barwy i zapach wyborów dotarły nad Wartę, a plotki o tym, że niektórzy rezerwują już miejsca na bilbordy nie są przesadzone. Widać też, że opozycja nie wierzy w wygraną. Miejsce i czas, niestety były politycznie beznadziejne - jak nic wpisują się w kultową kwestię prymitywa z filmu „Miś”: „W życiu bym do teatru nie poszedł”.
Owszem, można mówić do
swoich, ale tak się wyborów nie wygrywa. Jak w znanej reklamie: prościej się
nie da!
A jednak w teatrze pojawiła się grupka ponad stu działaczy, urzędników oraz
kilkunastu zainteresowanych polityką mieszkańców. Donald Tusk pogratulował liderom
lubuskiej PO, że mają wielką klasę i umiar, bo nie usiedli w pierwszym rzędzie:
marszałek Elżbieta Polak w czwartym, a przewodniczący Waldemar Sługocki z marszałkiem Jabłońskim
aż w dziewiątym; tuż za nimi radna i mecenas Anna Synowiec. I nagle szok! Spośród
platformerskiej wierchuszki w pierwszym rzędzie siedział tylko senator Władysław Komarnicki.
To jakieś signum temporis – znak czasu; albo zwykły ostracyzm i polityczna
ustawka. Obym był złym obserwatorem i jeszcze gorszym prorokiem, ale to nie
wróży zainteresowanemu dobrze. I jeszcze te słowa byłego premiera: „Zmiana
generacyjna jest niezbędna”.
Poza tym, było jak zawsze: rząd rządzi źle, demokracja jest zagrożona, a
opozycja powinna się zjednoczyć. I tak w koło Macieju. Politycy, gdy czują już
wybory i bezpośrednio po nich, to dwie zupełnie inne osoby. W kampanii szukają
dziury w całym, walą w rządzących jak w bęben, a uczestnikom spotkań oddaliby –
w zależności od opcji politycznej: ostatniego skręta, własną dziewczynę, ostatni
łyk wody lub napiliby się z nimi wódeczki. Kiedy jest już po wyborach, raczej
trudno spotkać się z nimi na festynie, dożynkach lub chociażby w gorzowskim
teatrze. Swoją drogą, ciekawe czy Platforma Obywatelska – jak to robią
dosłownie wszyscy, za wynajem teatru zapłaciła i jaka była to kwota.
Nie wiadomo też, jaki cel miała wizyta Donalda Tuska, bo z wyborcami - w samo
południe i w środku tygodnia spotkać się raczej nie mógł. Mógł się za to
dowiedzieć, że Lubuskie to nie jest region wolny od politycznych patologii.
Jest tu wiele niewyjaśnionych fenomenów, jak na przykład ten, że jak ludzie PiS
kombinować w Polsce – to źle, ale jak PO robić to samo i nawet jeszcze więcej w
samorządzie województwa – to bardzo dobrze. Nie szukając daleko: w gościnne
progi teatru przybyło trzech radnych wojewódzkich, których marszałek Polak
zatrudniła w podległych jej spółkach. „Elita na urlopach” – sarkastycznie skomentował
to na portalu społecznościowym były marszałek Andrzej Bocheński.
Czy był ktoś z Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, który podlega Urzędowi Marszałkowskiemu? Nie wiadomo - tam pachnie aferą. I co gorsza, ukrywaniem jej; poseł Krystyna Sibińska oraz marszałek Elżbieta Polak, stosowne powiadomienia od pokrzywdzonych kobiet otrzymały. Póki co - cisza, jak makiem zasiał...
Tak wiem, nawet tak wybitny polityk jak Donald Tusk nie jest w stanie
przypilnować wszędzie wszystkiego, całej partyjnej nomenklatury, która rzuca
się na posady i pieniądze. Tak jak nie jest w stanie zrobić tego Jarosław
Kaczyński, choć tutaj skala jest oczywiście nieporównywalna. Możliwości zmieniają
niemal wszystkich, czego najlepszym przykładem są ostatnie problemy znanego
gorzowskiego polityka PiS Marka Surmacza – prokuratura postawiła mu zarzut
wyłudzenia pieniędzy z Inspektoratu Ochrony Środowiska, gdzie pełnił wysoką
funkcję. Jak do Gorzowa przyjedzie premier Kaczyński, też o tym napiszemy.
Wiemy, że były premier Tusk nie przyjechał do Gorzowa dla zwykłych
mieszkańców, ale dla swoich działaczy. Trzeba być w kontakcie z politycznym
wojskiem, nie tylko z majorami i pułkownikami w Warszawie, ale również z głodnymi
posad i miejsc na listach szeregowcami oraz kapralami. Nie wszyscy będą posłami
i senatorami; ci z mniejszym stopniem zadowolą się miejscem na liście do rady
miejskiej i sejmiku, a potem może posadą w szpitalu, muzeum lub bibliotece. Tak to działa - polityka nie jest zajęciem
dla ludzi normalnych.