Obecny włodarz miasta objął urząd w dobrym momencie, mając budżet
przygotowany do aplikowania po środki europejskie, a także w atmosferze
entuzjazmu. Wystarczyło dobrze nawigować łodzią o nazwie „Gorzów”, by dzisiaj miasto płynęło głównym nurtem - unikać raf i
gór lodowych, a także bystrze spoglądać do przodu. Tylko tyle lub aż tyle, aby
nie skończyć jak rozbawione towarzystwo na „Titanicu”,
które potrafiło zaaranżować imprezę, lecz nie dostrzegło góry lodowej. Problem
w tym, ze mamy w mieście do czynienia z geniuszem ściemy, który zabawową
atmosferą i dymem z grilowanego w Deszcznie kurczaka, zaczadził niektórym radnym
mózgi, których i tak nie używali...
![]() |
FOT.; Na pdst: Um Gorzów, Radio Gorzów |
...lansując
jedynie swoje niezmącone myśleniem buzie przy okazji kolejnych miejskich imprez
oraz medialnych wydarzeń.
Trzeba ubolewać, że tej prymitywnej „aktywności” ulegają nawet samorządowcy,
którzy znani byli dotychczas głównie ze szczerego zaangażowania w sprawy ważne
dla najbardziej potrzebujących i – przynajmniej werbalnie – artykułowali konieczność
oglądania każdej złotówki kilkakrotnie.
„Jeśli mieszkańcy sobie życzą chleba i
igrzysk, to sobie życzą i my jesteśmy do tego, żeby wykonywać to, co mieszkańcy
sobie życzą. Jeśli my startowaliśmy i każdy z nas obiecywał cuda, to bądźmy
konsekwentni i spełniajmy swój mandat wobec swoich wyborców” – wypaliła podczas
sesji Rady Miasta niezależna radna Grażyna
Wojciechowska, popierając w ten sposób nie tylko wniosek o dodatkowe pół
miliona na kolejne miejskie imprezy, ale również wpisując się w strategię
prezydenta Jacka Wójcickiego, której
bliżej do Monty Pythonowskiego „Ministerstwa Głupich Kroków” niż
poważnej wizji miasta.
„Nie ma
lepszego podziękowania dla organizatorów Dni Gorzowa jak obecność, a mieszkańcy
wydeptali to kilometrami. Mamy wspaniały weekend kończący wakacje i
potrzebujemy tych środków, żeby ten weekend był wyjątkowy. Będzie to atrakcyjny
weekend dla mieszkańców i sympatyczne zakończenie wakacji, które na pewno
spodoba się mieszkańcom” – perorował podczas sesji prezydent Wójcicki.
„Niestety Ministerstwo Głupich Kroków
otrzymuje za małe dotacje. Obrona, edukacja, budownictwo, sprawy społeczne i
głupie kroki powinny dostawać identyczne dotacje” – to już konstatacja bohatera
skeczu, która wiele od prezydenckich „czarów” się nie różni.
Ta małomiasteczkowa propaganda, że „ludziom się
podobało, bo przyszli” jest wydajna i nie tylko miesza wszystkim dookoła w
głowach, lecz potrafi także wykreować alternatywną rzeczywistość w której
trzeba się cieszyć z ponad miliona wydanego na imprezy i milczeć, gdy komuś
przyjdzie przypomnieć iż na sławnego chodnikowego „Tuptusia” wydawane bedzie rocznie pięć razy mniej, a w Domu Pomocy
Społecznej ludzie pracują za niecałe 6 złotych na godzinę.
„Czy stać nas, abyśmy kolejny raz w tym roku
pobawili się za pięćset tysięcy ? Gdybym miała takie długi jak ma nasze miasto,
a mówiąc porównawczo - dzieci chodziły głodne, nie wiem czy byłoby mnie stać na
kolejną imprezę w tym roku. Może to niepopularne, ale może właśnie tak trzeba
zrobić i nie organizować kolejnej imprezy” – słusznie zauważyła radna Marta Bejnar – Bejnarowicz, by szybko zostać skarconą przez Sebastiana Pieńkowskiego.
Problem w tym,
że podobnych wypowiedzi jak radnej Bejnar-Bejnarowicz, jest już w gorzowskiej Radzie Miasta coraz mniej.
Rozsądek już tam nie rozbłyśnie, skoro od dawna utonął w szambie ściemy, taniej propagandy oraz towarzysko-klanowych zależności. Potwierdził to zresztą swoim zachowaniem przewodniczący Sebastian Pieńkowski, któremu PiS-owska władza uderzyła do głowy bardziej, niż pół litra czystego spirytusu.
Rozsądek już tam nie rozbłyśnie, skoro od dawna utonął w szambie ściemy, taniej propagandy oraz towarzysko-klanowych zależności. Potwierdził to zresztą swoim zachowaniem przewodniczący Sebastian Pieńkowski, któremu PiS-owska władza uderzyła do głowy bardziej, niż pół litra czystego spirytusu.
Ta rada miała
być najlepszą, bo mniej upolitycznioną, a okazała się najgorszą, bo górę wzięła
polityka przebrana w szaty „ponadpolityczności”.
Bezinteresowna aktywność oraz świeżość pomysłów, już nie zatriumfują w tej
kadencji, bo króluje buta i bezczelność a’la Patryk Broszko, koniunkturalizm i bezideowość uosabiane przez Piotra Zwierzchlewskiego czy Przemysława Granata, a także
nieporadność, nijakość i wręcz nieprzydatność do niczego, czego najlepszymi
ikonami są Aleksandra Górecka, Halina Kunicka, Piotr Paluch czy Zbigniew
Syska.
Prezydent i
jego bezmyślni „halabardziści” pokazują, że Gorzów ma dostatek pieniędzy akurat
w momencie, gdy tych pieniędzy będzie najbardziej potrzebował. To tak, jakby po
zasiłek podjechać wypożyczonym Rolls –Roycem z podróbką „Rolexa” na ręce.
Sam prezydent Wójcicki
wciąż cieszy się wśród mieszkańców opinią „nieśmiałego
chłopaka z sąsiedztwa”, ale miasta nie czuje, a nawet można odnieść
wrażenie iż nie lubi swojej pracy – dlatego woli zabawy od śmiałych strategii,
konsultacje od podejmowania decyzji. Bać się trzeba nie prezydenta, lecz
stojących za nim „geszefciarzy”. Oni są groźniejsi nawet od głupich kroków
prezydenta, bo w przeciwieństwie do niego – miasto czują doskonale, a
szczególnie wyczuwają miejsca, gdzie leży kasa.
Jeśli nie chce
popłynąć razem z nimi, musi sięgnąć po cechy spoza politycznego segmentu:
przyzwoitość, umiar, prawdomówność oraz odwagę myślenia.
Głośna deklaracja radnej Wojciechowskiej w kwestii wydatkowania środków "na igrzyska", to potwierdzenie smutnej prawdy, że wiek to pojęcie tylko socjologiczne i nie zawsze idzie w parze z mądrością...