Kiedy partyjne fekalia województwa lubuskiego nie mieszą się już w
politycznym "kiblu", a na horyzoncie pojawia się antysystemowy beczkowóz, by je „wypompować” i wylać w lesie, „gówniani politycy” zaczynają udawać żaby, a nawet "mułowe ryby", aby
tylko z szacunku dla natury nikt ich nie wyekspediował poza system. Tylko „kret” sprzeciwu i bezwzględnego
oburzenia jest w stanie zamienić lubuskie „gówno
polityki” w obszar normalności ...
... bo dotychczasowy „układ” jest pojemny i może się w nim
znaleźć każdy, kto nigdy nie miał poglądów lub potrafi się ich wyprzeć. Jesli
potrafi jako działacz, dziennikarz, sędzia, prokurator lub urzędnik, poruszać się
„bez kręgosłupa” – będzie kimś
wybitnym, wśród mało wybitnych, ale za to w wybitnym środowisku.
Mądrość oraz
indywidualne walory są tam mocno zakonspirowane, ale możliwości otwarte. To
nic, że jedynymi śladami samodzielnego myślenia przedstawicieli systemu jest
krew na drzwiach toalety, gdzie głośno „wali
się” – bynajmniej nie to o czym wszyscy myślą – ale głową w ścianę,
krzycząc: „ Dam radę, muszę być taki sam
jak starsi koledzy. Wytrzymam!”. To i tak lepiej niż w SLD, gdzie młodzi
wciąż kiwają głowami z lewa na prawo, bo obawiają się iż w przeciwnym razie
zastygnie im beton.
Betnon już dawno
zastygł w głowach wielu dziennikarzy, czego dowód dał w swoim artykule w „Gazecie
Wyborczej” lubuski beneficjent „systemu
powiązań” Artur Łukasiewicz.
Jego powyborczy tekst, to nic innego niż próba pozycjonowania się, ale w taki
sposób, by nie urazić „mocodawczyni” - czyli marszałek Elżbiety Polak.
Trudno się dziwić –
rodzina jest tak samo ważna jak Polska, synowie cenniejsi niż armia, a reszta
to – tu za cenionym przez redaktora „GW” i autora bloga NW ks. Józefa Tischnerem – „gówno prawda”.
„Lubuskie jest wierne Platformie Obywatelskiej i prezydentowi
Komorowskiemu. Wyborcy popierając Kukiza, bardziej zamanifestowali swoje
młodzieńcze uczucia, niż uwierzyli, że gwiazda rocka może być prezydentem” –
skonstatowała w artykule „GW” marszałek. Aż chciałoby się ripostować – bo politycznie
jej się to należy – ale jej zasługi dla Gorzowa są dużo większe niż całej
nadwarciańskiej klasy politycznej. W tym kontekście, lepiej po prostu milczeć.
Co innego polityka
partjna i miejska. Słabi politycy są silni tylko w gębie – i dotyczy to tak
regionu, jak i samego Gorzowa. Tworzą pozory aktywności – na rzecz estakady
kolejowej, utworzenia Akademii Gorzowskiej, połączeń kolejowych z Berlinem,
rozwiązania problemów ekspracowników szpitala w Kostrzynie czy przywrócenia
funkcjonalności centrum Gorzowa – ale wszystko jedynie na pokaz i koniecznie w
obecności mediów.
Pozory skuteczności
jakie stwarzają nieudolni gorzowscy politycy, mają czasami wymiar kabaretowy, a
ikonami tej „dyscypliny” jest Jerzy
Wierchowicz i Władysław Komarnicki.
Nie dziwi więc fakt,
że w województwie lubuskim Paweł Kukiz
zdobył ponad 11 tysięcy głosów, a konstatacje wielokrotnie już „farbowanego” na wszystkie możliwe kolory
Czesława Fiedorowicza, że jest on
Lepperem lub Wałęsą, to dowód bezsilności zdegenerowanej klasy politycznej.
Niestety, sam Fiedorowicaz jest tego zjawiska najlepszym przykładem – nie liczą
się poglądy, ale możliwości.
Tak tworzy się system
w którym mandat nie służy pracy dla innych, ale ochronie miejsca pracy – bo radnego
nie można zwolnić bez zgody samorządu.
Podobnych sytuacji
jest więcej.
Dlatego warto o „przewietrzeniu” regionu pomyśleć szerzej
– bo dzisiaj politycy zabiegają głównie o zaproszenie do porannej audycji Radia
Gorzów, Radia Zielona Góra lub Radia Zachód, dziennikarze sumiennie stosują się
do zasady: „Kopiuj-Wklej” lub „Przeczytaj bez zmian”, sędziowie
reprezentujący „ślepą Temidę”
podglądają i uprawiają korporacyjny nepotyzm nie mniejszy niż politycy, a
urzeędnicy do perfekcji opanowali sztukę kamuflażu i działania zgodnie z
zasadą: „Po co się wychylać?”.
Polityka straciła w
regionie polot i klasę, a w poszukiwaniu ludzi wyrazistych należy się udać na
cmentarz.
Politycy doskonale
komunikują się z bankowcami, bo tam wpływają ich pensje i diety, ale nie idzie
im rozmowa z wyboracmi, którzy te wynagrodzenia im fundują.
Wystarczy pochylić
się nad kilkoma nazwiskami, aby się przekonać, że motorem działania „ludzi systemu” jest nie to co osiagnęli
poza polityką, ale w polityce i dzięki polityce.
Przewodnicząca Bożenna Bukiewicz – dzięki jej
przywództwu mąż Mirosław Bukiewicz
otrzymał posadę w Agencji Nieruchomości Rolnych. Poseł Krystyna Sibińska – jej córka otrzymała posadę kierowniczki wydziału
zamiejscowego Urzędu Marszałkwoskiego. Senator Helena Hatka – jej syn został dyrektorem w Urzędzie Marszałkowskim.
Szwagier eksprzewodniczącego Sejmiku Wojewódzkiego Tomasza Możejki otrzymał posadę wiceprezesa w Zarządzie
Melioracji. Wojewodą lubuskim została Katarzyna
Osos – dotychczas znana z parzenia kawy B. Bukiewicz, a liderem listy PO do
Sejmiku Wojewodzkiego Władysław
Komarnicki – bez życiorysu.
Czy to może kogoś
dziwić, że zmiany są potrzebne, a miejskie latarnie mogą się przydać do czegoś
innego niż oświetlanie ulic ?
Nie powinno, bo smród polityki przeszkadza już nie tylko tym "oburzonym" z powodu złej sytuacji życiowej, ale także tym, którym się powodzi, ale nie uważają by powinni ich reprezentowa ć nieudacznicy w życiu bez polityki ...