To będzie rok politycznie przełomowy, ale nie wszystkie gwiazdki lubuskiej
polityki, będą świecić identycznie. Jedne mocniej, nawet oślepiając światłem,
inne ledwo dostrzeżemy. Rzecz w tym, że niektórych spisano na straty – a rozbłysną
ponownie, inni wciąż będą uwodzić – ale mniej, lub całkiem w innej galaktyce.
Będą też niespodzianki, i dlatego warto powróżyć z politycznych fusów...
ELŻBIETA RAFALSKA
Robi wielką karierę w Warszawie, ale ciagle robi coś dla regionu,
szczególnie dla Gorzowa. Szukając dla siebie miejsca w przyszłości, najbardziej
by się widziała w Ratuszu.
Teorii jest wiele, ale możliwości
tylko dwie: nadal pozostanie ministrem rodziny, pracy i polityki społecznej,
lub – po przejęciu jej resortu przez wicepremier Beatę Szydło - obejmie „gorący fotel” ministra zdrowia. Wszystkich
może zaskoczyć decyzją, która dla wielu może być dziwna, ale nie dla Elżbiety Rafalskiej, która nawet w roli
konstytucyjnego ministra, najlepiej czuje się nad Wartą. Jej ewentualny start w
wyborach na prezydenta Gorzowa, byłby niezrozumiały dla wyrachowanych
politykierów, lecz zrozumiały dla tych, którzy znają ją od lat. Po pierwsze –
blask jej gwiazdy o nazwie „500+” świeci zbyt mocno, co jest dobre dla niej
samej, ale niekoniecznie dla głównego autora programu Jarosława Kaczyńskiego. Po drugie – ma już 62 lata, jest babcią, rodzinne
kłopoty, i nie jest tajemnicą, że rodzina jest dla niej wartością większą, niż
wielka polityka. I wreszcie po trzecie – sporo dla Gorzowa w ostatnich dwóch
latach zrobiła, i pomysłu zostania prezydentem, nigdy nie porzuciła. Jej
ewentualny start w 2018 roku byłby formalnoscią, wybory plebiscytem, a wynik do
przewidzenia.
ELŻBIETA POLAK
Kluczowe w ocenie jej politycznej kariery jest osiem udanych lat w roli
marszałka województwa. To atut, który może dać Platformie Obywatelskiej
zwycięstwo w 2018 roku.
Ona sama, teoretycznie już nic nie musi, ale wszyscy
wiedzą, że bardzo liczy na miejsce w Senacie. Co prawda, nie w tym roku, lecz
rok później, ale sporo będzie zależeć od tego, co wydarzy się jesienią. Wewnątrzpartyjne
harce Krystyny Sibińskiej dobiegły już dawno końca. Mało kto w lubuskiej Platformie Obywatelskiej
wątpi w to, że poparcie dla tej partii, to konsekwencja dobrych rządów Polak. Innym
fenomenem jej marszałkowania jest to, że udało się jej zminimalizować konflikty
na linii Północ – Południe do minimum, a swoim dawnym antagonistom: na przykład
Jerzemu Ostrouchowi i Robertowi Surowcowi, zamknąć usta,
dobrze płatnymi posadami w Szpitalu Wojewódzkim. Marszałek Polak, to wciąż najważniejszy
urzędnik w regionie. Razem z Marcinem Jabłońskim, Waldemarem Sługockim, Robertem Dowhanem i Władysławem
Komarnickim - ikony wciąż zdolne przyciągać wyborców.
JANUSZ KUBICKI
To absolutny gigant zielonogórskiej polityki. Nikt się raczej nie zastanawia,
czy zostanie wybrany na kolejną kadencję, ale czy stanie się to już w pierwszej
turze. Według większości obserwatorów, zdecydowanie tak.
Ktoś jest zdziwiony ? Raczej nie,
a najmniej zielonogórzanie, którzy nie obserwowali w swoim mieście, takich
problemów z inwestycjami, jakie były udziałem gorzowian. Najlepszą wizytówką
prezydentury Janusza Kubickiego jest
tegoroczny budżet miasta, a „creme dl la
creme” tej kadencji, już prawie ukończona i perfekcyjnie wykonana ulica
Bohaterów Westerplatte. Jego gwiazda będzie świecić nie tylko w 2018 roku, ale
również w encyklopediach Zielonej Góry. Konkurowanie z nim, to pławienie się
odbitym od niego światłem. Na inny sukces, szans nie ma żadnych.
WALDEMAR SŁUGOCKI
Jest na fali wznoszącej i jeśli nadal będzie słuchał, zajdzie daleko,
choć już dzisiaj osiągnął bardzo wiele. Ważne, by grając na siebie, nie
zapomniał o partii, a szczególnie talentach ukrytych w drugich i trzecich
szeregach.
Narcyz, karierowicz, miłośnik gadżetów i „przewodniczący z teczki” – tak określają
Waldemara Sługockiego złośliwcy oraz
ci, którzy przyglądają się jego karierze z dystansem. Choć zainteresowany sam
niejednokrotnie dostarczał im amunicji, to rzetelność wymaga wyjaśnienia, że
tego typu opinie, to jednak margines. Zdecydowanie więcej jest tych, którzy
widzą w nim kompetentnego parlamentarzystę, wykształconego polityka, i doskonały
materiał na regionalnego „celebrytę”.
W sumie najważniejsze, że egzamin w roli
komisarza Platformy Obywatelskiej zdał na piatkę, za co – trochę przy pomocy
dyrektywy z centrali – wybrany został przewodniczącym. W 2018 roku będzie osobą
kluczową, bo to od niego osobiście, choć formalnie od zarządu regionu PO,
zależeć będą kariery wielu radnych i urzędników.
WADIM TYSZKIEWICZ
Jedyny w Lubuskiem polityk, który wie do czego służy Facebook i
skutecznie używa go do komunikacji z mieszkańcami. Byłby to problem, gdyby nie
to, że ma się czym chwalić.
Gwiazda Wadima Tyszkiewicza nie gaśnie od lat, a Nowa Sól już od dawna jest
lubuskim symbolem samorządowego sukcesu. Nie inaczej będzie w 2018 roku, gdy w
wyborach da łupnia PiS-owskiemu „Carringtonowi”, i zostanie prezydentem po raz
piąty z rzędu. Jeśli szukać analogii, to najlepszą jest chwalony w kraju i na
świecie, prezydent Rzeszowa Tadeusz
Ferenc. Obaj nie muszą się z niczego tłumaczyć, efekty ich pracy widać
gołym okiem.
BOGUSŁAW WONTOR
Nie ma politycznej drogi bez niebezpiecznych zakrętów. Politycy, którzy
na każdym zakręcie wyrzucają lepszych od siebie, nie powinni siedzieć z przodu,
a tym bardziej dotykać kierownicy.
Lider SLD z głównego nurtu wypadł
już dawno, ale od jakiegoś czasu, czuje wiatr w żagle. Wszystko za sprawą
sondaży, które dają tej partii od 3 do 4 miejsc w Sejmiku Województwa. To
gwarantuje udział we władzy – z kimkolwiek: PiS-em lub PO. Zapomniał jednak, że łatwiej zerwać bal awanturą, niż
przywrócić na nim dobry nastrój. Po kilku latach jego liderowania, chętnych do
tanga na wyborczych listach, musi szukać poza partią, bo najlepszych „tancerzy”
już dawno wyrzucił. Z braku własnych kandydatów na włodarzy miast, peregrynuje
po niezależnych, i opowiada, że są lewicowi. Właściwie nie ma wyjścia, bo sam już niczego nie wygeneruje, a
chcąc udowodnić przydatność SLD i siebie samego, musi współpracować z osobami
niezależnymi. Radosław Brodzik czy Tomasz Nesterowicz, robią to bezinteresownie
od dawna, Wontor musi udawać. Lekceważyć
go nie warto, bo w 2018 roku będzie w grze.
JACEK WÓJCICKI
Wypolerowanie jego prezydentury w ostatnim roku urzędowania, będzie
prostsze, niż jej zohydzenie. Bez większego ryzyka, można postawić dolary
przeciw kasztnom, że w 2018 roku, mieszkańcy powierzą mu stery miasta.
Gorzowska opozycja błędnie
zakłada, iż mieszkańcy kupią w ciemno narrację o inwestycyjnym bałaganie i
zaniechaniach. Teretycznie, teza ma swoje podstawy i łatwo znaleźć na jej
potwierdzenie dowody, lecz zrozumiałe tylko dla zorientowanych. Szkopuł w tym,
że przeciętny mieszkaniec Gorzowa, a jest ich zdecydowana większosć, nie
biędzie się bawił w niuansowanie. Jeśli nie wystaruje Elżbieta Rafalska lub Władysław
Komarnicki, prezydent Wójcicki kolejną, 5-letnią już kadencję, ma w
kieszeni.
ŁUKASZ MEJZA
Angażując się w budowę struktur Bezpartyjnych, kolejny raz potwierdza,
że ta idea nie jest dla niego „wytrychem”
do wielkiej polityki, lecz sprawą najwyższej wagi.
Megaaktywny podczas sesji Sejmiku
Wojewódzkiego, profesjonalny w wywiadach i social mediach, a przy tym aktywny
poza siecią i obiektywem aparatu fotograficznego. Po trzech latach, odkąd
został najmłodszym radnym sejmiku, należy w regionie do samorządowców, którzy
coś tworzą, nie pełniąc jedynie roli „tworzywa” dla innych. Inspiruje do
działania innych, pokazując siłę drzemiącą w posiadaniu mandatu radnego
województwa. Jego historia polityczna, to materiał na poradnik, jak być
skutecznym samorządowcem. I choć do mediów tradycyjnych nie jest zapraszany
często, jest o nim głośniej, niż o tych, którzy z redakcji nie wychodzą. Jeśli
Bezpartyjni w 2018 roku odniosą sukces, będzie to również sukces jego osobisty.
MARCIN JABŁOŃSKI
Jego pozycja jest wprost proporcjonalna do pozycji Grzegorza Schetyny,
a ta jest i będzie w 2018 duża. Trudno ocenić, kto bardziej potrzebuje kogo:
Jabłoński Platformy Obywatelskiej, czy ona jego.
Poza marszałek Elżbietą Polak, bardziej dla regionu
zasłużonych w tej partii nie ma. Posiada wszelkie predyspozycje ku temu, by
dawać sobie radę w biznesie, ale od ponad dwudziestu lat z powodzeniem błyszczy
w przestrzeni publicznej. Tu zbudował sobie imponujące Curriculum Vitae: to
publiczne – znany wszystkim, a także to nieformalne – znane nielicznym. Miał
obiecaną reelekcję w roli marszałka w 2010 roku, ale w wyniku nieuczciwego
zagrania ówczesnej baronessy Bożenny
Bukiewicz, musiał się oblizać smakiem. „Oliwa
zawsze sprawiedliwa” – głosi stare powiedzenie, a już za niespełna rok,
jego wielki „come back” do Urzędu Marszałkowskiego, będzie możliwy. Raz już
zaskoczył, gdy Donald Tusk powołał
go na stanowisko wojewody lubuskiego, o czym nie wiedziała nawet ówczesna
szefowa PO. Dzisiaj, wszystko wydaje się być poukładane, i jeśli „dobra zmiana” nie urośnie w rajcowskie
szable, fotel starosty słubickiego, zamieni na ten marszałkowski.
OLIMPIA TOMCZYK-IWKO
Antysystemowcy swój prezent już dostali. Lubuską Joanną d’Arc została
polityczka z Zielonej Góry, a KUKIZ’15 odzyskał w tym regionie wiarygodność.
Dwa lata czekała na swój czas,
ale nie był to okres zmarnowany – poznała blaski i cienie polityki. Była często
zdradzana, a ostatnio jest obiektem licznych adoracji. Nie ma się czemu dziwić,
Paweł Kukiz to w polskiej polityce
wciąż mocna karta. Na tyle mocna, by wejść do Sejmiku Wojewódzkiego, lub jednej
z rad miejskich. Olimpia Tomczyk-Iwko, to lubuska „wunderwaffe”, i antysystemowi wyborcy, raczej się nie zawiodą.
TOMASZ MOŻEJKO
Platformerski niedobitek, romansujący przez chwilę z antysystemowcami,
a od kilku dni negocjujący dla siebie miejsce w przyszłorocznych wyborach do
Sejmiku Wojewódzkiego, z list lewicy.
Poza dyskusją, w lubuskiej
polityce jedyny facet, który „kuma” o
co w niej „kaman”. Jak przystało na
wersję „po przejściach”, jest mocno
zdeterminowany, by nie wypaść poza margines polityki, gdzie osobiście wysłał
już wielu. Jest zabójcą wielu karier, ale w 2018 roku, po lewicowym liftingu,
swoją uratuje. Więcej, jeśli Platformie Obywatelskiej zabraknie głosów,
zostanie w Sejmiku Wojewódzkim jej koalicjantem. Co ciekawe, w okręgu wyborczym,
zmierzy się ze swoim wrogiem numer jeden – Marcinem Jabłońskim. Potem, będą
musieli się jakoś ułozyć.
JERZY SYNOWIEC
Najbardziej wyrazisty i najmniej poprawny politycznie samorządowiec w
regionie. Ustępuje tylko prezydentowi Nowej Soli. Zalicza się w regionie do
wąskiego grona ludzi, którzy politycznie ważą bardzo dużo, ale nic nie musi.
Namawiany do kandydowania na
prezydenta Gorzowa, konsekwentnie odmawia. Wiadomo jednak, że Jerzy Synowiec, byłby wymarzonym liderem
ponadpartyjnego komitetu do Rady Miasta, dosłownie dla wszystkich. Jego siła
nie wynika z pozycji politycznej w rozumieniu partyjnym, ale dorobku
zawodowego.
BARBARA MARCINÓW
Duma ruchów miejskich w Zielonej Górze. Od dawna niesie w Winnym Grodzie
ruchomiejską „dobrą nowinę”, stając
się jej ambasadorką oraz najbardziej rozpoznawalną przedstawicielką.
W swoim gatunku bezkonkurencyjna.
Osobistym urokiem i wdziękiem, błyskotliwą inteligencją oraz obecnością
wszędzie tam, gdzie wymaga tego dobro sprawy, wniosła dyskurs o sprawach miasta
bez wielkiej polityki, na wyższy poziom. Razem z innymi działaczkami i
działaczami, zrobią w 2018 roku sporo konstruktywnego hałasu, a może nawet
sięgną po rajcowskie mandaty. Na zdrowie dla polityki.
ROBERT SUROWIEC
Polityk nudny, wycofany i trochę „przykurzony”
– mówią niektórzy. Nie warto spisywać go na straty, bo jest ambitny, a i
kompetencji odmówić mu nie można.
Jeśli Platforma Obywatelska go „odkurzy”, będzie ją reprezentował jako
kandydat na prezydenta Gorzowa. Nie dlatego, że jest najlepszy, lecz
najbezpieczniejszy, by pod nosem Krystyny
Sibińskiej, nie wyrósł za bardzo nikt inny. To może być dobry ruch, i „strzał w kolano” szefowej PO, bo nie od
dziś wiadomo, że jego ambicje sięgają Wiejskiej. Start w wyborach, to doskonały
pomysł, ale wymaga odwagi, której R. Surowcowi może zabraknąć. Warto
poobserwować i poczekać, może nie będzie miał wyjścia.
TOMASZ NESTEROWICZ
Terii jest kilka. Jedna głosi, że do polityki powinni iść najlepsi z
nas – absolutna śmietanka, ludzie sięgający wyobraźnią dalej, niż zwykły
śmiertelnik. Teoria druga głosi, iż powinni tam mieć swoje miejsce zwykli
ludzie
Potencjalny kandydat
zielonogórskiej lewicy na prezydenta Winnego Grodu, jest połączeniem tych dwóch
teorii jednocześnie. Z Januszem Kubickim
nie wygra, ale jeśli Bogusław Wontor
zakończy wyniszczającą wojnę z Tomaszem
Nesterowiczem, będzie to dobry początek odbudowy pozycji SLD w mieście, gdzie
silna była od zawsze. Ten ostatni, stanie się tego renesansu symbole. Skorzysta
i Wontor, i Nesterowicz, i cała lubuska lewica.