Przejdź do głównej zawartości

Krajobraz przed bitwą. Wójcicki poukładał wszystko...

Szanse Wójcickiego na drugą, pięcioletnią już kadencję, są bardzo duże, i wiele to o nim samym oraz reszcie gorzowskich polityków mówi. Jest kimś w rodzaju „baby face hitman” – co w prostym tłumaczeniu znaczy: morderca o twarzy dziecka. Zamiast ostentacyjnie obnosić się z posiadaną władzą, lub chociażby z niej korzystać dla rozwiązywania problemów, kreuje się na ciepłego menadżera, który stroni od polityki i politykierów.


Widzicie to inaczej ? Dobrze, więc teraz, piszący te słowa, pozwoli państwu chwilę porechotać.  Już ? Wystarczy ? To spróbujmy przyjrzeć się bliżej prezydentowi Gorzowa, który nie ma twardej wizji przyszłości, choć wylał nam już całkiem spore bajoro przaśnego picu, radosnego bajeru oraz życzeniowego myślenia, by było „w sam raz”. Inaczej mówiąc, prezydent Jacek Wójcicki jest wykwintnym populistą.

Każde opóźnienie w rozpoczęciu lub zakończeniu inwestycji, uciekanie od wzięcia odpowiedzialności za sytuację w kolejnej instytucji, czy też zmiana personalna na kogoś mniej kompetentnego, generują westchnienia świadomych gorzowian za okresem, gdy Ratuszem zarządzał człowiek porywczy i z mniejszymi predyspozycjami komunikacyjnymi, ale decyzyjny. To prawda komputerowego ekranu. Nie słychać tego wsród przechodniów na ulicy, bo ich cieszy - „że się robi”, i równoległy świat internetowych portali i mediów społecznościowych, jest dla nich czymś obcym. To już prawda ulicy, która Wójcickiego kocha.

Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że wszystkie te miejskie niedociągnięcia – kadrowe, inwestycyjne, wizerunkowe, a także brak wizji miasta za dekadę  i więcej – mają wspólny mianownik. Są jakby uszyte na miarę tego i właśnie takiego prezydenta. Jest więc dokładnie tak, jak sobie to wymyślił prezydencki spec od pubic-relations Adam Piechowicz. Jego klient ma dzięki temu poważny atut: nie jest Tadeuszem Jędrzejczakiem. Po trzech latach urzędowania, ujawniła się też poważna wada, której nie da się ukryć przed wszystkimi: nie jest Tadeuszem Jedrzejczakiem.

Właśnie. Trudno o przykład większego kontrastu pomiędzy obecnym prezydentem, a jego poprzednikiem, niż nieskuteczny nadzór nad realizacją strategicznych dla przyszłości miasta inwestycji: Centrum Edukacji i Biznesu, przebudowy Kostrzyńskiej oraz dyskontowania Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Jedna konferencja „gospodarcza” w teatrze i powierzenie nadzoru inwestycyjnego szefowi izby gospodarczej, to jeszcze nie otwartość i wspieranie przedsiębiorców. Prezydent Wójcicki jechał dotychczas pod prąd interesów lokalnych przedsiębiorców, a dziś próbuje to pudrować finansowanymi z ZIT-ów bankietami.

Cokolwiek wyjdzie jeszcze na jaw, ot choćby „tykająca bomba” w MG6 związana ze stuprocentowym wzrostem zobowiązań wymagalnych do ponad 8 milionów, jedno jest pewne: większości wyborców to nie isteresuje.

Dlaczego ? Bo jest prezydentem, który miał odwagę, by w mieście „paraelit” spod znaku Akademii Jakuba z Paradyża, chodzących – tu za eksdziennikarzem i specjalistą od mediów Wiesławem Ciepielą – „w zbyt dużych garniturach”, przestać mówić o stołeczności i ściganiu się o prymat z Zieloną Górą. Zaproponował przaśne „w sam raz”, i temu podporządkował swoją prezydenturę. Regularnie klęcząc przed biskupem, zaczesując grzywkę minister Elżbiecie Rafalskiej i na pokaz brzydząc się partiami politycznymi, wskoczył na falę społecznych sympatii, która niesie go po drugą kadencję.

On wie, że uśmiechnięte twarze Marty Bejnar-Bejnarowicz i Aliny Czyżewskiej w 2014 roku były wabikiem, ale emanująca z nich dzisiaj zawziętość i nienawiść, będą tylko odstraszać, i napędzać mu głosów. Życzy ich na listach każdej partii i każdemu komitetowi.

Nie kochają Wójcickiego syci i spełnieni, przedsiębiorcy i ambitni, ale jest kochany przez wszystkich innych. Głównie seniorów, dla których głoszenie banałów o przyszłości miasta za 15-20 lat, to futorologia. Ten młody prezydent jest ich spełnieniem, kimś w rodzaju zbiorowego wnuka, a jego mówienie o „dzisiaj”, zamiast o odległym dla seniorów „jutrze”, to szczyt wyborczych oczekiwań nad Wartą.

Pesymistyczne ? Ale przecież to włodarz sztucznie wykreowany przez Ludzi dla Miasta, a także część gorzowskich „paraelit”, które chciały mieć „prezydenta europejskiego”. Jędrzejczak nie był bez wad, i zmiana zapewne była już potrzebą czasu, ale istotne są intencje dla których pokochano Wójcickiego. One mają ten sam kolor i smak, co obecnie, gdy Wójcicki zdaje sobie sprawę, iż tym razem prezydentura nie przyjdzie tak łatwo. Kolejny raz uwalnia więc demony koniunkturalizmu, z tą różnicą, że wtedy obiecywał sponsorom „gruszki na wierzbie”, a dziś siegnął po drzewa z Raju – częstuje konkretnymi owocami, które zakazane nie są, ale skalane tak. Nie tak bardzo, jak transakcja z „Przemysłówką” i ścieżki prowadzące do niektórych prawników pracujących dla instytucji finansowych, ale jednak swąd przedwyborczego „pieczenia” czuć na odległość.

Kto wie, może w Ratuszu i przy uchu prezydenta Wójcickiego, bardziej niż doradcę Piechowicza, słychać „oficera prowadzącego” radnego Marcina Kurczynę, a może zza pudru i fasady miłego wszystkim prezydenta, wyziera prawdziwe oblicze cynicznego gracza. Prezydent tak wiele razy wykonywał sztuczkę z zakładaniem takiej lub innej maski, że dziwić może tylko to, że ten popisowy numer jeszcze działa.

Na dziś wiadomo, że Wójcicki rozwiązuje wiele problemów bardzo skutecznie, ale głównie te, które sam stworzył. Przykład pierwszy z brzegu: kontrakt dla znanej już w mieście firmy „Taumer”. Otrzymała dwustutysięczną karę za nieterminowość realizacji inwestycji, ale czym to jest przy milionach, które ta sama firma dostała w ramach robót dodatkowych.

Można zachęcać do tego, by dla dobra miasta, ludzie rozsądni nie szli na zgniłe kompromisy z ekipą prezydenta i hochsztaplerami udającymi lewicę z SLD, ale to bez sensu, bo niektórzy za dietę i „immunitet” przed zwolnieniem z pracy, zrobią dosłownie wszystko. Ich modus operandi, to „załapać się” i móc z diety spłacać kredyt, a nedzę tego segmentu ludzi, najlepiej ilustruje Klub Radnych Gorzów Plus. Pazerność i brak wstydu, to groźne połączenie, ale na tym paliwie jedzie połowa Rady Miasta. Szkopuł w tym, że prezydent i jego „oficer prowadzący” o tym wiedzą, i nie zawahają się tymi tępymi „narzędziami” zagrać, a wiadomo, że w kolejce do ratuszowych list wyborczych, stoją kolejni i to ze wszystkich stron politycznych.

Smutne, ale takie gorzowskie. Potrafimy zarzucać politykom z Zielonej Góry niemal wszystko, ale swoich nie rozliczamy. Wystarczą nam tacy „w sam raz” z Platformy Obywatelskiej i Gorzów Plus. Mierni, ale wierni...



Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...