Oczekiwanie zmian w lubuskiej Platformie Obywatelskiej było ogromne,
ale -dla dobra sprawy w wyborach prezydenckich – chcący ją zmieniać od wewnątrz
działacze i kandydaci na działaczy: milczeli. Partia składająca się z leciwej
baronessy, nawiedzonej senator z Lipek Wielkich, zakompleksionej posłanki z
Gorzowa oraz stąpającego pięć centymetrów nad ziemią kandydata na ołtarze,
przechodzi najpoważniejszy kryzys od klilku lat.
Procesu gnilnego nic już nie
zatrzyma, bo z gorzowskiej Platformy Obywatelskiej odchodzą ci, którzy chcieli
i mogli ją zmieniać – mając ku temu odpowiednie predyspozycje oraz odpowiedni poziom niezależności. Zostają w
niej życiowi nieudacznicy, prowincjonalni karierowicze oraz „producenci martwych dusz” – dla których polityka jest wszystkim.
Platformerski establishment w województwie lubuskim lubi takie znane
nazwiska jak Wierchowicz, Synowiec, Woziński czy Wichlińska dopóty, dopóki ich
zaangażowanie jest rytualne i nie zagraża ich własnym karierom. „Niech sobie będą, niech działają, byle nie mieli za dużych ambicji” – uważają ci, którzy poza polityką nie widzą życia, a dziś „żyją z
władzy” w parlamencie, samorządach, Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim czy Urzędzie
Marszałkowskim.
Ludziom spełnionym zawodowo polityka do niczego potrzebna nie jest –
ale mogliby tej polityce wiele dać.
Jako pierwszy „pękł” przed drugą
turą wyborów Jerzy Wierchowicz, który padł ofiarą strachu o własne tyłki
ze strony przewodniczącej lubuskich struktur PO Bożenny Bukiewicz, senator
Heleny Hatki oraz udających „polityczną
przyjaźń” Krystyny Sibińskiej i „Jasia bez pola” - Roberta Surowca. Nie chciał się zgodzić na organizacyjną
mizerię, deficyty intelektualne, a przede wszystkim – został przez swoich
kolegów i koleżanki potraktowany „z buta”.
W takiej sytuacji ludzie tej klasy i rangi nie mieli wyjścia.
„Sensu trwania w tej partii nie ma, bo tam o nic ważnego nie chodzi.
Ciarki mi przechodzą na myśl o tym, co zobaczyłem w ostatnich miesiącach
uczestnictwa w strukturach Platformy obywatelskiej” – mówi NW najbardziej znany w regionie adwokat, a także radny Rady
Miasta Jerzy Synowiec.
We wtorek oficjalnie wystąpił z Platformy Obywatelskiej, a dzisiaj
zrobiła to jego żona – również bardzo znana prawniczka oraz radna Sejmiku
Wojewódzkiego Anna Synowiec. „W
Platformie Obywatelskiej poznałam niestety bardzo wielu ludzi działających nie
dla regionu i miasta, ale głównie z niskich pobudek. Poznałam też wielu
wartościowych ludzi, ale z nimi mogę współpracować bez aktywności w partii” – skonstatowała A. Synowiec, która w sejmikowym klubie pełni także
funkcję sekretarza.
W obu przypadkach chodziło o sprzeciw wobec koniunkturalnemu
traktowaniu polityki i zajmowaniu się tylko partią dla partii.
To jednak nie wszystko.
W środę popołudniu z partii zrezygnowali lub wycofali swoje deklaracje
kolejni działacze z koła kierowanego dotychczas przez senator H. Hatkę, a wśród
nich m.in. adwokat i radna Powiatu Gorzowskiego Anna Wichlińska,
zatrudniający ponad 150 pracowników przedsiębiorca Zbigniew Woziński,
były dyrektor biura senatorskiego H. Hatki – Stanisław Czerczak, a także
Tadeusz Grabowski, któremu zarzucono dawną przynależność do PZPR, gdzie –
w przeciwieństwie do byłego opiekuna pracowników budowlanych w DDR Władysława
Komarnickiego - był szeregowym członkiem, a obecnie może się pochwalić
piękną kartą doświadczenia życiowego i zawodowego.
„Polityk nie może mieć emocji” – powiedziała dwa tygodnie temu w Radiu Zachód senator z Lipek
Wielkich H. Hatka.
Tak właśnie działała jako wojewoda, a potem senator.
Najpierw wyłączyła emocje, później rozum, a ostatnio intelektualne zwieracze...
W wyborach trzeba wyłączyć samą senator...