To niebywałe chamstwo ze
strony byłego prezydenta, że bezinteresownego przedsiębiorcę i oddanego filantropa,
który w mieście nad Wartą wykonywał wszystkie inwestycje za darmo – a „wróble ćwierkają”, że czynił to nawet grubo dopłacając kosztem całej
rodziny – pozwolił sobie określić mianem tego, który mógł w przeszłości
zachować się nieetycznie...
![]() |
EchoGorzowa.pl |
„Z panem Komarnickim proszę mnie
nie łączyć(...).Było mi z nim po drodze do dnia, kiedy to Władysław
Komarnicki, prezes klubu Stal Gorzów i jednocześnie prezes spółki budowlanej
wystartował w przetargu na rozbudowę stadionu żużlowego za publiczne pieniądze.
Uznałem to za niedopuszczalne z punktu widzenia etycznego” –
powiedział w wywiadzie dla portalu echogorzowa były prezydent Tadeusz Jędrzejczak.
Ten cios był skalkulowany na zimno, ale „mały Owsiak” – jak raczył sam siebie określić niegdyś w „Gazecie
Wyborczej” Władysław Komarnicki –
nie spodziewał się, że nastąpi to właśnie teraz: zaledwie miesiąc po tym, jak
na zapytanie jednego z polityków, dlaczego nie jeździ na posiedzienia Sejmiku
Wojewódzkiego z eksprezydentem Jędrzejczakiem, miał powiedzieć: „Tyle lat nie tankował, to niech teraz
zobaczy, co to znaczy jeździć za swoje”.
Inna sprawa, że Władysław Komarnicki w Gorzowie wszystko robił za swoje:
głównie do tego dokładał, wyprzedawał rodzinne dobra, jadał w barze mlecznym „Agata”,
a jedyne co może zawdzięczać Jędrzejczakowi, to możliwość spania w
jego przydomowym ogrodzie, gdy chcąc ukończyć Filharmonię Gorzowską
sprzedał własny dom.
Później było już lepiej, bo gdy filharmonia stanęła, a jego zięć Krzysztof Nowak został tam dyrektorem - za nędzne kilkanaście tysięcy złotych - wziął oddanego biedocie teścia na garnuszek, a ten nie musiał już słuchać
hałasu kosiarki Jędrzejczaka.
Łatwo jednak nie było, bo budując Gorzów, wszystko robił za darmo i rezygnując z marży.
Do budowy stadionu dołożył oddając do „Lombardu” kolekcję sprzętu nagrywającego z DDR, a bulwar wybudował wyprzedając trabanta.
Upadek obyczajów w Gorzowie jest więc nie do opisania.
Wcześniej takiego samego „bezeceństwa”
jak Jędrzejczak dpuścili się dziennikarze „Gazety Lubuskiej”, którzy w
artykułach z 23 maja i 16 czerwca 2010 roku, pod jakże niesprawiedliwymi tytułami:
„W przetargu na rozbudowę stadionu
żużlowego w Gorzowie startuje firma związana z prezesem Stali” oraz „Miliony
na stadion w Gorzowie, czyli jak wygrać przetarg”, zarzucili byłemu
prezesowi „Stali”, że działał nieetycznie.
Chodziło o to, że pełniąc funkcję prezesa klubu żużlowego i będąc
jednocześnie członkiem rady nadzorczej fimy, zgodnie z prawem – ale w sposób
nieetyczny – wystartował w przetargu na rozbudowę za 22 milony stadionu i
przetarg ten wygrał.
„Okazało się, że jedną z trzech firm, która walczy o kontrakt na
przebudowę stadionu, jest Interbud – West. Firma, którą
Komarnicki zarządzał przez kilkanaście lat, a od trzech jest w niej członkiem
rady nadzorczej” – pisali dziennikarze.
„Mały Owsiak” kilka dni później w tej samej gazecie utyskiwał: „Boli, gdy niezasłużenie obrywasz od przyjaciół,
a ja tak traktowałem <Lubuską>. Miałem sześć lat, mieszkałem w Białczu
pod Witnicą. Listonosz przynosił do wsi trzy egzemplarze "GL”. Prosiłem,
aby pozwolił mi ją przeczytać, zanim trafi do adresata. Żebym mógł przeczytać,
co się dzieje”.
Czyli co ?
Nie taki głupi, jakby tego chciał Jędrzejczak, skoro w wieku sześciu lat
potrafił czytać, a w dodatku kombinować: ... „aby pozwolił mi przeczytać zanim
trafi do adresata”.
Przetargowych kopert zapewne nie czytał przed adresatami, ale wypowiedź Arkadiusz
Marcinkiewicza na temat miejskich przetargów wciąż pozostaje aktualna.
„Uważam, ze Władek powinien coś dostać”
– mówił w nagranej potajemnie rozmowie lider prawicy.