Przejdź do głównej zawartości

Piotrowski i Zbanyszek, niesamowita historia

Każda epoka ma swoich kronikarzy, podobnie jak punkt widzenia, zależy od tego, gdzie się było w przeszłości i skąd na przeszłość spogląda się dzisiaj. Omijają się szerokim łukiem, unikają otwartych konfrontacji, ale ich aktywność należy oceniać w samych superlatywach. Dzięki Zbanyszkowi i Piotrowskiemu, historię Gorzowa kocha coraz więcej osób, ale oni samo kochają się coraz mniej, choć łączy ich miłość do historii właśnie.
                

     Są regionalistami nowego rodzaju, którzy doskonale czują się w mediach społecznościowych, zarządzając za pośrednictwem zdjęć i opisów emocjami odbiorców, a przy tym zgarniając „lajki” w ilościach idących w tysiące.
            
         Powiedzieć, że promują historię miasta, to nic nie powiedzieć. Robią znacznie więcej – swoją pasją zarażają innych. Mamy do czynienia z sytuacją w której dwóch całkowicie różnych od siebie ludzi, zainteresowało historią Gorzowa tych samych odbiorców, którzy otrzymują te same „dania”, ale inaczej smakujące i przygotowane w innych przyprawach.
      
          Stworzony i prowadzony na Facebooku przez Mariusza Zbanyszka fanpage „Gorzów Wczoraj”, pokazuje czasy minione, ale inaczej niż ma to miejsce na stronie „Dom Historii Miasta”, którą prowadzi znany regionalista Robert Piotrowski. O ile Zbanyszek zdaje się frywolnie bawić przeszłością, serwując w opisach prezentowanych zdjęć humor i dystans, to Piotrowski swoją rolę traktuje śmiertelnie poważnie. Może dlatego, że w przeciwieństwie do tego pierwszego, na co dzień mieszka w Gorzowie. „Jestem gorzowskim Kosmopolakiem” – mówi o sobie w rozmowie z Nad Wartą Zbanyszek.

Dość powszechną jest wiedza, że obaj panowie za sobą nie przepadają i chociaż ta niechęć nie ma nic wspólnego z konfliktami, jakie znamy ze świata polityki, drobnych złośliwości nie brakuje.

Pan Piotrowski od lat zajmuje się upamiętnianiem niemieckich śladów w Gorzowie i bez wątpienia jest to cenna inicjatywa, bo miasto w przeważającej części jego historii było niemieckie. Mam jednak nadzieję, że za pieniądze z miasta, którymi finansujemy jego pasję, zacznie też robić coś ciekawego dla wspomnienia 50 powojennych lat Gorzowa, już jako miasta polskiego” – mówi Zbanyszek, podając konkretny przykład, jakim jest według niego kamień upamiętniający synagogę. „Jest na kamieniu język polski i hebrajski, ale brakuje informacji, kto spalił synagogę. Dla turysty komunikat jest prosty: to Polacy” – argumentuje.

Nikt nie ukrywa, kto odpowiada za pożar synagogi, a kamień ustawiło Towarzystwo Miłośników Gorzowa, którego ja jestem członkiem, jak wiele innych osób” – odpiera zarzut twórca Domu Historii Miasta.

Są jak bohaterowie filmu „Prestiż”, gdzie dwóch wybitnych magików, opętanych wolą stworzenia czegoś wyjątkowego i niepowtarzalnego, angażuje się w rywalizację, która przeradza się w w wojnę na śmierć i życie. I chociaż ich działalność ma więcej wspólnego z faktami niż iluzją, to bez wątpienia, zawładnęli wyobraźnią wielu.

Doceniałem jego wiedzę i zaangażowanie, ale do czasu, gdy bez podstaw doniósł na mnie do administracji Facebooka, a moje konto zostało zablokowane” – mówi historyk Zbanyszek, a jego zarzuty odpiera regionalista Piotrowski. „Nigdy nikogo nie blokowałem, bo nie mam takiej mocy sprawczej. Po korespondencji i wpisach na temat materiałów związanych z moimi zbiorami, podjąłem kroki poprzez zgodny z regulaminem FB formularz” – wyjaśnia.

Twórca Domu Historii Miasta, wykonuje część swojej pracy za środki z budżetu miasta, a administrator „Gorzów Wczoraj”, traktuje swoją aktywność raczej jako pasję bez orientacji na zyski. „Mój profil działa 5 lat i nie jest jego celem odnoszenie się do innych prywatnych przedsięwzięć” argumentuje Piotrowski. Bardziej koncyliacyjną postawę przyjmuje Zbanyszek: „Mógłbym z nim rozmawiać i nie mam z tym problemu, ale trudno rozmawia się z kimś, kto odmawia mi prawa istnienia”.

Różnic jest więcej. Mariusz Zbanyszek, to człowiek orkiestra i w obszarze środowisk wyznających te same wartości co on, ma bardzo wiele zasług. W czasach PRL-u działał w antykomunistycznym Ruchu Młodzieży Niezależnej, a po 1989 roku związał się z konserwatywnym ZChN-em, wydając prawicowe pismo „Pod Prąd”. Roberta Piotrowskiego społeczna wrażliwość zaprowadziła w szeregi lewicy, skąd wielokrotnie kandydował, a także lansował się na tle Bogusława Wontora czy Macieja Mroczka. Dzisiaj mocno od polityki zdystansowani.

Nie jest to miejsce do rozstrzygania, kto z nich jest lepszy, bo najlepsze jest to, że w udostępnianych przez siebie treściach są tyleż różni, co wyjątkowi. Dla miłośników historii, ta rywalizacja i subtelne „podstrzypywanie się”, nie tylko nie zaszkodzi sprawie, lecz może mieć wręcz charakter konstruktywny.


Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...