Konflikt już jest i o jednolitym froncie Platformy Obywatelskiej w
Powiecie Gorzowskim nie ma co marzyć. Poseł Sibińska i Senator Komarnicki są
jak awers i rewers tej samej partyjnej monety – każda patrzy w inną stronę.
Szkoda tylko, że ta wielka polityka i prowincjonalne gierki jeszcze bardziej
prowincjonalnych parlamentarzystów, dotarły tam, gdzie polityki dotychczas się
wystrzegano. Nie od dziś wiadomo, że herbata od samego mieszania nie stanie się
słodsza, a sprawy powiatowe nie nabiorą na znaczeniu, gdy swoje wpływy będą tam
weryfikować politycy.
![]() |
FOT.: TELETOP/POWIATGORZOWSKI |
Powierzenie
mandatu senatorskiego Władysławowi
Komarnickiemu, zdjęło z wielu jego znajomych ciężar wysłuchiwania głupawych
tyrad, na temat rzekomych dyplomatycznych predyspozycji i propaństwowych
możliwości. Powierzenie mu przez komisarza Platformy Obywatelskiej Waldemara Sługockiego kierownictwa nad
powiatowymi strukturami tej partii, to awans na miarę jego stanu umysłowego, a
także potwierdzenie, dlaczego partia komunistyczna wolała go wysłać na budowy w
DDR, niż trzymać w Gorzowie – by w niej nie mieszał i jej nie ośmieszał.
Lider
lubuskiej Platformy Obywatelskiej uznał zapewne, że po co uwodzić i lawirować
inteligencko, skoro można powiatowym wyborcom zaserwować kogoś, kto rozumie, co
w sferze umysłowej oznacza słowo „ugór”,
a jeśli bierze się za rolnicze sprzęty, to głównie te, które grabią do siebie
lub "orają" kindersztubę.
„Od czasu, gdy decyzją komisarza lubuskich
struktur PO Waldemara Sługockiego, przypadło mi zarządzanie strukturami
powiatowymi PO, aktywnie włączyłem się w prace na ich rzecz” – ogłosił na
swoim społecznościowym portalu ekscentryczny senator PO i były komunistyczny
dygnitarz, a czas sprzed tego wyznania, to mocne parcie do podkreślenia swojej
dominacji w relacjach z poseł Krystyną
Sibińską, co zainteresowany robił z siłą radzieckiego T-34 i gracją
załatwiającego na boku swoje potrzeby „szarika”.
„Udało się stworzyć projekt, który gwarantuje
stabilność działania” – ogłosił senator, a w praktyce rozpoczął proces, którego
epilogiem miałoby być odwołanie wicestarosty Marcina Cyganiaka, i powołanie w jego miejsce santockiego radnego Grzegorza Ignatowicza. Powszechnie
uwielbiana w gminach Powiatu Gorzowskiego starosta Małgorzata Domagała nic do Cyganiaka nie ma, a senator Komarnicki
oraz jego nowa i śmieszna trupa z PO, SLD, Nowoczesnej i od Andrzeja Kunta, deklaruje, że nie ma
nic do starosty Domagały, pod warunkiem, iż zgodzi się na wicestarostę Ignatowicza.
Powiatowy
„Muppet Show” nie byłby godny wpisu
na blogu, gdyby nie fakt, że całość ma szerszy kontekst polityczny. W
gorzowskim „realu”, to spór pomiędzy
dwoma najważniejszymi „umysłami”
opozycyjnej i parlamentarnej polityki: Sibińską i Komarnickim. Powiat i gminy
funkcjonują z sukcesami bez nich, ale nie od dziś wiadomo, że walka absorbuje,
a jeśli nie jest to walka wagi ciężkiej, ale taka kogucia i bezmyślna – jest już
podobno lista pracowników do zwolnienia i zatrudnienia ze strony W.
Komarnickiego w strukturach powiatowych – to emocjonuje jeszcze bardziej.
Na
dzisiaj wszyscy rozmówcy Nad Wartą uważają, że górą jest Komarnicki, który na
swoją stronę przeciągnął m.in. Annę
Wichlińską z Nowoczesnej, Aleksandę Jasicką
z SLD czy Mariusza Śpiewanka z
PO. Ten ostatni pomysłom wymiany wicestarosty M. Cyganiaka jest jednak
stanowczo przeciwny.
„Marcina cenię za uczciwość, zaangażowanie i
aktywność. Swojego poparcia do jego odwołania nie dam, bo uważam, że bardzo
dobrze sprawuje swoje obowiązki” – powiedział w rozmowie z NW Śpiewanek. To cenne
oświadczenie, bo jego była partyjna koleżanka A. Jasicka to aktywistka bez
wartości, ale podobno poddawana mocnym naciskom, które związane są z jej obecną pracą i reformą edukacji.
Jest więcej
pytań, niż odpowiedzi, a działacze gorzowskiej Platformy Obywatelskiej
wszystkiemu przyglądają się jak „reality show”, obesrwując wszystko z boku i
wyciągając wnioski na przyszłość. „Krysia
dostała po łapkach w tej sprawie od Sługockiego, a jest przecież wiceszefową
klubu parlamentarnego” – mówi jeden z nich. „Komar
okazał się sprawny i skuteczny” – dodaje inny działacz. Na początku oboje –
Komarnicki i Sibińska – mieli innych kandydatów na wicestarostę, dziś mają
tylko listy przyszłych urzędników, a działacze gorzowskiej PO mówią wprost: zobaczymy kto cały
czas „blefuje”, a kto ma przełożenie.
Pewne jest
jedno: Komarnicki nie traci nic,
Sibińska może stracić wiele. Jednak próba wykreowania się przez Komarnickiego
na demiurga czegokolwiek, jest bez szans na powodzenie, choć próby udziału w
polityce na poziomie powiatu, są jak najbardziej dla niego. „Razem możemy dokonać wiele dla obywateli i
sołectw” - mówił 17 marca br. na III
Kongresie Sołtysow Powiatu Gorzowskiego.
Wynik tego sporu będzie ważny, bo Komarnicki nie reprezentuje interesów Północy, ale swojego protektora z Poludnia, który chciałby osłabienia poseł Sibińskiej...