Sejmikowe gry już za chwilę przypomną Lubuszanom, że polityce, nawet tej
regionalnej, bliżej do standardów panujących w dżungli, niż w cywilizowanych
społecznościach. Osobniki rządzące dłużej – szybko tracą czujność. Te głodne i silne,
ale wygonione dawno temu z „żerowisk”
- wciąż układają strategie. W walce o przeżycie i zmianę „status quo” - przydadzą się nawet gatunki skarlałe, skazane ze
względu na swoją słabość, na wymarcie. Już za chwilę, lubuską polityką mogą
zacząć rządzić chaos oraz siły, które umiejętność niszczenia udowodniły w
ostatnim roku na scenie krajowej.
![]() |
FOT.: RadioIndex/RZG/Gazeta.pl |
Gdyby
niebezpieczny scenariusz rozpadu koalicji PO-PSL i SLD stał się faktem, lubuskie
życie polityczne pogrążyłoby się w oparach absurdu, paraliżując marszałkowskie instytucje,
urzędy oraz procesy, dokładnie w momencie najmniej dla regionu odpowiednim.
Pierwszą tego „jaskółką” jest powiększenie się sejmikowego
klubu radnych PiS-u. W życiu codziennym i publicznie, tego typu postawy określa
się mianem koniunkturalizmu, ale już w politycznych kuluarach, nie trudno
usłyszeć głosy mocniejsze i mniej eleganckie: „polityczna prostytucja”, czy nawet „polityczne kurestwo”.
Analogia do
prostytucji teoretycznie trafiona, ale z tą różnicą, iż w tamtych relacjach
klient płaci i otrzymuje chwilę przyjemności, a w przypadku politycznej decycji
radnego Józefa Kruczkowskiego jest
inaczej: wyborcy mu płacą, on się dobrze bawi, lecz płacący nic z tego nie
mają. Dotąd Kruczkowski w życiu na koszt podatnika i utrwalaniu dobrej pozycji politycznej
„klasy próżniaczej” czuł się przez
lata doskonale. Był w tym perfekcyjny i wiedział „jak się nadstawić”, by z polityki otrzymać jak najwięcej
przyjemności. Kiedy partia mu podziękowała, a wicemarszałkiem uczyniła Romualda Gawlika, obrażony ogłosił się
bezpartyjnym samorządowcem.
„Po dwóch latach nie jestem zadowolony z tego
jak funkcjonuje województwo lubuskie zarządzane przez koalicję PO-PSL-SLD (...)Byłem
przez wiele lat członkiem PSL-u. Ja i moi wyborcy mogliśmy być rozczarowani, że
ci, którzy mają własne zdanie są rugowani i odsuwani na bok. Zlekceważono dwa
tysiące głosów moich wyborców” – nieudolnie mamrotał w rozmowie z Marcinem Sasimem w Radiu Zachód. Lapidarnie
obnażył jego prawdziwe intencje w Radiu Zielona Góra, przewodniczący Czesława Fiedorowicz.
„Ludzie zmieniają nagle szyki dla korzyści i
myślę, że nasi lokalni mają tego przykład. Józef Kruczkowski uważa, że był bezpartyjny,
bo wcześniej wystąpił z partii, ale wystąpił z PSL, bo chciał być
wicemarszałkiem, uważał, iż musi nim być. Teraz poszedł do PiS, bo ma pewnie
nadzieję na jakąś pracę, albo uważa, że to ugrupowanie będzie w przyszłości
rządziło, więc zgłasza się wcześniej do
pełnienia ważnych funkcji” – skonstatował przewodniczący Sejmiku
Wojewódzkiego.
Czy ruch
Kruczkowskiego, to sygnał, iż Lubuszan czeka trzęsienie ziemi ? Wszystko na to wskazuje i ma tego świadomość
sam Fiedorowicz. „Nie chcę powiedzieć, że
ta koalicja jest nienaruszalna, ale uważam, ze mamy szansę trwania do końca
kadencji” – stwierdził.
Do odwołania
marszałek województwa Elżbiety Polak
potrzeba 18 radnych, a więc jest to na dzisiaj poza zasiegiem jakiejkolwiek „koalicji”. Co więcej, nieskuteczna próba
odwołania marszałek dzisiaj, będzie skutkować tym, że kolejna może się odbyć
dopiero pół roku później, a zdaniem rozmówców Nad Wartą, tego błędu popełnić
nie można. „Nie ma pewności, że ten układ
się zawiąże, bo nastrojami kierują też sondaże krajowe. Ludzie się wahają” –
mówi jeden z polityków lewicy.
Plan jest więc
taki, by nową koalicję przetestować podczas zmiany przewodniczącego Sejmiku.
„Dojdzie do kolejnych transferów i klub
PiS-u zostanie wzmocniony już na następnej sesji. Będzie największym klubem z
przynajmniej ośmioma radnymi” – to opinia Franciszka Wołowicza z klubu Bezpartyjni Samorządowcy, a kiedyś
SLD.
Jego zdaniem „generalna zmiana” mogłaby nastąpić już dzisiaj, ale na przeszkodzie
stoja ambicje niektórych radnych. „Jeśli ze
strony kilku kolegów zostaną one okrojone, to bardzo szybko może dojść do zmian”
– uważa samorządowiec, który typowany jest na przyszłego szefa sejmiku, ale
zgodzić się na to nie chce lider SLD Bogusław
Wontor, który po cichu i „skrytobójczo”
dla dotychczasowych partnerów, forsuje na to stanowisko swojego brata Tomasza Wontora.
Przyszłą
koalicję miałoby tworzyć Prawo i Sprawiedliwość, wzmocnione już wkrótce o Sławomira Kowala z Bezpartyjnych
Samorządowców, a także pozostali działacze BS: Łukasz Mejza, F. Wolowicz i Edward
Fedko, niezależni: Tomasz Możejko
i Maciej Nawrocki oraz trzech
radnych Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Cała układanka daje im 16 głosów i spore
możliwości, przede wszystkim w kształtowaniu zarządu województwa.
I to byłby dla
województwa scenariusz najgorszy. Sytuacja w której opozycja przejęłaby władzę w sejmiku i paralizowała działania kierowanego przez Polak zarządu, ubijając personalnych targów i z sesji na sesję grożąc odwołaniem, a także ciągłe spory w
kontekście zbliżających się wyborów samorządowych. To wszystko mogłoby
spowodować, że mieszkańcy nie mieliby dylematów, czy środki unijne są
wykorzystywane dobrze i szybko, ale czy zostaną wykorzystane w ogóle.
Z tego punktu
widzenia, utrzymanie staus quo we władzach województwa i koalicji PO-PSL-SLD
jest wręcz lubuską racją stanu.
„Partia rządząca ma więcej uroku, jeśli
chodzi o możliwości, niż bycie w opozycji” – uważa Wołowicz. „Chciałbym aby zdobyte przeze przez
dwadzieścia kilka lat doświadczenie, nie leżało z boku, ale zostało
wykorzystane” – to już Kruczkowski, który zapomniał, że w Lubuskiem
wskaźnik bezrobocia nie jest duży, a zatem pracy dla tak doświadczonych jak on,
ot chociażby przy wywożeniu kurzej słomy z Deszczna, jest całkiem sporo, by nie
musieć „robić laski” Prawu i
Sprawiedliwości.
Kluczowa
jest postawa SLD i dlatego powstaje pytanie: dlaczego – oprócz motywacji
merkantylnych – politycy lewicy z taką łatwością porzucą zasady i lojalność, by
związać się z PiS-em ?
Nie
trzeba być przesadnie dociekliwym, by szybko wpaść na trop i dojść do wniosku,
że niektórzy lewicowi działacze nie boją się PiS-u, ale instrumentarium, które
ta partia posiada w służbie niszczenia ludzi.
Trop
pierwszy, to raczej niezauważona przez większość - i nawiązująca do dwóch
tekstów Nad Wartą sprzed kilku miesięcy - informacja Radia Zachód z 6 marca br.
o dwóch prokuratorskich śledztwach w sprawie nieprawidłowości w rozliczeniach
dotacji dla lewicowych stowarzyszeń. Na organizowanych imprezach, wielokrotnie
bawiła wierchuszka SLD, nie wyłączając z tego liderów: krajowego Włodzimierza Czarzastego oraz regionalnego Bogusława Wontora. Nadużycia są poważne i mogą zatopić lewicę, choć
nie muszą. Na dzisiaj, zawieszone dotychczas śledztwo, nabrało w ostatnim
czasie tempa.
Wontor to typ
polityka, który u jednych wywołuje śmiech, u innych odruch obrzydzenia oraz
politowania, ale są też tacy, dla których jego wady: brak oczytania i wiedzy,
nieokrzesanie czy prostactwo, są cennymi zaletami w prowincjonalnej polityce,
bo gwarantują skutecznosć. Nikogo więc w lubuskim SLD nie dziwi, że za Markiem Astem i Jerzym Materną latał od tygodni, a dla utrzymania się w grze, wzmocnienia
przed przyszłorocznymi wyborami i ugrania kilku kolejnych posad, gotów jest
poświęcić zasady.
Mocno niezadowolony z
działań Wontora jest podobno Tadeusz Jędrzejczak, dzisiaj członek zarządu
województwa, ale obu łączy pragmatyzm i świadomość tego, że lepsze już było i
nie wróci.
Trzeba więc skupić
się na tym, co jest teraz i kartą przetargową pt. „trzech radnych”, wycisnąć ile się da – od obecnego koalicjanta,
strasząc go aliansem z kimś innym, albo od przyszłego koalicjanta, pokazując
swoją wartość. Liczy się właściwie tylko cena, choć koalicja z PiS-em może dać
również święty spokój w relacjach z organami państwa.
Wymowna
jest reakcja szefa Bezpartyjnych Samorządowców Ł. Mejzy, który na wieść o
odejściu Kruczkowskiego w rozmowie z NW powiedział: „To
bardzo dobra informacja i ona niczego nie psuje. Bardzo cieszymy się z decyzji
Józefa i szanujemy ją, a resztę przyniesie czas”. Inna sprawa, że
Bezpartyjni Samorządowcy nie siedzą raczej przy stole, ale są w menu.
Co na to politycy Platformy Obywatelskiej ? W poniedziałek komisarz Waldemar Sługocki spotkał się z dotychczasowymi koalicjantami i jak zapewnił radnych "nie odnotował niczego niepokojącego".
Co na to politycy Platformy Obywatelskiej ? W poniedziałek komisarz Waldemar Sługocki spotkał się z dotychczasowymi koalicjantami i jak zapewnił radnych "nie odnotował niczego niepokojącego".
W
nieoficjalnych rozmowach politycy prężą muskuły, że docelowo za kilka miesięcy uda
im się zebrać nawet 18 radnych, niezbędnych do odwołania marszałek Polak, ale
to raczej pobożne życzenia i „sny o
potędze” ludzi, którzy nie mogą zasnąć z obawy, że wypadną na margines
polityki.
Konkluzja
jest smutna, bo ewentualni koalicjanci PiS -u nie zdają sobie sprawy, że będą
tylko „pożytecznymi idiotami”. Celem
ewentualnych zmian – czy się powiodą czy nie – nie jest troska o region i
wspieranie w tym władz województwa, ale pozbawienie władzy Platformy
Obywatelskiej, dorwanie się do intratnychy posad oraz milionów dzielonych w
konkursach. Jesli ktokolwiek życzy województwu lubuskiemu źle i postrzega
samorząd jako coś zbędnego, to koniecznie powinien wspierać zakulisowe
działania PiS-u, SLD, bezpartyjnych i niezależnych.