Nie ma żadnej gwarancji, że w najpotężniejszym niegdyś bastionie lewicy
wyciągnięto już właściwe wnioski, bo choć widać wyraźne znaki na wodzie: te liczne
polityczne kręgi, bulgotanie, niby fale, bąble i wiry – to nie wiadomo, co
kryje się głębiej pod wodą – jaki „polityczny
potwór”, który może wszystko zniszczyć, zjeść dorastające ryby i zmącić ów wodę.
Bać się władzy PiS-u potrafi każdy głupi, krytyka ośmioletnich rządów Platformy
Obywatelskiej nie jest trudna, ale od partii odbijającej się od dna polityki w
regionie , oczekuje się czegoś więcej – programu, ludzi oraz energii emanującej
z partyjnych narad na zewnatrz...
...a
na to jest szansa, choć sygnały są sprzeczne: w Zielonej Górze i wielu powiatach
nadszedł czas poważnej refleksji, że w „grupie
siła”, a w Gorzowie wręcz przeciwnie – panuje przekonanie, że siła w „kręceniu lodów” i tuptaniu wokół
eksprzewodniczącego i „szarej eminencji”
w jednej osobie, który gwarantuje ich różne smaki, choć koniec końców – po odejściu
z partii Katarzyny Milczał i Leszka Sokołowskiego, pozostanie jedynie
gorzki zapach geriatrii.
Gdy kilka
miesięcy temu lubuski Sojusz Lewicy Demokratycznej dołączył do samorządowej
koalicji w województwie, wydawało się, że teraz może być już tylko lepiej. Po
okresie paniki z powodu rozsypania się struktur w gorzowskiej Radzie Miasta i
konflikcie na linii Tomasz Nesterowicz
– Bogusław Wontor w Zielonej Górze, spory
w partii ucichły i dało to szansę na „zagojenie
się ran”, zbliżenie do siebie dawnych wrogów oraz próbę „pozbierania się”, choć i tu nie brak
wazeliny.
„Dobrze, że Lubuskie z Bogusiem walczy, bo
Czarzasty tego nie naprawi” – ogłosił w sobotę na swoim profilu były rzecznik
tej partii w Zielonej Górze Radosław
Korach.
Niby nic
dziwnego w momencie, gdy zawołanie „wszystkie ręce na pokład” nabiera w
lubuskim SLD pozytywnego znaczenia, ale nie dalej jak w marcu w wywiadzie dla
Nad Wartą rzecznik Korach mówił o sobie per „żołnierz Wontora”, a o samym szefie lewicy jeszcze mniej
pochlebnie: „Boguś musi stanąć przed
lustrem i zadać sobie pytanie: czy ja jeszcze jestem w stanie coś jako
przywódca dla tej partii zrobić ? Ja już mu nie wierzę. On naprawdę chce
pozamiatać tą partię w województwie”.
Jego żal był
wówczas uzasadniony, bo odbywały się wewnątrzne wybory, a przyczyną rozpadu
partii w regionie było despotyczne zarządzanie nią przez Bogusława Wontora. Indagujemy:
co się stało teraz, że dziś opinia zmieniła się o 180 stopni ? „Trzeba się przeprosić i iść do przodu. Dość
rozgrywek, nie ważne kto rządzi, bo liczy się drużyna, a ta będzie silna, jak zapomnimy sobie urazy” – odpowiada Korach.
Politycy SLD
nieoficjalnie i w większości przyznają, że wyborcza porażka mocno i pozytywnie Wontora
zmieniła, choć żartują, że nie wpłynęła na jego status majątkowy. „Pięć tysięcy u Polak i sześć u Liberadzkiego, nie czyni go biednym”
– żartuje jeden z nich. Inny z rozmówców Nad Wartą uważa, że Wontor cieszyłby
się większym prestiżem i szacunkiem, a nawet miałby szansę na wielki „come back”,
gdyby rzadziej kierował się emocjami, osobistymi antypatiami i otaczał lepszymi
od siebie, a nie słabeuszami.
Ten zaś, choć
Sojuszem Lewicy Demokratycznej kieruje od wielu lat, to widząc jak szybko można
dzisiaj wypaść poza margines polityki – pozostając bez pracy i środków do życia
- z roku na rok czuje się mniej pewnie. Przyjmowanie nowych, choć nielicznych w
ostatnim czasie, członków SLD zaczyna od ich dogłębnej lustracji i pytań o
skalę ambicji. Dlatego nawet wśród starych i ideowych działaczy z gmin i
powiatów padają głosy, że po „wycięciu”
Andrzeja Brachmańskiego, Andrzeja Bocheńskiego, Tomasza
Nesterowicza, Janusza Kubickiego, Jana Kochanowskiego, Franciszka Wołowego, Edwarda Fedko, Franciszka Wołowego, Filipa
Gryko czy Jakuba Derech-Krzyckiego,
współpracuje tylko z lizusami.
„Boguś to
działacz pełną gębą i lepszego pod tym względzie nie znajdziemy, ale był
świetny wtedy, gdy nam ufał, nie widząc w nas konkurentów” – mówi jeden z
radnych powiatowych. „Świetny
organizator, choć miał jedną wadę: wszystko wiedział najlepiej. Z perspektywy
czasu wspominam go bardzo pozytywnie, chociaż nigdy tak naprawdę nie mogłem na
niego liczyć. Nie wiem, może nie było nam po drodze” – mówi NW Marcin Jelinek, kiedyś współpracownik
Wontora, obecnie wiceszef kożuchowskiej Rady Miasta i jeden z liderów KUKIZ’15
w Lubuskiem.
Czasy
współpracy Wontora z Jelinkiem, to okres końca lat 90-ych, gdy dzisiejszy lider
SLD miał politycznego „czuja”,
doskonale wyczuwał nastroje i zapotrzebowanie na polityków młodych oraz przebojowych,
a w dodatku potrafił złapać ten wiatr w żagle i popłynąć na blisko 14 lat w
morze wielkiej polityki. Dziś rozumie ten świat mniej i choć ma ogromne
doświadczenie, to raczej nie rozumie – co nie znaczy iż nie może się to wydarzyć
- że lewica potrzebuje nowego otwarcia.
„Pracę do wykonania mamy sporą: musimy się
stać prawdziwą alternatywą – zarówno programową, jak i kadrową”- mówi jeden
z założycieli SLD, były prezydent, a dzisiaj czlonek Zarządu Województwa
Lubuskiego Tadeusz Jędrzejczak. Z
Wontorem nie zawsze było mu po drodze, a nawet w konsekwencji jego działań mógł
nigdy wicemarszałkiem nie zostać, ale dziś również uważa, że warto wszystko
oddzielić grubą kreską.
Zmieniły się
też okoliczności po przegranej ogólnopolskiej i nawet jeśli ludzie Wontora
czekają na wpadki Jędrzejczaka – chcąc mu wytykać brak zaangażowania w sprawy
północnej części regionu i „niemoc
etatową”, to formacja zyskała sporo.
Dzięki
samorządowej koalicji przewodniczący Wontor wzmocnił swoją pozycję, bo bycie „języczkiem uwagi”, to nie tylko etat doradcy dla
niego samego i miejsce we władzach województwa, ale również synekury dla
ważnych działaczy: etat w Wydziale Zamiejscowym Urzędu Marszałkowskiego dla
szefa gorzowskiego SLD Macieja
Buszkiewicza, wicedyrektorska posada w Wydziale Infrastruktury Komunikacji dla
jego odpowiednika w Zielonej Górze Piotra
Tykwińskiego, a także dyrektorskie etaty w marszałkowskiej administracji
dla innych liderów lewicy: wiceszefa zielonogórskich struktur Cezarego Wysockiego i Zbyszka Zaborowskiego, który jest obecnie
zastępcą Włodzimierza Czarzastego i
pochodzi ze śląska.
Mówi
samorządowiec z Południa: „Przewrotów
nikt z nas dokonywać nie będzie, bo też trudno Bogusiowi dorównać w politycznych
grach, ale po cichu liczymy na to, że zacznie nsa traktować poważnie”.
Nawet jesli
Wontorowi uda się zebrać starą gwardię i pozyskać trochę młodego narybku,
stawiając lubuską lewicę na nogi – pal licho, że będą to „polityczne protezy” z tanich drukarek 3D i krótkim terminem
ważności – to pozostaje pytanie, czy „polityczne
Zombie” będą do strawienia dla lubuskiego elektoratu.
Dotychczasowi
i potencjalni wyborcy lewicy w Lubuskiem, to diametralnie różna grupa osób od
tych, którzy oddawali swoje głosy na polityków tej formacji w Warszawie,
Poznaniu lub Łodzi, a w dodatku niejednorodna – w Zielonej Górze to jednak
inteligencja oraz klasa średnia, a w Gorzowie głownie pracownicy przemysłowi
oraz budżetówka. Jeszcze inaczej wygląda to w przygranicznym Kostrzynie, gdzie
wyborcy SLD znacznie różnią się od tych z Żar, Żagania czy Krosna Odrzańskiego.
Województwo lubuskie jest na tyle politycznie nierówne, że chcąc odbudować
lewicę, nie można tej samej miary przykładać do aktywności działaczy z Gubina i
Żagania, do tych z Sulęcina i Skwierzyny.
Kluczowe będą
wybory samorządowe, a tu może być problem – nie w Zielonej Górze, gdzie listy
uda się ułożyć raczej bez problemu, ale w Gorzowie, gdzie SLD właściwie nie
istnieje i szybciej Jan Kaczanowski zostanie
hipisem, a Marcin Kurczyna
bezinteresownym filantropem, niż ludzie SLD wejdą pod tym szyldem do Rady
Miasta. A szkoda, bo to środowisko niegdyś opiniotwórcze, wpływowe i aktywne,
ale dziś nie urodzi niczego nowego, a tym bardziej nowych osobowości.
Działacze SLD,
proszeni o wskazanie największych błędów SLD pod kierownictwem Wontora w
ostatnich latach, anonimowo wskazują dwa: wypłukanie partii z osobowości oraz
zwalczanie tych najzdolniejszych. "Nikt
by z nim nie walczył, bo jednak jest wyjatkową osobowością, ale on nas tępił”
– mówi jeden z nich, dziś już bardziej koncyliacyjny.
Dominacja
lewicy w Lubuskiem skończyła się wraz z nastaniem Platformy Obywatelskiej, a
teraz doszła jeszcze Nowoczesna z Wadimem
Tyszkiewiczem oraz Komitet Obrony Demokracji. Na lubuskiej scenie
politycznej robi się ciasno, bo miejsce jest dla najlepszych lub tych, którzy
chcą się uczyć lub potrafią porzucić stare nawyki.
Czas pokaże,
czy lewica potrafi dokonać samoodrodzenia, czy dalej będzie prezentowała
wizewrunek „Zombie”, bo gdyby potrafiła, to elektoratu jest tu sporo...