Przejdź do głównej zawartości

Tajemnice radnego Surmacza i nabici w butelkę wyborcy...

Ta sprawa powinna zelektryzować polityczne środowisko Lubuskiego, ale przejdzie bez większego echa, bo zasada „ręka rękę myje” jest przez tutejsze elity traktowana niemal jak wyznanie wiary. Poszukiwanie afer i formułowanie oskarżeń jest dla Surmacza głównym paliwem oraz rodzajem kotary, za którą ukrywa fakt, że Sejmik Wojewódzki traktuje jak dojną krowę lub źródełko, z którego co miesiąc płynie do niego całkiem pokaźna kwota. Jego sejmikowy „pomysł na siebie” pokazuje, że jest wyjątkowo silny i oryginalny w „nabijaniu w butelkę” wyborców i kolegów z sejmiku oraz wyjątkowo słabo wykonuje obowiązki radnego. Taka postawę krytykuja nawet jego koledzy z Prawa i sprawiedliwości.
                
FOT.: www.surmacz.pl

      Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby wiceprzewodniczący Marek Surmacz był szeregowym radnym, ale jest przecież członkiem prezydium Sejmiku Województwa Lubuskiego i powinien świecić przykładem, podczas gdy w rzeczywistości smrodzi bezczelnym „naciąganiem” budżetu na dietę.
           
          Po analizie wszystkich posiedzeń sejmiku od stycznia – a więc w okresie jego pełnej już aktywności w charakterze komendanta głównego Ochotniczych Hufców Pracy – okazuje się, że na 164 głosowania, radny Surmacz wziął udział tylko w dwóch (20.06.2016), a w dodatku nie należy do żadnej komisji, co oznacza, że dietę w wysokości niespełna 2500 złotych otrzymuje dosłownie za nic. Spośród wielu głosowań zignorował m.in. te związane z gorzowskim Pogotowiem Ratunkowym, Wojewódzkim Ośrodkiem Medycyny Pracy, rozdziałem środków z PFRON, bazą sportową w regionie, czy podziałem pieniędzy dla strażaków z Kłodawy, Lubiszyna, Santoka, Witnicy, Bogdańca i Strzelec Krajeńskich.
       
           Scenariusz za każdym razem jest taki sam: przyjeżdża do Zielonej Góry służbowym samochodem OHP, a więc nie ponosi żadnych kosztów aktywności samorządowej, podpisuje listę obecności, pozuje za prezydialnym stołem, ewentualnie zabierze głos w punkcie związanym z interpelacjami i po godzinie – nikomu nic nie mówiąc – znika z obrad.
          
        „Radni nie mają obowiązku usprawiedliwiania się w takiej sytuacji” – wyjaśnia Aneta Stefan z Biura Sejmiku, a wiceprzewodniczący Surmacz, nieoczekiwanie znajduje adwokata w byłym przewodniczącym Sejmiku Wojewódzkiego Tomaszu Możejce, którego niegdyś niesłusznie oskarżył o korupcję. „Radny Surmacz wykonuje swoje obowiązki w sposób zadowalający, a jego nieobecności są spowodowane pełnieniem funkcji w administracji. To nieładne metody oceniania radnych po głosowaniach” – powiedział Nad Wartą Możejko, z czym zgodzić się jednak nie można, bo gdyby był nieobecny wcale, to zgodnie z prawem miałoby to konsekwencje w postaci potrącenia 20 procent diety, a ponieważ jego podpis widnieje na liście obecności, dostaje ją w całości.
                
        Mniej łaskawy dla Surmacza, jest uwielbiany w Zielonej Górze przez młodzież nauczyciel i radny wojewódzki z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Kościk, który zaznacza, że nie chce być sędzią, bo z przyczyn zawodowych zdarzyłu mu się nie być na sesji lub komisji, ale postawa kolegi powinna zostać poddana analizie. „Tym konkretnym przypadkiem powinny się zająć statutowe organy naszej partii, które oceniają naszą pracę w radach, a poza tym przewodniczący Fiedorowicz zpowinien używać posiadanego instrumentarium, by takich radnych dyscyplinować” – powiedział w rozmowie z NW, a tajemnicą poliszynela jest to, że gorzowski radny był namawiany do rezygnacji z mandatu po rozpoczęciu pracy w OHP, ale odmówił.
                
       Dziwne, bo w lutym br. komendant Surmacz bez zgody Sejmiku Województwa Małopolskiego, zwolnił z funkcji wiceszefa OHP w Krakowie radnego wojewódzkiego Adama Kwaśniaka z PSL, argumenując to faktem, że „jego udział w sesjach i komisjach sejmiku będą miały wpływ na pełną dyspozycyjność w OHP”. Sam radny Kwaśniak w rozmowie z Nad Wartą przypomina, że od początku mówił, iż będzie miał z pracy na posiedzenia sejmiku bliżej niż komendant Surmacz. „Ja pracowałem w Krakowie i tutaj jest też siedziba sejmiku, a pan Surmacz pracuje w Warszawie, a sejmik lubuski ma siedzibę w Zielonej Górze. Ta liczba absencji Surmacza na głosowaniach, to jakiś rekord Guinessa, bo nigdy i nigdzie z czymś takim się nie spotkałem” – powiedział
                
       Dotychczas symbolem samorządowego lenistwa był gorzowski eksradny Łukasz Szadny, ale on po nagłośnieniu swojego „modus operandi” miał honor i złożył mandat. Antykorupcyjne hasła Surmacza przemawiają do wyobraźni jego sympatyków, tyle tylko, że pozorowanie aktywności samorządowej i pobieranie za to pieniędzy większych, niż niektórzy otrzymują z tytułu zatrudnienia, też jest poważnym nadużyciem.
                
           „Taka postawa zaprzecza idei samorządności, której jednym z elementów jest praca na rzecz lokalnej społeczności. Trudno nazwać wykonywaniem mandatu to, że ktoś złożył podpis na liście obecności i śladowo bierze udział w głosowaniach” – komentuje sprawę uznana mecenas i radna Platformy Obywatelskiej Anna Synowiec, a wtóruje jej były prezydent Gorzowa, dziś radny wojewódzki i wicemarszałek Tadeusz Jędrzejczak. „Brak słów, ale ta wiedza na temat stylu pana Surmacza jest dość powszechna od dawna” – powiedział z rozmowie z NW.
                
        W działaniach Surmacza, jak w soczewce widać patologie polityki: cwaniactwo, kombinatorstwo, pozoranctwo i zwykłą pazerność. Jej uczestnikom wydaje się, że wolno im więcej, a że prace radnych wojewódzkich są mniej emocjonujące niż tych miejskich, chory układ funkcjonuje i dotyczy wszystkich partii na wszystkich szczeblach.
               
          Inna sprawa, że polityk PiS-u znalazł już swoich naśladowców w osobach Łukasza Mejzy i Sławomira Kowala z klubu Bezpartyjni Samorządowcy, którzy metody wiceprzewodniczącego sejmiku twórczo rozwinęli i „leserstwo” przenieśli na poziom komisji. Ostatnio doszło do sytuacji, gdy do Zielonej Góry na posiedzenie komisji przyjechali radni z Północy, ale komisja się nie odbyła, bo nie było kworum.
               
        Kiedyś kazał policjantom, by dostarczali „wieśmaki”, a teraz postanowił zrobić „wieś” w samorządzie województwa... 


Popularne posty z tego bloga

Error. Rzecz o polityce

Rozważając temat polskiej polityki i zachodzących w niej procesów, razem z moim rozmówcą, z wykształcenia informatykiem, zwróciłem uwagę na pewne analogie do działania komputera. W obu przypadkach kluczowym zjawiskiem jest proces. Zarówno w funkcjonowaniu polityki, jak i w systemie komputerowym, procesy są niezmiernie liczne. Procesor nie obsługuje ich jednocześnie, ale przełącza się z procesu na proces, co pozwala na skoordynowanie działań i umożliwia użytkownikowi wykonywanie określonych zadań. W polityce, rolę procesora pełnią politycy, a użytkownikami są obywatele. To oni w wyborach przekazują władzę politykom, aby w określonych procesach, wykonywali powierzone im zadania. Mój rozmówca, informatyk, zwrócił uwagę na fakt, że oprócz procesora, kluczowym elementem w komputerze jest system operacyjny. Dzięki niemu możemy realizować bieżącą kontrolę nad procesami. Jest dla komputera tym, czym dyrygent dla orkiestry: ustala tempo i harmonię między różnymi instrumentami. W komputerze, s...

Hardcorowo w Fabryczna 19

To rozmowa dla ludzi o mocnych nerwach: nie ma w niej żadnej struktury i tego wszystkiego, co w normalnych wywiadach być powinno. Poza dyskusją, tu nic nie było udawane, a całość,  to prawdziwa uczta dla ludzi potrafiących zachować dystans. Odczujecie smak ironii, usłyszycie dźwięk śmiechu, zobaczysz błyskotliwe spojrzenia. Ta rozmowa jest symfonią różnorodności, humoru i inteligencji. Ale uwaga! Nie wszyscy powinni to oglądać... Nazwisk nie wymienię...

Wójcicki czy Wilczewski?

Pozornie, gorzowianie mają ciężki orzech do zgryzienia: Wójcicki czy Wilczewski? Pierwszy ma zasługi i dokonania, za drugim stoi potężny aparat partyjny Platformy Obywatelskiej. Ci ostatni są wyjątkowo silni, bo umocnieni dobrym wynikiem do Rady Miasta. Tak zdecydowali wyborcy. Co jednak, gdyby zdecydowali również o tym, aby Platforma Obywatelska miała nie tylko większość rajcowskich głosów, ale także własnego prezydenta? Nie chcę straszyć, ale wyobraźmy sobie, jaki skok jakościowy musielibyśmy przeżyć. Dziesiątki partyjnych działaczy i jeszcze większa liczba interesariuszy, czają się już za rogiem. Jak ktoś nie wie, co partie polityczne robią z dobrem publicznym, niech przeanalizuje wykony PiS-u w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, a także „dokonania” PO w Lubuskim Urzędzie Marszałkowskim i podległych mu spółkach.  Pod pretekstem wnoszenia nowych standardów, obserwowalibyśmy implementację starych patologii.  Nie piszę tego, aby stawać po stronie jednej partii i być przeciw ...