Przejdź do głównej zawartości

Bezpartyjni czy dobrze zakamuflowani ? "Dobra zmiana" i tak przegina !

Niemożliwe staje się możliwe, czarne może być białym, a białe czarnym. Politycy w ramach pobudzania obywatelskiej aktywności, chcą ją ograniczać jedynie do form partyjnych, a bezpartyjni samorządowcy, zamierzają zakładać partię polityczną. Zdezorientowani wyborcy mają prawo zapytać: „Co jeszcze wymyślą politycy ?”. Byłaby to nie lada ironia, gdyby się okazało, że powołanie partii o nazwie „Bezpartyjni”, będzie wytrychem umożliwiającym obejście planów „dobrej zmiany”...

FOT.: Bezpartyjni.org?Facebook

...które samorządom służyć nie będą, a wyborcom mogą po prostu zaszkodzić.  Cały kłopot w tym, że choć antyPiS-owska idea jest ze wszech miar słuszna i dobra, to nie pomaga jej fakt, iż jej inicjatorami są ludzie, którzy partiom politycznym swoją karierę zwadzięczają.

Wystarczy rzut oka na niektórych liderów. Mowa o rządzącym w Lubiniu - z krótkimi przerwami od 1990 roku - Robercie Raczyńskim, od zawsze zwiazanym z Platformą Obywatelską prezydencie Szczecina Piotrze Krzystku, a także wspieranym niegdyś przez SLD i Platformę Obywatelską Januszu Kubickim i wieloletnich liderach SLD: Edwardzie Fedko oraz Franciszku Wołowiczu. Wszyscy oni, to niebywale doświadczeni i zasłużeni politycy partyjni, ale trudno będzie ich „kupić” jako bezpartyjnych, nawet jeśli formalnie do żadnych ugrupowań obecnie nie należą.

Polska, to nie partia, a mieszkańcy mają dość waśni o Tuska, o Trybunał, o oświatę, o prawa kobiet” - mówił na inauguracyjnej konferencji w Warszawie prezydent Kubicki, a wtórował mu piastujący z przerwą od 27 lat urząd prezydenta Lubinia R. Raczyński, chyba zdradzając niepotrzebnie prawdziwą strukturę przedsięwzięcia – nie desantowiec z nową jakością, ale tratwa ratunkowa. „Zapraszamy wszystkich, którzy porzucą legitymacje partyjne i uznają, że tak naprawdę ten okres trzeba zamknąć” – powiedział dla TVN24.

Więcej, politycy oficjalnie oświadczyli, że jeżeli w wyborach będą mogły startować tylko komitety partyjne, „Bezpartyjni” zostaną zarejestrowani jako...partia polityczna.
         
       Ta groteskowa konstatacja jak żyw przypomina dawną reklamę „łódka Bols”, w ktorej dzięki sprytnemu zabiegowi fonetycznemu – mimo prawnego zakazu promocji alkoholu – reklamowano w Polsce wódkę „Bols”. Stwierdzenie: „Niech porzucą legitymacje partyjne”,  przypomina inną reklamę, tym razem „Bosmana”, gdzie sędziwy marynarz „z przymrużeniem oka” zachęcał do picia piwa, bo „jest bezalkoholowe i zdrowe”. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że wszystko było ściemą – jak intencje wieloletnich nominatów partii politycznych.

Inna sprawa, że to co chce zrobić z samorządami „dobra zmiana” jest złe. Otwartym zostaje pytanie, czy tworzenie konglomeratu wiecznych samorządowców pod hasłem ich rzekomej bezpartyjności – obecnie, bo w przeszłości chętnie się do nich „przytulali” – nie jest mydleniem oczu, kolejnym oszustwem oraz potwierdzeniem, że politycy nisko cenią inteligencję swoich wyborców. Czy ich apolityczność i apartyjność, nie są tym samym, co ślubowanie „cichodajki”, że od teraz będzie „dawała” tylko jednemu ?

To prawda, że 98 procent społęczeństwa nie należy do żadnej partii, ale wyrażając irytację stanem i kondycją polityki w kraju, regionie i mieście, dają upust złości względem konkretnych osób, a nie tylko partyjnych emblematów czy programów, których najczęściej nie znają. Bezpartyjność „Bezpartyjnych” ma być jak obrączka na ręku podrywacza – podobno wcale nie odstrasza, ale przyciąga mniej wymagające i nie rodzi zobowiązań.

Partia <Bezpartyjni>, to klasyczny oksymoron. Wielu jej założycieli i członków, ma partyjną przeszłość. Tego typu przypadki podważają na samym początku wiarygodność tej inicjatywy” – mówi Nad Wartą samorządowiec i lider zielonogórskiego PiS-u Jacek Budziński.

Jednym z inicjatorów, liderem i wartością dodaną przedsięwzięcia jest lubuski samorządowiec Łukasz Mejza. Cokolwiek o nim nie napisać, to trudno mu zarzucić partyjniactwo, konstruktywnymi pomysłami mógłby obdzielić połowę lubuskich gmin, a jeśli „daje plamę”, to tylko z braku czasu, bo chciałby zbyt dużo w zbyt krótkim czasie – nie da się być wszędzie i zrobić wszystko.

Jako młody samorządowiec i przedstawiciel młodych, chcę powiedzieć, że mamy marzenia i chcemy je realizować. Potrzebujemy do tego sprawnych samorządowców, bo to oni, a nie parlamentarni kumple odklejeni od rzeczywistości, będą silnikami pozytywnych zmian. Parlamentarni politycy nam nie pomogą, a samorządowcy znają sprawy od podstaw” – mówi NW Łukasz Mejza, który został oficjalnie rzecznikiem prasowym nowego ruchu.

Trudno się z nim nie zgodzić, bo ludzie nie zapiszą się do partii, by kandydować do samorządu, ale robienie bezpartyjności z partyjnymi, to pomysł na polityczne wczoraj – gdy ludzie jeszcze trochę wierzyli w szczere intencje uczestników życia publicznego – a nie na polityczne jutro. Póki istniała możliwość tworzenia list ponadpratyjnych, samorządowcy drzemali spokojnie i ukryci pod płaszczykiem apolityczności, doskonale dogadywali się z politykami. Teraz muszą zmienić strategię i jak widać, znaleźli patent – wyciągnąć ludzi z partii i stworzyć bezpartyjna partię.

Trzeba się dziwić PiS-owo, bo w Polsce nie ma problemu z nadaktywnością ludzi, by trzeba było ograniczać tą energię tylko do form partyjnych, ale jest odwrotnie – istnieje deficyt zaangazowania.

Chcemy to zmienić i dotrzeć do nowych środowisk, które dotychczas nie angazowały się w aktywność samorządową. Mamy dla nich ofertę” – zapowiada w rozmowie z NW Ł. Mejza.

Okazuje się, że ograniczenie prezydentom, burmistrzom i wójtom kadencji do dwóch z systemem działania prawa wstecz, to nie jedyna bolączka samorządowych elit. Poważnym ciosem – co nie podoba się nawet „tłustym kotom” z PiS, jest planowane w nowych przepisach ograniczenie kandydowania tylko do jednego samorządu. Oznacza to, że prezydent Janusz Kubicki nie mógłby już kandydować jednocześnie na prezydenta i radnego wojewódzkiego, ale dotyczy to wielu innych samorządowców.

Jeśli chodzi o możliwość kandydowania na prezydenta i radnego, to bym to zostawił, bo w tym momencie wieloletni radni, którzy chcieliby startować w wyborach na prezydenta, muszą zdecydować. Ich doświadczenie może być stracone, gdy zdecydują się kandydować na prezydenta, burmistrza czy wójta i przegrają te wybory. Część ludzi z tym doświadczeniem, wypadnie z samorządu” – mówił w Radiu Gorzów Sebastian Pieńkowski z gorzowskiego PiS, który tymi słowami potwierdził rzecz powszechnie znaną – że jest  hipokrytą oraz cynikiem, a nawet wizytówką PiS-owskiego zakłamania.

Dlaczego ?

Bo wątpliwe doświadczenie Pieńkowskiego okazuje się ważniejsze, niż doświadczenie wielu prezydentów i burmistrzów, którzy dla swoich społeczności oddali sporo lat życia, ale nie będą mogli kontynuować misji, bo psychicznie chory prezes jego partii doszedł do wniosku, że trzeba ograniczyć kadencje do dwóch. Choroby podobno się udzielają...


Popularne posty z tego bloga

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...

Sukces Rafalskiej i początek końca Polak

Z trudem szukać w regionalnych mediach informacji o tym, że największą porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego poniosła była marszałek województwa, a obecnie posłanka KO, Elżbieta Polak. Jej gwiazda już zgasła, to oczywiste. Elżbieta Polak miała być lokomotywą, okazała się odważnikiem, który – szczególnie w północnej części województwa lubuskiego, mocno Koalicji Europejskiej zaszkodził. Jej wynik w wyborach do Sejmu w 2023 roku -   78 475 głosów, mocno rozochocił liderów partii, którzy uznali, że da radę i zdobędzie dla niej mandat w wyborach europejskich. Miała być nawozem pod polityczną uprawę, lecz nic dobrego z tego nie wyrosło. Marne 42 931 głosów to i tak dużo, ale zbyt mało, aby marzyć o przeżyciu w środowisku, gdzie każdy pragnie jej marginalizacji. W sensie politycznym w województwie lubuskim, była marszałek przedstawia już tylko „wartość śmieciową”: nie pełni żadnych funkcji, nie jest traktowana poważnie, jest gumkowana z partii oraz działalności wład...

Śnięte ryby i śpiący politycy. O co chodzi z tą Odrą?

  Dzisiaj nie ma już politycznego zapotrzebowania na zajmowanie się Odrą. Śnięte ryby płyną po niemieckiej stronie w najlepsze, ale w Polsce mało kogo to interesuje. Już w czasie katastrofy ekologicznej na rzece w 2022 roku, interes Niemiec i głos tamtejszego rządu, były dla polityków Koalicji Obywatelskiej ważniejsze, niż interesy Polski Niemal dwa lata temu setki ton martwych ryb pojawiły się w Odrze. Zachowanie ówczesnej opozycji przypominało zabawę w rzecznym mule. Obrzucali nim rządzących i służby środowiskowe. E fektowna walka polityczna w sprawie Odry, stała się dla polityków ważniejsza, niż realna współpraca w tym obszarze. - To jednak prawda. Axel Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali ogłosiła wtedy Elżbieta Polak , ówczesna marszałek województwa lubuskiego, a dzisiaj posłanka KO. Akcja była skoordynowana, a politycy tej partii jesz...