Ślizowska, decydując się na otwarcie pracowni przy ulicy Chrobrego,
wykonała za wielu "czarną robotę" na kilka lat do przodu i zapowiada dużo więcej.
Słowa, w przeciwieństwie do różnej maści działaczy, były tu jedynie cieniem
czynów, a silna wiara w swój talent plus wsparcie bezinteresownych znajomych - którzy
nie robią niczego na pokaz – okazały się się być czymś więcej, niż pustym zapisem
w programie wyborczym lub radiową deklaracją tego czy innego radnego. „Ożywić
Chrobrego” – ileż razy powtarzano to hasło jak mantrę, choć wynikało z tego
tyle, co z modlitwy różańcowej ateisty. Z
tego wydarzenia wynika wniosek oczywisty, że ulicy Chrobrego nie uda się używić
czarodziejskimi zaklęciami polityków, samorządowców i aktywistów, a tym
bardziej dziennikarskimi tekstami o tym co jest, a co powinno być, ale
działaniem na serio...
...bo czymś
takim jest właśnie Pracownia Ubioru Artystycznego Natalii Ślizowskiej, która w piątkowy wieczór „z
przytupem” zainicjowała swoją działalność w pomieszczeniach byłej „Goplany”,
choć może bardziej symbolicznym jest fakt – w byłej siedzibie Ludzi dla Miasta,
którzy chcieli zmieniać Chrobrego myśleniem magicznym typu „Abrakadabra”, a ona – choć z Lipek
Wielkich – postanowiła to zrobić myśleniem w kategoriach: „Nie gadaj, tylko rób”.
„To miejsce będzie tętniło życiem i każdy
znajdzie coś dla siebie. Będąę projektowała i szyła w środku, ale też na
zewnatrz. Będzie to miejsce, gdzie można się napić dobrej kawy, posłuchać
muzyki lub spotkać się z ciekawymi ludźmi” – przedstawia wizję swojej
pracowni projektantka.
Przekaz
wiarygodny, bo nie polityczny, a bohaterka autentyczna, bo pracownia jest
dziełem jej samej oraz efektem wsparcia rodziny, znajomych oraz ludzi dobrego
serca.
To nie ona
czegoś oczekiwała od miasta i urzędników, ale sobą samą puste miejsce ożywiła,
inwestując w nie wcale nie małe pieniądze.
Kto wie, może to właśnie symboliczny
początek "ożywiania" ulicy Chrobrego bez polityków i mimo polityków, bo tylko nieliczni z nich rozumieją, co się w ogóle w Gorzowie dzieje. Zakochani w sobie „likwidatorzy barierek tramwajowych”
zapomnięli, że miasto, ulica oraz poszczególne jej części, nie "ożyją" dzięki kolejnej
interpelacji oraz konsultacjom, ale tylko dzięki aktywności ludzi z
potencjałem.
Mówił o tym
kilka tygodni temu w Nad Wartą uznany adwokat, miłośnik Gorzowa oraz
samorządowiec Jerzy Synowiec. „Trzeba
pójść innym tropem, którym poszła młoda projektantka Natalia Ślizowska, która
wkrótce otworzy przy ulicy Chrobrego swoją pracownię. Coś absolutnie nowego w
Gorzowie, a ja proponuję – idźmy dalej i zacznijmy organizować przetargi
pomysłów. Tylko w ten sposób ożywimy centrum, bo trzeba myśleć inaczej niż
przez 30 lat w ten sam sposób. Może wielu nie wyjechałoby do Anglii i Irlandii,
gdyby z niewielkie pieniądze ktoś im dał prawo do realizowania swoich pomysłów”
– mówił J. Synowiec.
Gdyby szukać w
mieście młodych, którzy na taki ruch miasta czekają, to na pokazie było ich
bardzo wielu, choć dopisali także radni, urzędnicy, prawnicy oraz wszyscy ci, którzy
kibicują ulicy Chrobrego z pozycji jak najmniej politycznych.
„Jestem z zewnątrz i widzę inaczej. Wy nawet
nie wiecie jaki ten Gorzów jest fajny i jaki ma potencjał, ile dobrych rzeczy
tu może się wydarzyć. Ja osobiście rozkochuję się w nim każdego dnia i wiem, że
to się wszystko uda” – mówiła w kuluarach łodzianka Hanna Gil-Piatek, od niedawna dyrektor Wydziału Spraw Społecznych,
co mocno korespondowało z tym, co otwierając pokaz powiedziała bohaterka
wieczoru. „Przez pewien czas pracowałam w
Łodzi i wspominam ten czas bardzo dobrze, a teraz chciałabym, aby ta ulica stała
się taką naszą małą Piotrkowską” – skonstatowała Ślizowska.
Owszem, byli
również maruderzy, co to zmieniając co chwilę pozycję, krzesło i towarzystwo, smęcili konstatacjami typu: „Nudno”, „Szkoda mojego czasu”, „Wolałbym oglądać
telewizję”.
To wrzask publicystyczno-samorządowych narcyców, którzy jak Gorzów długi i szeroki, wrzeszczą po swojemu – ton zależy w takich sytuacjach od wieku oraz klasy i kasy, a gdy przyjąć iż niektórym zabrakło jednego i drugiego, szemrane komentarze uznać należy za zwykły bełkot.
To wrzask publicystyczno-samorządowych narcyców, którzy jak Gorzów długi i szeroki, wrzeszczą po swojemu – ton zależy w takich sytuacjach od wieku oraz klasy i kasy, a gdy przyjąć iż niektórym zabrakło jednego i drugiego, szemrane komentarze uznać należy za zwykły bełkot.
Słuchajmy
Ślizowskiej, Gil i Synowca, a nie ludzi z „dalekosiężnym”
myśleniem, które nie sięga dalej niż nos maruderów...