Przejdź do głównej zawartości

Klasa gorzowskiego polityka: brak poglądów i celów

Na horyzoncie gorzowskiej polityki - wielkie emocje, bo bez względu na treść orzeczenia Sądu Apelacyjnego w sprawie prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, czekają nas nowe wybory lub kolejne referendum. Tymczasem, polityczny światek jest jaki był, tutaj nic się nie zmieniło od lat: wciąż te same nazwiska, podobne podziały i opinie, ten sam sposób działania. Tylko oryginalności
i szczerego oddania, jakby trochę mniej...
Poniedziałkowe wydanie dziennika aglomeracji gorzowskiej 66-400
Uczciwie stwierdzę, że najpierw myślałem iż moim dawnym znajomym z polityki coś się niezwykłego stało, że zachorowali lub przeszli jakąś metamorfozę, a co za tym dalej idzie - mniej mówią o swoich poglądach, programach, koncepcjach oraz celach. Potem naszło mnie, że może chcą ustąpić więcej miejsca młodym. Nic z tych rzeczy. Teraz wiem, że to nie jest cudowna przemiana i chęć wyciszenia się, ale cyniczna gra i strategia w duchu: „Tisze budiesz, dalsze jedziesz”. Niby rozsądne, ale wyborcy oczekują więcej.  W mojej politycznej młodości niezmiernie bawił mnie dowcip o kampaniach wyborczych, które podobno niczym się nie różnią od cukrowych. „Tu buraki i tu buraki” - rechotał kolega, dziś ważna gorzowska persona, który mi go opowiadał. To co obserwujemy w naszej lokalnej polityce, ale nie tylko, to masowa i niemal zorganizowana ucieczka od klasycznego uprawiania polityki, gdzie różnorodność i odmienność zdań, nawet lub przede wszystkim, wewnątrz własnego ugrupowania, były atutem i zaletą, a nie powodem do marginalizowania. Jeszcze kilka lat temu taka postawa zostałaby zinterpretowana jako polityczna dyskwalifikacja. Ale dziś, takie pojęcia jak odwaga myślenia, konsekwencja w działaniu czy polityczna determinacja, to raczej balast i wada, niż zaleta i atut.  Przykro stwierdzić, ale wydaje się, że gorzowscy politycy mają przed sobą tylko dwa cele. Jeden jest krótkookresowy – to jest być zapraszanym do Radia Gorzów, występować raz na jakiś czas w regionalnej telewizji oraz być wymienianym w gazetach. Drugim celem jest utrzymanie pozycji, nie podpadnięcie kierownictwu partii oraz znalezienie się na liście wyborczej przed kolejnymi wyborami. Tak, to prawda: gorzowska klasa polityczna zaczęła się charakteryzować tym, że coraz bardziej tej klasy jest pozbawiona. Jeśli któryś z gorzowskich polityków miał klasę, to wyszedł z partyjnych struktur sam -jak Paweł Leszczyński, zostaje z nich subtelnie, acz konsekwentnie, wypraszany - jak czyni  się to w stosunku do b. prezydenta miasta i senatora Henryka Macieja Woźniaka, lub - mimo wyborczej legitymacji oraz posiadanej wiedzy i kompetencji – taki polityk wycofuje się na dalsze pola sam, zajmując się pracą merytoryczną poza miastem - jak to jest w przypadku posła i członka Krajowej Rady Prokuratorów Witolda Pahla. Inaczej mówiąc - bez odpowiednio dużej dawki serwilizmu, lizusostwa i umiejętności łamania sobie kręgosłupa, aktywność w ramach partii politycznej jest niemożliwa. Wiedzą o tym doświadczeni wiarusi. W sukurs miejscowym politykom poszedł Jacek Bachalski oraz Jan Kochanowski ze Stowarzyszenia "Tylko Gorzów". Głoszą potrzebę ponadpartyjnej płaszczyzny, która pozbawiona będzie partyjnej legitymacji. Tylko, że trudno uwierzyć, aby lokalną politykę mogli zmienić ci, którzy od lat ją utrwalali w takiej formie, jak istnieje obecnie, tworzyli struktury i lokalne koterie oraz promowali głównie siebie lub swoje rodziny i znajomych. Korporacje adwokackie to nic lub przysłowiowy „pikuś” przy tym, jak bardzo skostniała i hermetyczna jest struktura gorzowskiej polityki. Deregulacja i wpuszczenie na listy wyborcze?  Dla przeciętnego mieszkańca  synonimem zmian w gorzowskiej polityce są „podmiany” typu Łukasz za ojca  Waldemara Szadnego, Maciej za bratanka Arkadiusza Marcinkiewicza, Krzysztof za teścia Jana Kochanowskiego i tak dalej… Problem z gorzowskimi politykami polega nie na tym, że z niewielkimi wyjątkami – do których należy Robert Jałowy, Marek Surmacz czy Grażyna Wojciechowska – mówią i robią to co wypada, a nie co potrzeba, ale iż w ogóle oduczyli się robić i mówić rzeczy pożyteczne i dobre dla społeczeństwa. Potrafią być aktywni i ambitni w mediach, gdzie potrzebni są tak sobie oraz bezpłciowi i leniwi na posiedzeniach Rady Miejskiej czy Sejmiku Wojewódzkiego, gdzie ich wizje potrzebne są jak najbardziej. I tu najbardziej śmieszą i irytują nie tylko radykalni oponenci prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, ale również jego dawni admiratorzy z Platformy Obywatelskiej oraz SLD, którzy przez lata „ślizgali się” na jego odważnych działaniach, chętnie uczestniczyli w kolejnych otwarciach i „pierwszych łopatach”, a dziś wycofują się lub kontestują jego każde słowo i działanie…
ROBERT BAGIŃSKI
Tekst ukazał się dzisiaj w papierowej wersji dziennika 66-400.pl

Popularne posty z tego bloga

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Komarnicki chce być kanonizowany ! Ale najpierw celuje honorowego obywatela ...

Były komunistyczny aparatczyk w drodze po kolejne zaszczyty. Lokalni decydenci zastanawiają się,  czy nie będzie to pierwszy krok do żądania koronacji lub rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego. Bardziej wtajemniczeni obawiają się nawet, czy rezygnacja z urzędu biskupa diecezjalnego przez Stefana Regmunta, to nie jest pierwszy krok w drodze PZPR-owskiego aktywisty po zaszczyty kościelne...                      ...bo skoro Władysławowi Komarnickiemu nie wystarczają już zaszczyty świeckie, to jest obawa iż sięgnie po te, które dotychczas zagwarantowane były głównie dla duchownych. W tym wieku i tak „ już nie może ”, a żonę bez problemu mógłby umieści ć w klasztorze sióstr klauzurowych w Pniewach. Fakty są takie, że do przewodniczącego Rady Miasta Roberta Surowca wpłynęły cztery wnioski o nadanie W. Komarnickiemu tytułu „ Honorowego Obywatela Gorzowa Wielkpolskiego ” i gdyby nie rozsądek niekt...

Znamy Jerzego i Annę, a teraz jest także Helenka Synowiec

Dzieci z polityką nic wspólnego nie mają, ale gdy w rodzinie wybitnych prawników i znanych polityków pojawia się piękna córka, nie jest to temat obojętny nad Wartą dla nikogo. Mecenas Synowiec ma powody do radości, jego urocza żona i matka Anna jeszcze więcej, a mieszkańcy Gorzowa powinni mieć nadzieję, że za kilkanaście lat, także ich córka mocno dotknie Gorzów swoją obecnością... ...bo choć dzisiaj Helenka Synowiec jest jeszcze osobą nieznaną, to za kilka lat będzie bardzo obserwowaną. Jednych takie podejście irytuje, ale ponad wszelką watpliwość w Gorzowie nikt z nazwiskiem „Synowiec”, nie może być kimś przeciętnym. „ Przedstawiam Wam nowego członka mojej rodziny córeczkę Helenkę – gorzowiankę, która urodziła się 11.10.2016 r, o godz. 8:35 ” – ogłosiła na portalu społecznościowym Anna Synowiec . Ktoś powie, że to nie temat, ale to jest właśnie temat, gdyż nikt z bohaterów nie jest przeciętny: ani ojciec, ani matka, ani nawet córka.          ...