Nie ograniczać się do zwykłego
administrowania, ale robić więcej i na różne sposoby, bez oglądania się na
partie polityczne. Oto dewiza, którą od dziesięciu lat kieruje się burmistrz Gubina
o którym nie rozpisywały się ogólnopolskie media – jak o Wójcickim czy
Biedroniu, a którego można rozliczyć z konkretów. Nie minie wiele czasu, a
ekscytacja medialnymi „plastusiami” jednej
kadencji mocno przyblednie, odsłaniając pod fasadą wymalowaną przez
zaprzyjaźnionych dziennikarzy z Warszawy, rysy i pęknięcia z samorządowej
działalności. Bartczak, to jeden z najzdolniejszych samorządowców Lubuskiego i
warto to nazwisko zapamiętać...
Rozmowa
z BARTŁOMIEJEM
BARTCZAKIEM, burmistrzeb Gubina.
FOT.: Biblioteka/Gubin |
Nad Wartą.: Bycie burmistrzem miasta transgranicznego, to również taka lokalna polityka zagraniczna. Na ile to wymachiwanie szabelką przez aktorów dużej sceny politycznej, przeszkadza wam w dobrosąsiedzkich relacjach tutaj na samym dole ?
Bartłomiej Bartczak.: Na pewno musimy się często tłumaczyć.
N.W.: Z czego, przecież to wstawanie z
kolan, choć niektórzy mówią, że z upadkiem na głowę ?
B.B.:
Tłumaczę się z wielu różnych wypowiedzi polityków. Nie jestem jednak
bierny i potrafię się partnerom z Niemiec uszczypliwie odgryźć, bo to co często
mówi szef Parlamentu Europejskiego Martin Schultz, też często oscyluje na
granicy dobrego smaku.
N.W.: Ale nie mówi pan Niemcom, że
nauczyliśmy ich jak jeść kiełbaski do piwa ?
B.B.:
Nie, ale muszę powiedzieć, że mamy miasto partnerskie Laatzen pod
Hanowerem i tam czuć wpływ dużej polityki. Byłem ostatnio na 25 –leciu współpracy,
gdzie byli również partnerzy z Francji. W ich wystąpieniach czuć było te hasła
nawołujące do budowy wielkiej Europy ponad podziałami. Przypomina mi się też sytuacja
z 2007 roku, gdy byłem w Laatzen i wtedy mój brat Jakub Bartczak był radnym. Wówczas
prezydentem Polski był lech Kaczyński, a premierem jego brat Jarosław. Oni
poprosili o skład delegacji, a my im wysłaliśmy dwóch Bartczaków. Dopiero na
drugi dzień, po rozluźnieniu sytuacji, przyznali się do wątpliwości, że w
Polsce wszędzie rządzą bracia.
N.W.: Panu pewnie łatwiej: maturzysta z
niemieckiego Guben i absolwent europejskiej „Viadriny” - to wręcz modelowy
kandydat dla miasta europejskiego, jakim jest Gubin. Te doświadczenia pomagają
?
B.B.:
Pewnie, bez wątpienia, ale dzisiaj doskonały niemiecki to nie wszystko.
Na początku to wystarczało i pomagało, ale z czasem wymagania mieszkańców były
większe niż znajomość języka niemieckiego oraz kultury sąsiada. Owszem, znając
dobrze niemiecki jestem w stanie więcej uzgodnić z naszym niemieckim partnerem,
ale zapewniam, że to nie wszystko.
N.W.: Prezydent miasta, burmistrz i wójt,
to przede wszystkim samorządowiec, ale nie da się uciec od wielkiej polityki ?
B.B.:
Pewnie, że się nie da. Szczególnie dlatego, że trzeba posiadać
elementarne rozeznanie w tej polityce: kto, z kim oraz co i jak. Obowiązuje też
postawa patriotyczna i można się nie zgadzać z tym lub innym ministrem oraz
kierunkiem polityki rządu, ale w takim mieście jak Gubin reprezentuje się
Polskę częściej niż gdziekolwiek indziej. Dlatego nigdy nie posunęłem się do tego,
by w rozmowach z partnerami krytykować rząd.
N.W.: To jak się zarządza miastem, które
faktycznie jest jednym organizmem administracyjnym, bo dzieli was tylko
niewielki most. Wspólne projekty, spotkania, przedsięwzięcia ? Mi trudno to
sobie wyobrazić...
B.B.:
Mamy takich rzeczy bardzo dużo, bo jako Gubin jesteśmy poza wielkimi
inwestycjami typu Zintegrowane Inwestycje Terytorialne o których tak wiele mówi
się obecnie w regionalnych mediach. Co sobie wypracujemy, to mamy, a wychodzimy
z założenia, że im więcej partnerstwa, tym więcej wspólnych korzysci.
Startujemy w konkursach w ramach Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego,
ale też zdajemy sobie sprawę iż najlepiej możemy się rozwijać w oparciu o
program Europejskiej Współpracy Transgranicznej. Najlepszym obrazem tego jest
fakt, że w ostatniej kadencji udało nam się pozyskać dla Gubina około 30
milionów unijnych środków, ale 15 milionów pochodziło z EWT.
N.W.: Czyli opłaca się współpracować ?
B.B.:
Pewnie, że tak, bo połowa wszystkich środków, to owoc dobrej współpracy
z partnerami z Guben. Odnowiliśmy parki, wyremontowaliśmy wieżę kościoła
farnego, wyspę teatralną i wykonaliśmy wiele innych ważnych dla mieszkańców
projektów o charakterze infrastrukturalnym. Mnie najbardziej cieszy to, że ta
współpraca jest już obecna na każdym kroku i dzieje się często już bez udziału
urzędu
N.W.: Czyli jest moc ?
B.B.:
I to jaka ! ja mówię tak: wybudowaliśmy szyny, po których teraz jeżdżą
inni.
N.W.: A jest coś czego Guben zazdrości
Gubinowi i odwrotnie ?
B.B.:
Guben zazdrości nam piekniejszej części euromiasta. Oni ciagle
powtarzają, ze przed wojną, Guben było sypialnią, a dzisiejszy Gubin był
miejscem do życia. Tu była wyspa i wzgórza teatralne, kościół farny
oddziaływujący na całe miasto oraz cała infrastruktura społeczna. Gubin był
sypialnią Berlina, gdzie przyjeżdżalo się odpoczywać i relaksować. Zresztą i
dzisiaj Niemcy bardzo lubią do nas przychodzić.
N.W.: A czego wy zazdrościcie Guben ?
B.B.:
Budżetu w euro...
N.W.: ...to zapewne. A przecież Gubin nie
był lata temu w ciekawej sytuacji – były firmy przemysłowe i jednostki
wojskowe, a w pewnym momencie tego wszystkiego zabrakło. Teoretycznie powinna
być kicha, a wam się udało ?
B.B.: Dobra analiza, bo
rzeczywiście w latach 90-ych Gubin był miastem bardzo bogatym. Tutaj się
działo, tu się handlowało i tu powstało mnóstwo wielkich fortun, a ludzie byli
po prostu zadowoleni, że w danym czasie przyszło im tu mieszkać i pracować.
Byliśmy więc kiedyś miastem bardzo bogatym, ale po wyprowadzeniu wojska, a
także zrównaniu się cen - w konsekwencji czego handel nie ma takiego znaczenia
jak kiedyś – musieliśmy szukać rozwiązań na przyszłość.
N.W.: Pewnie łatwiej powiedzieć niż
zrobić...
B.B.:
...to prawda. W 2006 roku, gdy rozpoczynałem pracę jako burmistrz, to
nasz budżet kształtował się na poziomie 30 milionów, a wiec był bardzo mały i
ciężko było cokolwiek z takimi pieniędzmi zrobić. Pierwsze zadania były więc
jasne: pozyskujemy jak najwięcej środków zewnętrznych, a także ściagamy
inwestorów. Dzisiaj budżet Gubina wynosi
już ponad 50 milionów i nie mamy żadnego zadłużenia.
N.W.:
A inwestorzy ?
B.B.:
Na szczęście są, ale zawsze będzie nam ich mało i będziemy dla nich tworzyli
jak najlepsze warunki, by było ich jeszcze więcej. Tak zresztą widzę nasze
euromiasto, jako symbol dynamicznie rozwijającego się biznesu przy granicy z
najważniejszym krajem Unii Europejskiej. Niedługo więc rozpocznie działalność
duża fabryka, producent szuflad dla IKA, który na poczatek zatrudni
kilkadziesiat osób, a docelowo kilkaset. Kolejny inwestor rozpocznie
działalność w przyszłym roku i będzie to uznany producent klimatyzacji oraz
wentylacji, ale mamy też inwestora, który buduje dużą galerię handlową w której
pracę znajdzie ponad dwieście osób.
N.W.: Ile to w sensie społecznym ważny dla
miasta ?
B.B.:
Dużo, bo tych trzech inwestorów w szybkim czasie stworzy w mieście ponad
sześćset miejsc pracy, podczas gdy poziom bezrobocia wynosi około tysiąca osób.
Ale mamy też TEKR-ę, którą udało mi się ściągnąć już jakiś czas temu jako
pierwszą i która zatrudnia blisko dwieście osób. Doceniamy też inwestorów
rodzimych, takich jak pan Andrzej Iwanicki, który zatrudnia już blisko
dziewięćset osób.
N.W.: To z innej beczki. Na ile te
wszystkie transgraniczne przedsięwzięcia i inicjatywy miast typu Gubin czy
Słubice, mają swoje odzwierciedlenie w strategii województwa lubuskiego ?
B.B.:
A jaka jest strategia województwa ?
N.W.: No jest i transgraniczność ma tam
istotne znaczenie.
B.B.:
Ja się w to nie zagłębiam, bo dla mnie istotny jest Gubin oraz jego
mieszkańcy.
N.W.: to inaczej, czy ktokolwiek z
regionalnych politykó sięga po doświadczenia burmistrza Bartczaka w obszarze
współpracy polsko-niemieckiej ?
B.B.:
Jestem wiceprezesem Euroregionu „Sprewa – Nysa – Bóbr”, a prezesem
konwentu jest szef Sejmiku Województwa Lubuskiego Czesław Fiedorowicz, zresztą
były burmistrz Gubina, a więc to jest mój partner do rozmów. Ta współpraca
oraz wymiana myśli i doświadczeń układa się doskonale. Oczywiście, są rzeczy
które mogą zagrażać interesowi naszego województwa, jak na przykład „Partnerstwo Odry”, które mogłoby spowodować,
że środki unijne pójdą bardziej w kierunku Poznania i pominą województwo
lubuskie, ale w takich inicjatywach musimy mówić jednym głosem.
N.W.: Mówić jednym głosem w sytuacji, gdy
wszyscy dookoła straszą wiosennymi wyborami samorządowymi ? Prawda czy fałsz...
B.B.:
Szczerze powiem, że rozmoawiałem na ten temat z politykami partii
rzadzącej, ale nie potwierdził tego...
N.W.: ...a zaprzeczył ?
B.B.:
Nie, stwierdzili, że oficjalnie nic się nie dzieje i oficjalnie takich planów
nie ma.
N.W.: Ale jest pomysł ograniczenia
kadencji, to dobra koncepcja ?
B.B.:
Ja się zgadzam, zróbmy ograniczenie kadencji, ale wszędzie – także wśród
posłów i senatorów. Wtedy można doprowadzić do pewnej rotacji w przestrzeni
publicznej.
N.W.: Nie szkoda, że doświadczony i dobrze
oceniany burmistrz ma kończyć realizację wizji, bo tak stanowi prawo ?
B.B.:
Szkoda i moim zdaniem nie stać nas na to, ale nie mam nic przeciwko.
Prosze bardzo.
N.W.: Pan tez ma aspiracje polityczne, bo
wróbelki ćwierkają o sympatiach względem Polski razem Jarosława Gowina.
B.B.:
Jestem bezpartyjny, choć przyznaję, że mam wielu kolegów i znajomych w
tej partii, a także mocno jej kibicuję.
N.W.: A jak jest z tymi partiami w gminach
i samorządzie: pomagają czy przeszkadzają, czy może nie mają żadnego znaczenia
?
B.B.:
Ten interes partyjny w takich samorządach jak Gubin wychodzi raz na
cztery lata. Wtedy zjeżdżają się politycy i wielu odkrywa Gubin, popierając
własnego kandydata. Kandydowałem trzykrotnie, a ostatni raz już z własnym
komitetetm. Uzyskaliśmy zdecydowanie najlepszy wynik, bo ludzie głosują na
konkretnego człowieka oraz jego dokonania i współpracowników, a nie na szyld
partyjny. Partie interesują się takimi miastami jak Gubin raz na cztery lata.
N.W.: Ale już samorządowcy chcieli
zaistnieć w polityce i był pan jednym z inicjatorów obok Wadima Tyszkiewicza
oraz Janusza Kubickiego przedsięwzięcia o nazwie „Lepsze Lubuskie”, choć wystartowało ono w okrojonej wersji ?
B.B.:
To był ciekawy projekt...
N.W.: ...był ?
B.B.:
Tak, bo chociaż uważam iż ma to sens, to Wadim jest już w strukturach
partii. Żałuję, że dwa lata temu nam nie wyszło, bo to wszystko nie było do
końca takie pewne. Mi proponowano wówczas poparcie Platformy Obywatelskiej w
zamian za start w wyborach do sejmiku, choć ostatecznie się nie zgodziłem.
Miałem wystartować, by w zamian za mnie weszła kolejna osoba.
N.W.: Czyli takie oszustwo polityczne. To
jest w ogóle uczciwe, by burmistrz czy prezydent miasta kandydował, a dzień po
wyborach rezygnował z mandatu na rzecz kogoś innego ?
B.B.:
...
N.W.: To cyniczne robienie z wyborców
idiotów !
B.W.:
Tak, zgadza się. Zupełnie nie dyskutuję z tą tezą i dlatego się nie
zgodziłem, ale zastanówmy się, co motywuje takiego wójta lub burmistrza: on się
musi określić lub udawać, że się nie określa wcale. Kalkuluje tak: wystartuję i
dam partii 2-3 tysiące głosów, a w zamian liczy na to, że partia będzie
pamiętała i odwdzięczy się w jakiś sposób. Korzyść będą mieli wszyscy, także
mieszkańcy. Przyznam, że to nie moja bajka, bo nosi to znamiona politycznej
korupcji.
N.W.: Nie powinno tak być ?
B.B.:
Nie powinno tak być, ale dopóki można, bo ustawodawca nie zabronił, to
się tak dzieje. Ja też tak zawsze biorę udział w wyborach: startuję na
burmistrza i do powiatu, ciągnąc listę wyborczą. Z chwilą, gdy wybieram mandat burmistrza, dwie
następne osoby wchodzą do Rady Powiatu. Dzięki temu mam wpływ na to co się
dzieje w powiecie. Proszę sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy starosta blokuje
burmistrza: przychodzi inwestor i w powiecie nie ma przychylności. Dlatego
właśnie chcę mieć wpływ na powiat.
N.W.: Tu rozumiem, bo z nazwą powiatu do
dzisiaj macie problem, mimo obiektywnych argumentów za tym, by ją zmienić.
B.B.:
Tu się dziwię, bardzo się dziwię. Po co oni to zrobili, bo ta awantura
wygląda tak, jakby ktoś chciał zrobić zamach na Krosno Odrzańskie.
N.W.: Taki konflikt jak Gorzów-Zielona
Góra...
B.B.:
Trochę tak, rzeczywiście. Krosno Odrzańskie ma 12 tysięcy mieszkańców,
ale jest gminą miejsko-wiejską i ma razem 19 tysięcy. My tylko jako miasto mamy
17 tysięcy, a z całą gminą 23 tysiące mieszkańców. My nie chcięliśmy wyrywać
stolicy powiatu do Gubina, ale chcięliśmy pewnego równouprawnienia, co
politykom z Krosna Odrzańskiego i jego radnym bardzo się nie spodobało. Nakręcili
spiralę emocji i wyszło, jak wyszło. Temat, nie jest jeszcze zamknięty, choć
dziwię się, że w ministerstwie za pierwszym razem nie zostało to rozstrzygnięte,
bo mamy obecnie w Polsce dwa powiaty krośnieńskie i korespondencja często
krąży.
N.W.: Jak się to skończy ?
B.B.:
Docelowo warto rozważyć to, czy nie lepiej być w Powiecie Żarskim, ale
co wtedy z Powiatem Krośnieńskim ?
N.W.: A co będzie robił burmistrz Bartczak
za 2, 6 czy więcej lat ?
B.B.:
Dobre pytanie. W życiu publicznym ? Nie mam presji na bycie posłem, senatorem
czy marszałkiem. Jesli już, to widzę się w gospodarce i docelowo chciałbym
zamienić fotel burmistrza na fotel w obszarze gospodarki. Teraz jednak koncentruję sie na tym, by robić swoje jak najlepiej. Gubin na to zasługuje !