Jest smutno i radośnie zarazem. Smutno – bo
niestety urząd Wojewody Lubuskiego stracił na znaczeniu, a jego obsada
ostatecznie przypieczętowała powiatowy charakter Gorzowa. Radośnie – bo dobra
strona całej sytuacji jest taka, że kurczące się miasto na prowincji
województwa lubuskiego, może na co dzień oglądać pierwszego urzędnika
państwowego w regionie, który wprost z urzędu mógłby wskoczyć na okładkę „Glamour”, „Vivy” lub „Cosmopolitan”...
...gdyż wojewodzie lubuskiemu Katarzynie Osos można robić
złośliwe „przytyki” o wiele, ale trudno zarzucić jej, że nie jest kobietą atrakcyjną i
potrafiącą ów urodę wyeksponować poprzez dobór garderoby.
Jeśliby szukać skojarzeń z poprzednikiem Jerzym Ostrouchem, to
na myśl przychodzi jedynie tytuł baśni Jeanne-Marie Leprince de Beaumont
„Piekna i Bestia”, a godnym porównaniem z obszaru płci męskiej mógłby być - co najwyżej
Marcin Jabłoński.
W mieście nad Wartą, znajdującym się pod silnym wpływem najwybitniejszych
projektantów z „Tesco” i „Lidla”, tudzież bardziej światowych nazwisk wprost z
licznych w Gorzowie „szmateksów” – gdzie politycy, samorządowcy i dziennikarze w jednym zestawie
potrafią obsłużyć trzy sezony – kreacje wojewody K. Osos to powiew świeżości, gustu,
prawdziwej elegancji oraz wytwornego szyku.
Jeśli więc konstatacja: „Jak cię widzą, tak cię piszą”, wciąż jest aktualna, to Katarzyna Osos nie powinna schodzić z
nagłówków gazet i portali internetowych.
Na tle gorzowskiej „lumpomody”, gdzie wśród osób prezentujących się publicznie z taktem
i klasą ubrać się potrafi zaledwie kilka osób – od red. Hanny Kaup
zaczynając, przez eksradne Grażynę Ćwiklińską i Mirosławę Winnicką,
a na samorządowcach obecnej kadencji Jerzym Wierchowiczu i Robercie Surowcu kończąc – wojewoda Osos prezentuje się jak „Królewna Śnieżka” podczas zwiedzania obozu ogrów.
Jeśli chodzi o resztę, to stan garderoby zdecydowanej większości przedstawicieli
gorzowskiej „elity” mocno nawiązuje
do lokalnych dróg: zdezolowana nawierzchnia, standard odstający od tego co w
stolicy województwa – Zielonej Górze, a czasami nawet dziury lub oryginalna
kolorystyka.
Powody ?
Mniej zamożni urzędnicy i działacze mogą się najeść "za darmochę" na
okolicznościowych akademiach i festynach, a dobry strój trzeba sobie kupić za swoje.
Kto wie, może przykład wojewody Osos zarazi innych, by swoje zajęcie
traktowali poważnie, a kontakt z wyborcami – bezpośredni lub za pośrednictwem
mediów – jak święto podczas którego trzeba przyzwoicie wyglądać.
Inna sprawa,
że każdy zawód lub zajęcie ma swój „dress
code”, a bycie mieszkańcem podbitej prowincji nie zobowiązuje
już do niczego...