Platformerskie korytarze huczą od komentarzy po wyrzuceniu z partii
byłego szefa Sejmiku Wojewódzkiego, a on sam dostarcza swoim przeciwnikom
argumentów do sprawnego wyjaśniania, że decyzja była nie tylko słuszna, ale
wręcz konieczna. Ten ruch pokazał przy okazji siłę z jaką polityka miota jej
nielojalnymi aktorami. Nikt w odniesieniu do Możejki nie bawił się w
subtelności typu nagana lub zawieszenie, ale od razu uderzono cepem – z siłą
kowalskiego młota oraz precyzją zegarmistrza...
![]() |
FOT. TV Zielona Góra |
...a jego
postękiwania w mediach - już po wyrzuceniu z partii - powodują, że teraz wiatr
będzie wiał w żagle komisarza Waldemara
Sługockiego, a Tomasz Możejko
jest już dla wszystkich zbędnym balastem i ciężarem. Publicznie odgrażając się
powołaniem nowej partii w kontrze do Platformy Obywatelskiej, potwierdza tylko
tezę, że od zawsze miał manię przypisywania sobie większej roli, niż ta, którą
rzeczywiście posiadał i posiada.
„Powstanie nowa partia centro-demokratyczna,
odwołująca się do fundamentalnych zasad Platformy Obywatelskiej bez
<schetynowców i wszelkich sfrustrowanych osobników, którzy bazują na
szowiniźmie i tolerancji. Ta nowa partia może wygrać wybory do samorządu i
parlamentu” – odgraża się Możejko, co doskonale ilustruje stan jego umysłu
oraz zaskoczenie jakim było wyrzucenie z partii.
Można by taką
reakcję uznać za godną pochwały deklarację „silnego
lidera”, gdyby nie to iż właśnie okazało się, że magia mitu o skuteczności
Możejki zbudowana była na opowieściach, które sam kreował i rozpowszechniał.
„Ma podstawowy problem z komunikacją, bo
jeszcze kilka miesięcy temu mógł jeździć po gminach i prezentować polityczne
muskuły, a od kilku dni ma problem z porozmawianiem z samorządowcami dla
których w ubiegłym tygodniu był autorytetem” – mówi samorządowiec PO z
południowej części regionu. „Płynął na
autorytecie Eli Polak i Bożenny, ale odkąd zaczął tracić wpływy w sejmiku,
rozpoczął dziwne ruchy” – dodaje dobrze poinformowany działacz, jeszcze kilkanaście
tygodni stronnik Możejki.
W zgodnej
opinii wielu rozmówców Nad Wartą, rozzuchwalony wieloletnimi wpływami oraz
nieporadnością nowych władz po odejściu Bożenny
Bukiewicz, stracil kontakt ze światem i rozpoczął grę na siebie, nie
wyłączając starań o objęcie w nowej koalicji samorządowej z udziałem PiS-u
funkcji marszałka województwa.
„On zakwestionował całkowicie przywództwo
Grzegorza Schetyny oraz tu regionalne Waldemara Sługockiego. Wręcz powiedział,
że jest w grupie, która zakłada nową partię. W tej sytuacji ja mówię: krzyżyk
na drogę. Musimy wiedzieć na kogo możemy liczyć i ile mamy głosów” –
skomentował wypowiedzi Możejki już po wyrzuceniu z partii szef sejmikowego
klubu radnych PO Mirosław Marcinkiewicz.
Nie
trudno się takiej opinii dziwić, bo Możejko swoje usługi zaproponował nie tylko
PiS-owi w pakiecie z radnym z Maciejem Nawrockim, ale również pozasejmikowej
Nowoczesnej. „Wszędzie odprawiono go z
kwitkiem” – komentuje rozmówca z PO.
Coraz
bardziej zirytowany tego typu działaniami komisarz Sługocki oraz marszałek Elżbieta Polak, postanowili uderzyć
mocno i plany Możejki zmasakrować, czego owocem było najpierw poszerzenie
koalicji o SLD, a następnie zawnioskowanie o wyrzucenie go z partii. „Brak Możejki nie będzie w sejmiku problemem,
bo ruch z z jego wyrzuceniem był przeze mnie wkalkulowany już w momencie
rozszerzania koalicji” – wyjaśnił w Radiu INDEX senator Sługocki.
Eksprzewodniczący
sejmiku chciał wymusić na liderach partii układ w polityce nieznany –mając zaledwie
siebie i Nawrockiego, mierzył za wysoko. Owszem,
utrzymywanie pozycji i walka o nią nigdy w polityce nie opiera się na
zagrywkach czystych, ale kroki podejmowane przez Możejkę były niczym kąpiel w
kanale. Jeśli budziło to u niektórych jego kolegów zdziwienie, to tylko
dlatego, że raźno nurkując w tym kanale, nigdy nie zatykał nosa.
"Żaden przywódca nie pozwoli sobie, aby ktoś
ciagle kontestował w nieuzasadniony sposób decyzje władz” – skonstatował krótko
Sługocki odpowiadając na atak Mozejki, który określił go mianem „wirusa toczącego Platformę Obywatelską”.
Gdy jeszcze
rok temu zasiadał w fotelu szefa Agencji Nieruchomości Rolnych, cieszył się
sympatią szefowej PO Bożenny Bukiewicz i miał wokół siebie wianuszek pochlebców,
a teraz został sam. Nigdy nie wypłynął na szerokie wody, ale nurkował w
partyjnym bagienku, sgtając się coraz bardziej skarlałym, szarym i dziwnym.
Nie wyczuł
granicy swoich możliwości i został zdmuchnięty jak świeczka, choć na jego
politycznym grobie nikt raczej świeczki nie zapali.
„Tomek poległ jakożołnierz. Zawsze był dobrym
zołnierzem swojej szefowej, a teraz za to poległ” – te słowa radnego
wojewódzkiego PiS Tadeusza Ardelli
brzmią jak motto na jego polityczny nekrolog.Amen.