Przejdź do głównej zawartości

"Raport o Stanie Miasta", czy Requiem dla Gorzowa ?

Warto w problemach szukać okazji, a w okazjach nie szukać problemów. Może warto zastanowić się głośno, jak będzie się żyło w mieście nad Wartą, jeśli mieszkańców nadal będzie ubywać, robienie interesów będzie nieopłacalne, a w przestrzeni publicznej, królować będą elity o twarzach niezmąconych myśleniem. Pewne jest jedno – będzie się tu żyło gorzej, niż w Winnym Grodzie. Wszystko dlatego, że brakuje intelektualnego fermentu, i ludzi z wizjami, wykraczającymi poza jedną kadencję.


Kiwanie głową ze współczuciem, że musiało komuś w życiu bardzo nie wyjść, skoro jeszcze mieszka w Gorzowie - to reakcja dosyć częsta u tych gorzowian, którzy już dawno wyjechali do Poznania, Szczecina, Wrocławia, a nawet Zielonej Góry. Na szczęście, są też tacy, choć niewielu wśród nich polityków, którzy szukają odpowiedzi, i próbują formulować strategie. Z tymi ostatnimi nie jest łatwo, bo stan miasta nie pozwala na wiele.

Marazm bierze się z tego, że miasto w istotnej części, zostało wypłukane z ludzi, którym chce się dla niego robić więcej, niż tylko czerpać z towarzysko-urzędniczo-politycznych układów, lub pobierać rajcowską dietę. W Gorzowie dominuje wszechobecna niemoc, a wykreowanie jakiejkolwiek zmiany jest trudne, bo miasto jest polem ścierania się wpływów, wielu różnobarwnych politycznie koterii.

Ludzie, którzy jeszcze tu zostali, i mogliby się zająć promocją, poszukiwaniem inwestorów, pozyskiwaniem środków zewnętrznych, kulturą, inicjowaniem wydarzeń na skalę ogólnopolską, spotykają się z murem stronników z klubu o nazwie „W sam raz”.

Na szczęście, są też tacy, którym chce się więcej, i przygotowali „Raport o Stanie Miasta”. Mowa członkach Gorzowskiego Klubu Dyskusyjnego m.in. o: radnej Martcie Bejnar-Bejnarowicz, dr Piotrze Klatta oraz dr Arnoldzie Siwym. Zorganizowana przez nich debata, a przede wszystkim przygotowany raport, były takie jak organizatorzy: merytoryczne, pełne faktów i wynikające z troski o sprawy miasta. Ogień silnych i gorących danych, nie roztopi jednak lodowca niezrozumienia miasta i zimnych kalkulacji, że liczy sie tylko „teraz”. Godne pochwały jest to, że udało im się zgromadzić w jednym miejscu, blisko setkę obecnych i byłych radnych, eksprezydentów i wiceprezydentów, przedsiębiorców, komentatorów oraz liderów opinii.

Było o czym rozmawiać, bo przygotowany na podstawie danych GUS, BIP oraz Ratusza „Raport o Stanie Miasta”, nie pozostawia wątpliwości: całe to gadanie miejskich „elit” o akademickości, udawana troska o to, by młodzi nie wyjeżdżali, a także pozorowanie dbałości o już obcenych i nowych inwestorów, to mrzonki. Tanie i pobożne życzenia, które nic nie kosztują tych, którzy je wygłaszają. Na szczęśćie, autorzy raportu byli do bólu szczerzy.

Miasto się wyludnia, i nie jest atrakcyjne turystycznie

Miasto nad Wartą mocno się wyludnia, a potwierdza to minusowy przyrost naturalny na poziomie 1,2 proc. Nie jest to niczym wyjątkowym, taka jest tendencja ogólnopolska w miastach wielkości Gorzowa. Gdyby nie fakt, że tu dramatycznie spada liczba osób w wieku produkcyjnym, poprzez szybki wzrost osób w w wieku poprodukcyjnym. „To poważny problem dla przedsiębiorców, ale też władz miasta. Pierwsi nie będą mieli pracowników, a drudzy przychodów z tytułu podatku dochodowego. To wymaga specjalnej strategii” – stwierdził dr Arnold Siwy.
           
        Gorzów mocno odstaje pod tym względem od Zielonej Góry, ale Winny Gród uciekł mu także w wielu innych obszarach. W strategii miasta zapisany jest rozwój turystyki. Tymczasem, ze wszystkich miast podobnych wielkością, to nad Wartą jest najmniej miejsc noclegowych. Tu nie dorasta Zielonej Górze do pięt, bo z liczbą 0,8 obiektów hotelowych na 10 tysięcy mieszkańców, przy 1,58 w południowej stolicy, plasuje się na samym końcu w Polsce. „Dlaczego tak jest ? Bo są niepotrzebne” – odpowiedział Siwy.

Mieszkania potrzebne są wszystkim, ale i tutaj rządowa stolica oddaje pola tej samorządowej. Co roku w Gorzowie oddawanych jest do użytku ok. 40 mieszkań na 10 tysięcy mieszkańców, podczas gdy w Winnym Grodzie jest to aż 82 mieszkania. „Gorzów nie zdecydował się wejść do programu <Mieszkanie Plus>, a Zielona Góra zadeklarowała to, jako jedna z pierwszych” – skonstatował dr Siwy.

Tu się nie opłaca pracować i robić interesów

Z raportu wynika, że kluczowymi problemami miasta, porównując je do Zielonej Góry, są: ujemna rentowność przedsiębiorstw, wysokie koszty uzyskania przychodu, niski poziom wynagrodzeń, a także mała atrakcyjność miasta dla turystów i inwestorów.

Atut Gorzowa, to niski poziom bezrobocia: w Gorzowie 3,1 proc. a w Zielonej Górze 4,1 proc., co jednak nie przekłada się na ilość ofert pracy. 

Jest mniej ofert pracy, a jeśli już jakaś jest, to za niskie wynagrodzenie. Te nad Wartą jest najniższe w Polsce, bo wynosi 3670 zł brutto, podczas, gdy w Zielonej Górze jest to 3919 zł. „Z makroekonomicznego punktu widzenia, sytuacja w której jest tak niskie bezrobocie, a jednocześnie najniższe wynagrodzenia, nie powinna się zdarzyć” – uważa dr Siwy. Teorii na wyjaśnienie tego zjawiska jest wiele, a jedna zdaje się dominować: miasto pustynnieje i jest coraz mniej atrakcyjne, także mieszkający tutaj potencjalni pracownicy.

Łatwo nie mają przedsiębiorcy, bo z przedstawionych danych wynika, iż wskaźnik poziomu kosztów całkowitch działalności gospodarczej, wynosi 99,9 procent w Gorzowie, i 94,1 procent w Zielonej Górze. Co to oznacza ? Głównie tyle, że w Gorzowie się nie zarabia, bo całość przychodów, zżeraja jej koszty. Najlepiej widać to na przykładzie wskaźnika rentowności sprzedaży, który nad Wartą wynosi minus 0,4 proc, a w samorządowej stolicy plus 5,3 procent. „Cała gorzowska gospodarka jest na minusie” – puentuje dr Siwy.

Nie ma żartów, bo istotne znaczenie mają konsekwencje tej sytuacji. Budżet miasta jest skonstruowany z udziałów w podatkach. Jeśli nie ma podatków dochodowych, mniejszy jest też miejski budżet. Ujmując rzecz inaczej: jeśli nie uda się stworzyć szybko prawdziwej strategii dla miasta, gospodarka będzie słabnąć, a miejski budżet maleć z roku na rok.

Nad Wartą dużo się planuje, ale z wykonaniem słabiej

Były wójt Deszczna, a obecnie prezydent  Jacek Wójcicki, pouczał niedawno doświadczonego prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego, cytatem z Marka Twaina: „Jest kłamstwo, wierutne kłamstwo i statystyki”, ale raport gorzowskich ekspertów pokazuje, że po stronie włodarza z Winnego Grodu są fakty, a atutem tego pierwszego, jedynie kłamstwa i pobożne życzenia.

Wydatki inwestycyjne w latach 2014-2016 w „ogródku” prezydenta Kubickiego, były o ponad 120 milionów większe, niż w Gorzowie. Gorzów jest pod tym względem na ostatnim miejscu wśród wszystkich miast na prawach powiatu w Polsce. „Bo ci z Falubazów nam zabierają” – ktoś powie, ale to Twainowskie „wierutne kłamstwo”.

W Gorzowie są pieniądze, tylko nie ma samorządowych menadżerów, którzy by potrafili je inwestować i wydawać. Przykład: w 2016 roku planowano wydać 660 milionów, ale zrealizowano z tego jedynie 592 mln. Obecnie, miasto ma ponad 50 milionów wolnych środków, których nie inwestuje, ze szkodą dla przyszłości miasta. Ta nadwyżka bierze się stąd, że nie są realizowane wydatki inwestycyjne. Nawet w tak propagandowych obszarach, jak program budowy chodników „Tuptuś”. W 2016 roku zaplanowano na jego realizację 250 tysięcy złotych, i tak miało być w kolejnych latach, lecz zrealizowano jedynie na poziomie 39 238 tysięcy. Potrzeby istnieją, są zdiagnozowane, ale nie ma wykonania.

Te pieniądze były planowane do wydania na rzecz mieszkańców, ale tak się nie stało. Najlepiej widać to w kontekście zaplanowanych i zrealizowanych inwestycji. W Zielonej Górze poziom planowania oraz wykonania w 2017 roku, to poziom 86 procent, a w Gorzowie tylko 60 procent, i to przy sporej zasłudze ponaglającej marszałek Elżbiety Polak.

Gorzowianie lubią jeździć, ale nie do instytucji kultury

Co dziwne, w kontekście niskich zarobków gorzowian, miasto jest absolutnym liderem pod względem liczby zarejestrowanych samochodów. 539 pojazdów na 1 tysiąc mieszkańców w Gorzowie, przy 505 w Zielonej Górze, to wynik plasujący miasto nad Wartą w ścisłej czołówce w Polsce. Wyjaśnieniem tego fenomenu może być to, że istotna część mieskańców, w Gorzowie tylko mieszka, a pracuje tam gdzie lepiej płacą. Faktem jest to, że ta liczba jest mniejsza tylko od Opola, które jest miastem dosyć bogatym, a także posiadajacym silne związki z Niemcami.

Tyle radości, bo posiadanie samochodu, nie musi oznaczać, że będzie on w Gorzowie służył do czegoś więcej, niż tylko zarabiania pieniędzy. Z przeprowadzonych przez dr Piotra Klattę badań, wynika, iż tylko 10 proc. gorzowian korzysta z płatnych wydarzeń kulturalnych. W Zielonej Górze jest to aż 89 procent. Przodujemy za to w poziomie wypijanego alkoholu, czego jednak nie da się zaliczyć do płatnej kultury.

Są fabryki, ale korzystają głównie one. Miasto nie...

       W mieście, gdzie robić interesy jest trudno, a mieszkańcy nie mają wyszukanych gustów, nie powinno nikogo dziwić, że przedsiębiorcy nie kreują niczego innowacyjnego, a jedynie to, co bieżąco przyniesie im przychód.
             
       Ilustrują to badania dr Łukasza Grzesiaka, specjalizującego się m.in. w analizie powiązań biznesowych. Wynika z nich, że aż 86 procent gorzowskich przedsiębiorców, w swojej działalności biznesowej, nie kieruje się żadną ideą. Ich jedynym celem jest zapewnienie sobie pracy i dochodów. Więcej, gorzowscy przedsiębiorcy w żaden sposób – poza oferowanymi niskopłatnymi miejscami pracy – nie korzysta z faktu istnienia fabryk w K-SSSE. Te firmy nie mają żadnych powiązań z lokalnym biznesem.

Wnioski

Jest trochę za późno, ale lepiej późno, niż wcale. Jest wielce prawdopodobne, że czytając ten tekst, wielu się wkurzy, albo przynajmniej zechce zrobić więcej, niż dotychczas.

W Gorzowie brakuje fermentu intelektualnego. Tylko z tego może się coś urodzić” – uważa dr Arnold Siwy. „Nie mamy żadnego interesu bycie w Lubuskiem. Gdybyśmy mieli biegun wzrostu, którym nie jest dla nas Zielona Góra, a mogłaby być Wielkopolska, zdarzyłoby się wiele dobrych rzeczy” – to recepta byłego polityka, wizjonera i przedsiębiorcy Jacka Bachalskiego. „Dane są dramatyczne. Może zabrzmi to brzydko, ale tylko się napić lub szybko zmienić te negatywne tendencje” – żartował, ale na poważnie, radny i mecenas Jerzy Synowiec.

Piszący te słowa uważa, że ucieczka z Gorzowa młodych, jest czymś negatywnym, ale oczywistym. Nie ma co z tym walczyć. Może lepiej w problemach szukać okazji, a w okazjach nie szukać problemów. Zamiast hali sportowej, lepiej pomysleć o ośrodkach pogodnej jesieni, by młodzi opiekowali się tam starszymi – z Polski i Niemiec. Wizja miasta przyjaznego dla seniorów, może być atrakcyjniejsza, niż Rzeszów jako miasto innowacji.

Ale kogo stać tu na myślenie dalej, niż poza kadencję ? Kilkudziesieciu jest, więc może warto, zamiast się kłócić o bzdury, zacząć ferment intelektualny w interesie miasta ? Pierwszy krok został zrobiony... 


Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...